Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM
Dokładnie zgadzam się z tym w 100% tego po prostu jest chyba za dużo na jedne raz. Tym bardziej że utwory są zróżnicowane i ogarnięci tego za pierwszym razem jest chyba nie wykonalne.Myślę, że aby przegryźć się przez tą płytę i wyłapać wszystkie ważniejsze elementy potrzebne będzie co najmniej kilkanaście odsłuchów. Po pierwszym mogę powiedzieć, w sumie tylko tyle, że od samego początku wybijają się te dwa kolosy z pierwszej płyty.
TRatB zrobiło na mnie chyba największe wrażenie, tak na szybko. Tytułowy też kapitalny. Ogólnie zgadzam się, że grube berty z CD1 nadają ton całości - tak dobrych epiców nie mieli chyba od "Sign of the Cross" (może ew. zahaczając o "Paschendale") <3Mi jedynie cały czas chodzi po głowie motyw z Red and Black, na który swoją drogą narzekali recenzenci.
Po pierwszym przesłuchaniu całości - brak mi słów. Nie wiem, w jakich kategoriach trzeba by było oceniać te dwa krążki, żeby jednoznacznie stwierdzić, czy to jest najlepsze dzieło Stefana i ekipy, bo wpakowali w te 92 minut tyle pomysłów, emocji, energii i po prostu qrevsko dobrej muzyki, że tego nie będzie szło ogarnąć nawet po kilku razach. Nie umiem tego do końca zestawić z żadnym z ich poprzednich dokonań. Po zapowiedziach z recenzji i listening parties, obawiałem się trochę pierwszego CD. Tymczasem pierwsza część daje po ryju, wbija w fotel, nie puszcza do końca i IMO jest absolutnie najlepszą formą post-reunionowego, "progresywnego" Maiden, jaką dane nam było usłyszeć. Trochę trudniej ocenić mi CD2, bo nie jest już tak intensywnie i zwarto, ale z drugiej strony wpakowali tam tyle nowych brzmień i pomysłów, że trudno mi sobie wyobrazić jakąkolwiek kapelę, która na tym etapie kariery jest w stanie aż tak zgrabnie i bez przeginania przesuwać do przodu granicę swoich możliwości twórczych.
Krótko mówiąc - wow! Nie wiem, czy stać mnie teraz na replay, bo czuję się emocjonalnie rozwalony na kawałki i dopiero się składam do kupy
Dokładnie to samo pomyślałem. Nad większością utworów z AMOLAD i TFF pracowali i później ćwiczyli na próbach, ale bardzo często brakowało tego "czegoś". Tutaj po prostu weszli do studio z pomysłami, bez skończonych numerów (no może z wyjątkiem "If Eternity Should Fail" czy "The Man of Sorrows"), ale nie mam uczucia, że pisano to na chybcika.Absolutnie nie mam wrażenia nagrywania "na żywo" - tzn. bez ogrania. Poszczególne kawałki są skończone.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości