Jestem już po pełnym odsłuchu, więc mogę coś napisać na spokojnie.
Instrumentalnie jest raczej w porządku. Co prawda zdarzają się wpadki, jak np. jedna partia gitary w Hallowed Be Thy Name podczas "running loooow..." (kompletnie nie wiem, co to miało być), ale ogólnie jest okej. Wokal czasem lepszy, czasem gorszy. Ewidentnie widać, że są numery, które Bruce'owi sprawiają niemałą trudność, Where Eagles Dare brzmi naprawdę słabo. Podobnie, jak w The Red And The Black, tu jest za dużo słów, żeby mógł to dobrze wykonać, przez co zwyczajnie bełkocze. Generalnie słychać, że najlepiej wychodzą kotlety, które zespół gra po raz n-ty, aczkolwiek najlepszą frajdę sprawiło mi For The Greater Good Of God, Ikar także wypadł spoko.
Natomiast brzmienie jest jednym wielkim nieporozumieniem. Nie wierzę, że ten materiał trafił do jakiegokolwiek studia. Gitary są plastikowe i bez mocy (przypomina się Wirtualna XI), ewidentnie brakuje tu dołów. Nieźle się zdziwiłem, gdy nagle pod koniec Clansmana (a w zasadzie Clansmena

) nagle jedna z gitar zaczęła mi wyraźnie mocniej grać w lewym kanale...Ewenementem są chórki, nagłośnione do przesady, przez co można się "delektować" wokalami Harrisa i Adriana, w Run To The Hills brzmi to zupełnie absurdalnie. Kolejna ciekawostka to odgłosy publiki, one są chyba jedyną rzeczą, która nie została wzięta prosto z konsolety. Od razu słychać, że są kompletnie nienaturalne, a to, co się dzieje na początku Orłów...No naprawdę trudno mi to skomentować
Ogólnie jest to bardzo średnie wydawnictwo, które naprawdę mnie zawiodło, bo LOTB uważam za bardzo dobrą trasę, która zasługiwała na porządne udokumentowanie. Tymczasem nie dostaliśmy ani zapisu video, ani nawet bardzo dobrego koncertu. Zagadką jest dla mnie to, że Maiden nagrywa każdy swój występ, a zdecydowali się na wydanie właśnie tego. Do tego wszystkiego dochodzi bootlegowe brzmienie i mamy to, co mamy. To jest wydawnictwo zrobione "na odwal się", zupełnie inne od tych, do których przyzwyczaił nas zespół. Za cholerę nie jestem w stanie pojąć, kto uznał, że można to w takiej formie wypuścić na rynek. Słaba produkcja jest dla mnie o tyle zaskakująca, że Live Chapter brzmiał lepiej, niż TBOS i miałem nadzieję na to, że Newton ponownie wyciągnie z zespołu ogniste brzmienie.
Ocena: 5,5/10. Gdyby nie byli takimi niechlujami, to byłaby wyższa, bo to nie jest zły koncert, ale brzmienie pozostawia bardzo wiele do życzenia.