Witam! zakładam temat do relacji z koncertu w Berlinie. Zacznę od swojej relacji:
Pod halę O2 w Berlinie dotarliśmy około godziny 18:30. Po zjedzeniu czegoś udaliśmy się pod wejście. Ludzi jeszcze nie było jakoś dużo (sądziłem, że o tej godzinie będzie więcej) ale z każdą minutą przybywało. Po przejściu przez bramkę mym oczom ukazał się hol O2, który niewątpliwie robi wrażenie. Pierwsze kroki skierowałem do miłej Pani sprzedającej tourbooki z oficjalnego sklepiku, po 15 Euro. Po prawej stronie od wejścia znajdowało się stoisko z oficjalnymi pamiątkami. Niestety nie było koszulki na jaką liczyłem („Rime of the ancient mariner”), za to same związane z tematyką TFF. Kupiłem za to czapkę taką, jaką Bruce nosi na tegorocznej trasie. To co mnie zdziwiło, to że sklep działał także po koncercie, myślałem że tego typu standy zwijają się w trakcie koncertu do domu.
Po zakupach udaliśmy się schodami w górę, w kierunku naszego sektora. Przy wejściach na trybuny było kilka sklepów z napojami. Po krótkim „zwiedzaniu” okolic weszliśmy do środka hali. To co jako pierwsze się rzuciło w oczy to, że O2 nie jest w rzeczywistości tak wielka jak się zdaje na zdjęciach. Z każdą chwilą ludzi przybywało, miejsca się zapełniały. Tuż przed 20 na scenę weszło Rise to Remain. Na żywo robią sympatyczne wrażenie, ale brakuje im charyzmy, poza tym rodzaj muzyki jaką grają średnio chyba pasuje pod publikę Ironów, ludzie w większości nawet nie wstawali z miejsc. Młody Dickinson potrafi fajnie śpiewać, nie wiem po co mu growl do tego, w każdym razie wrażenie było pozytywne, ale nic ponad to. O 21 przyszedł czas na gwiazdę wieczoru – IRON MAIDEN.
Zaczęło się od kultowego „Doctor, Doctor” UFO. Później zaczęło się intro z nowego albumu. W tym momencie muszę stwierdzić, że jest ono moim zdaniem na koncerty trochę za długie, powinni je skrócić tak z minutę, no ale to tylko moja opinia :p Następnie snop światła został rzucony na scenę, gdzie już znajdował się wokalista. W ten sposób Panowie rozpoczęli
The Final Frontier. Utwór w sam raz na otwarcie i na rozgrzewkę. Z perspektywy oceniam go jako dobry otwieracz, kto wie czy nie najlepszy po reunion. Następnie przyszedł czas na
El Dorado. Ten kawałek BARDZO zyskuje live ! Bruce fajnie wchodzi w wyższe tony, wszystko jest grane szybciej i bardziej żywiołowo. Po tym przyszedł czas na
2 minutes to midnight, które jest koncertowym standardem. I tak też zostało wykonane, bardzo solidnie, ale bez jakiejś rewelacji. Potem przyszedł właśnie
The Talisman, Ten utwór zdecydowanie robi miazgę !! Ale ma jedną wadę – zbyt dużo zwrotek, aż chyba Bruce sam się mylił miejscami. Muzycznie jednak to jest przyszły klasyk i jeśli cokolwiek będzie grane z TFF w przyszłości, to właśnie ten, lub ewentualnie następny w secie, czyli
Coming Home. Tuż przed tym utworem, Bruce zauważył dużą ilość polskich flag pod barierką i skomentował, że za tydzień grają w Warszawie. Dla mnie to był bez wątpienia bezcenny moment i darłem się w tym momencie jak poj***ny
Super być w ten sposób zauważonym, ale to oczywiście głównie zasługa Was – tych którzy byli pod barierkami
. Oba kawałki z TFF są wykonywane wprost genialnie, Bruce miażdży siłą wokalu i zdecydowanie koncertowe wykonanie tych utworów przebija studyjne !! Po CH przyszedł czas na
Dance of Death. To jeden z tych, których nie słyszałem dotąd na żywo. Muszę przyznać, że pięknie wpisał się w set i nie mogę się doczekać aż usłyszę ten kawałek w Wa-wie. Bardzo podobało mi się podświetlenie wokalisty od spodu, czerwonym światłem, mam nadzieję, że na Bemowie będzie to widoczne. Potem Panowie zafundowali nam klasyk pod postacią
The Trooper, przy którym hala O2 oszalała!! Serio, chyba ten utwór miał największy power ze wszystkich wczoraj! No i „oooo” z refrenu było wyraźnie słyszalne wśród publiki, w przeciwieństwie do innych refrenów (poza samym FOTD który zawsze jest najgłośniej śpiewany). Po tej perełce przyszedł od razu czas na
Wicker Man’a . Utwór spoko, ale uważam, co wspominałem na forum wielokrotnie już, że TCDR powinien go zastąpić ! Później była przemowa Bruce’a, standardowa dosyć, mówił o złocie dla TFF w Niemczech i po niemiecku „Jestem Berlińczykiem”, wspomniał o fanach na świecie, w Iraku, Iranie, Egipcie itp. I po tym zespól zafundował nam
Blood Brothers. Szczerze, to z każdym rokiem bardziej się przekonuję do tej piosenki. Koncertowo ten utwór wymiata wprost, zwłaszcza refren!! Myślę, że jeśli mają coś grać z BNW, to właśnie to! Kolejny w secie był epik ‘Arry’ego –
When the Wild Wind Blows. Ciekawy utwór, z fajnym wstępem i końcówką, ale Talisman mimo wszystko go bije koncertowo. Bardzo tutaj podobała mi się płachta prezentująca miasto zrujnowane atomówką, czy trzęsieniem ziemi. Następnie przyszedł klasyk z 7 syna:
The Evil That Men Do. Podobnie jak 2MTM solidne wykonanie, bardzo fajny koncertowy kawałek, ale The Clairvoyant na SBIT pokazał, że z 7 syna można było wybrać lepiej. W trakcie wyszedł mały Eddie, grał na gitarze, ale niestety nie na tej nowej, tylko dali mu zwykłą, nie wiem czemu, może ta zrobiona specjalnie do niego się rozstroiła ;P Kolejny utwór w secie to nieśmiertelny klasyk:
Fear of the Dark. Utwór, który robi miazgę w publice, podobnie jak The Trooper. Nie dziwię się, że jest praktycznie zawsze w secie. Na koniec głównej części koncertu, przyszedł czas na
Iron Maiden. Super podobało mi się oświetlenie gitarzystów na początku. No i gwóźdź programu – duży Eddie, powiedziałbym nawet , że sk****syńsko OGROMNY !!! Może mnie pamięć zawodzi, ale jest jakoś półtora raza większy od mumii z SBIT, no i z tymi łapami po bokach robi naprawdę piorunujące wrażenie! Po pożegnaniu z widzami, przyszedł czas na bisy. Najpierw klasyk –
Number of the Beast z nieśmiertelnym wstępem skandowanym przez wszystkich. Sam utwór wykonany ok, w normie
Później
Hallowed be thy name, super piosenka, dobrze że na każdym koncercie jest, Bruce od lat wykonuje go b. dobrze i tak było też wczoraj. Tradycyjne „Scream for me Berliiin” pojawiło się tu (i nie tylko tu). Ostatni na ten wieczór był nigdy przeze mnie nie słyszany
Running Free. Stanowił on dobre zakończenie całego koncertu, w trakcie utworu Bruce przedstawił cały zespól, podziękował publice i w ten sposób Panowie skończyli. Po ostatnim utworze, tradycyjnie rozrzucali frotki, kostki itd. Zauważyłem, że Nicko przekazał mnóstwo pałeczek Polakom w pierwszym rzędzie. Bardzo fajny moment kiedy rzucił membranę (jak źle mówię, to poprawcie, ale wydawało mi się, że rzuca jakimiś wymienialnymi membranami z bębnów, czy się mylę ??) i ta doleciała aż na środek płyty, do soundboardu. Technik podniósł ją, próbował rzucić w publikę, ale ta wróciła z powrotem do soundboardu
Jeszcze tuż po końcu Running Free wydawało mi się, że Janick trzymał polską flagę wrzuconą na scenę, ale może ktoś więcej o tym napisze….
Po koncercie wróciliśmy do auta i pół godziny trwał wyjazd z parkingu (do otworzenia drugiej bramki wyjazdowej, koło nas). W Szczecinie byłem o 1 w nocy.
Ogółem koncert oceniam jako mega udany!!! Ale nie powiem czy lepszy czy gorszy od tych na których byłem w 2008 roku, bo każdy tak naprawdę był zaj*****y
Pod względem seta lepiej było w 2008 roku – więcej klasyki, ale z kolei tutaj miałem sporo nowych kawałków, ponad połowy setlisty nie słyszałem wcześniej. Nagłośnienie i oświetlenie – nagłośnienie ocenię jako dobre, ale uważam, iż było lekko za głośno, a któraś z gitar (bodajże Dave’a ? ) była za mocno przesterowana i źle ustawiona głośność. Ogółem więc koncert halowy jak dla mnie nie różnił się słuchowo od stadionu w Londynie, a Gwardia od obu wypadła leciutko słabiej, ale w miejscu gdzie ja stałem było akurat spoko. Oświetlenie było superanckie, lepsze od tego z 2008 roku!! Liczę, że takie standardy oświetleniowe Panowie utrzymają na następnych trasach!
Publika była w wybranych momentach głośna, głównie znów na klasykach. Nie podejmowali śpiewów w melodyjnych momentach, np. wstęp do WTWWB, a szkoda. Większość dookoła mnie, na sektorze to byli ludzie koło 40-50. Miałem wrażenie, że byłem najmłodszy na sektorze
Ludziska różnie się bawili, większość spokojnie stała z piwem, ale niektórzy przy tym potrafili i skandować, drzeć się i machać łapami, więc nie było jakoś tak tragicznie, powiedzmy, ze trochę lepiej pod tym względem niż Londyn.
Ostatnia sprawa – piwo. Jak można pochłaniać tyle litrów piwa przed koncertem ?? 0_o Jak można wchłaniać takie ilości w trakcie koncertu ??? 0_o Nie rozumiałem ludzi, którzy w trakcie występu potrafili wyjść po tackę piwa, no cóż każdy bawi się jak lubi, ale dla mnie to było dziwne. Mało sympatyczny był widok niektórych nieźle zalanych „fanów”. Nie wiem jaki jest sens przychodzenia w takim stanie na koncerty. IMHO koncerty = zero % - dla bezpieczeństwa i przyjemności, ale cóż to moje zdanie. Trochę jednak dziwne, że ja nie mogłem stać w przejściu chociaż było mi tak trochę wygodniej (ale ochrona poprosiła o stanie w swoim miejscu w sektorze i nie blokowanie przejścia), ale 3 zapijaczonych szwabów z browarami już mogło. Ogółem jednak nie wszyscy w ten sposób się zachowywali, część ludzi wkoło pokazała, że można się bawić normalnie, nawet z piwem w ręku. Po prostu ta duża ilość alko rzucała się w oczy, nigdy czegoś takiego wcześniej na żadnym koncercie nie widziałem.
To by było na tyle. UP THE IRONS !!!! \m/ 0_0 \m/