nawet marbles? Czyli marbles jest gorsze od SE dla Ciebie?
czytaj ze zrozumieniem
Herki już wyjaśnił.
Jak teraz tak na to patrzę, to Fish to rzeczywiście trochę taki di'anno Marillionu
z całym szacunkiem - nietrafione jak dla mnie porównanie. Choćby dlatego, że najwięcej płyt sprzedawali z Fishem i to zdecydowanie, co w przypadku Di'Anno nie ma miejsca ofkorz. Dość zasadnicza różnica.
no ale z fishem nagrali 4 albumy, a z H aż 10, więc trudniej utrzymać najwyższy poziom na tak imponującej liczbie płyt
a to już inna sprawa. Ale zgoda.
Takie gadanie rozumiem u kogoś po czterdziestce który lubi te płyty, tylko dlatego, że były modne w czasach jego młodości... A późniejsze są "beee... bo to już nie to samo... łeee.". ; ) Ciężko mi znaleźć wykonawce u którego do najlepszych płyt należą te pierwsze...
No to czas też zrozumieć i to. To czy były modne to mam w poważaniu, mam je po prostu za najlepsze, proste. Do tego może też, owszem, dojść sentyment bo poznawanie Marillion zaczynałem od pierwszych płyt. I nigdzie nie twierdze "że późniejsze są beee", przypominam. Zwłaszcza że moją ulubioną nagrali z Hogarthem.
A co do pogrubionej części - jak dla mnie to w przypadku większości zespołów najlepszych płyt szukać by należało wśród początkowych 5 dajmy na to (w przypadku zespołu który nagrał z kilkanaście). ale to już zależy też kto czego słucha, ja w przypadku swoich ulubieńców zauważam raczej taką tendencję, tyle.
No wybacz, ale ja słucham tych płyt które są najlepsze. Nie takich które są "kultowe", "jedyne słuszne" w pewnych grupach ludzi, tylko takie które są najlepsze.
czasem tak, a czasem Ci sie zdaje, hehehe
Tak samo wolę Maidenów z Blaze'em grającym dojrzałą, bogatą muzykę z naprawdę waznymi treściami, niż płyty z lat 80tych wypełnione prostymi, ładnymi przeboikami ala "Aces High" czy "Run To The Hills".
Zwłaszcza na "Virtual XI" jest iście przebogata
zwłaszcza w warstwie rytmicznej
a co do treści - to już zależy jakie kto ma podejście do tekstów. Mnie naprawde wisi o czym śpiewają, bo nie szukam w tekstach jakichś wskazówek czy cenionych przeze mnie wartości.
Tak jak preferuje świetnie zaaranżowane, skomponowane i rewelacyjnie zaśpiewane płyty Black Sabbath z Tony'm Martinem nad prostymi, żeby nie powiedzieć prostackimi, o kiepskim poziomie wykonawczym i arcahicznym brzmieniu płytami z panem Osbourne'em.
Muzyka nie musi być dopieszczona w każdym calu, mieć idealne brzmienie żeby być dobra. Choć jak widać Tobie raczej bliżej do takiego podejścia
Ja z kolei wole czasem poczuć tę magię obecną w tych niedoskonałościach (niewątpliwych czasem).
Zresztą wartość płyt BS z Osbourne'm najlepiej wychodzi jeśli spojrzymy na to, jaki wpływ wywarły na cały cięzki rock. Amen
I tyle mojego offtopu, za który serdecznie przepraszam.