Sodom nie wniosl KOMPLETNIE NIC nowego do metalu i nie nagral nic co byloby w tym gatunku nowa jakoscia
Z tego co wiem i pamiętam to prawie każdy stary ekstremalny zespół typu Entombed, Darkthrone, Bolt Thrower, Death, Mayhem, Marduk, Immortal, Unleashed, Massacre, Grave, Sarcofago, Master, Benediction i wiele wiele innych wymienia Sodom i inne niemieckie zespoły jako główne źródło inspiracji. Nie wspominając już o kapelach z naszego rodzimego podziemnego podwórka lat '80/'90. O Metallice albo Testament czy Anthrax z wyżej wymienionych nikt za bardzo nie wspomina.
"In The Sign Of Evil" i "Obsessed By Cruelty" było w tamtych latach tak samo jak "To Mega Therion" czy "Seven Churches" nową jakością. Uwierz mi. Podobnie było z pierwszymi materiałami Kreator, Bathory albo Destruction.
I nie piszę tego bynajmniej po to, żeby się bezsensownie w nieskończoność przekomarzać.
Ok, mozna im przyznac honorowy medal za wytrwalosc z tym co robia, pomimo braku wiekszego sukcesu, ale to chyba tylko tyle.
braku większego sukcesu? Chyba komercyjnego jak już. Sodom swoją postawą i podejściem zawsze mi imponował. Z resztą nie tylko mi. I ja generalnie wole, żeby jakiejś kapeli słuchało pięćdziesięciu ludzi, ale słuchało jej na prawdę, zamiast tysiecy wielbicieli, którzy tylko po 5-6 największych "przebojów" grupy znają. I z poza gatunku wykonywanego przez zespół znają mozę jeszcze dwa-trzy te najbardziej popularne. A wracając do samej muzyki to ja lubię, bardzo cenię takie podejście w stylu Motorhread, AC/DC czy z trochę innych klimatów Amebix. Grają swoje i nie oglądają się za modą, ówcześnie panującymi trendami. Robią to co chcą i można śmiało rzec - mają innych w dup*e. Brakuje takich zespołów na scenie niestety. Dziś kiedy nie mamy już Motorhead, Sodom wydaje się jednym z ostatnich prawdziwych bastionów, że tak powiem ciężkiego grania, w 100% oddanych swoim klimatom.
Ja wolę tak postawioną sprawę, niż thrashowe czy deathowe zespoły, które po nagraniu trzech-czterech dobrych płyt, zmieniają styl i grają rocka, jazz czy bluesa
. Z jednej strony w zasadzie to ich niby sprawa, ale z drugiej dla mnie to trochę nieszczere i przejaw, oznaka tego, że w danym gatunku się już niestety wypalili. Co na przykładzie takiej Metallicy widać najlepiej, bo ich obu płyt wydanych po 2000 roku nie jestem w stanie wysłuchać w całości. Inną sprawą jest fakt, o którym obaj dobrze z resztą wiemy, że żadna z tych kapel, o których jest tu mowa nie nagra już nigdy płyty na miare tych pierwszych, że tak powiem najlepszych. Oczywistym jest, ze Slayer nie nagra już drugiego "South Of Heaven", Metallica "Master Of Puppets", a Sodom płyty tak dobrej jak "Agent Orange". Moim zdaniem, jeżeli ktoś siedzi w takich thrashowych klimatach zauważy różnice pomiędzy wydawanymi ostatnio przez zespoły płyty. Weźmy "Code Red" (którą mocno polecam) bądź "M16" Sodomu, płyty tak kur*wsko dobre i brzmiące w taki sposób, ze śmiało można by je postawić obok "Persecution Mania", "Agent Orange" albo "Tapping The Vein". Poza jeszcze "Obssessed By Cruelty" moimi najlepszymi płytami tej kapeli. O Megadeth czy Metallice tego samego już nie powiesz. No, bo gdzie takim "The World Needs A Hero" albo "The System Has Failed" do takiego "Rust In Peace" chociaż.
Inną równie ważną i widoczną sprawą jest to, że taki Sodom jest z Europy, a tamci ze Stanów. Bo Metal w obu tych zakątkach świata rozwijał się z czasem w zupełnie innym kierunku. Niby ta muzyka pochodzi z dokładnie takiego samego źródła, ma takie same korzenie, ale uważam, że Europejczycy są bardziej naturalni, mają powiedzmy bardziej mistyczną, mroczną naturę. Co czyni ich (nas
) bardziej kreatywnymi i niektórych sytuacjach bardziej szczerymi, prawdziwymi i mniej zachowawczymi. Popatrz na to, że Amerykanie w bardzo wielu przypadkach polegają na czymś, co zostało już zrobione. Nie wiem dlaczego tak jest, ale to Europa może pochwalić się najlepszymi i pionierskimi kapelami z wielu gatunków jak Hard Rock, Heavy Metal, Black Metal. Z resztą podejście europejskich zespołów do grania np. death metalu też jak wiesz jest zupełnie inne. Odzywają sie tutaj trochę inne instynkty, góruje właśnie ta mistyczna natura. Dzięki tym rzeczom mieliśmy grupy takie jak stary Morgoth, stary Tiamat, Bathory, Asphyx, My Dying Bride, stary Amorphis, stare Paradise Lost, Entombed, Moonspell, Rotting Christ, Alastis, Pestilence, Celtic Frost na ostatniej płycie, Katatonia, Anathema, Edge Of Sanity które poruszały się po wielowymiarowych, wielowątkowych rzeczach, a mimo to pozostawały przy swoim. Miały trochę różne oblicza, ale miały przy tym swoją tożsamość i niepowtarzalny charakter. Przynajmniej do pewnego momentu
. Różnica miedzy tymi grupami, a kapelami zza oceanu w podejściu do sprawy jest ogromna.
Nie piszę tego bez powodu, bo uważam również, że kiedy w latach 90tych zespoły thrashowe odchodziły od swojego tradycyjnego powiedźmy brzmienia, o wiele lepiej i z twarzą wychodziły przy tym europejskie zespoły. Jak np. Kreator z "Renewal" na czele albo późniejszymi "Endorama" i "Outcast". Te płyty poza tym, że były bardziej pomysłowe, ciekawesze, to do tego miały to coś w sobie, tego ducha, starego, zapomnianego o których Amerykanie mogą tylko pomarzyć. Były w moim odczuciu czymś więcej niż tylko typowym prostym knajpianym rockiem.
Z tym ze Destruction podoba ci sie bardziej od Exodus tez mnie zaskoczyles
Odnośnie Destruction to napisze, że nie jestem zwolennikiem powrotów. Napisz inaczej.... Nie lubię za bardzo tych wszystkich reunionów, bo są dla mnie w większości przypadków naciągane i wiadomo co z tego wychodzi. Innymi słowy nic z tego nie wychodzi. W przypadku Destruction było zupełnie inaczej. Jeżeli można tu mówić o jakimś powrocie, bo przecież przez całe lata dziewięćdziesiąte Destruction grali. W zupełnie innym składzie, z koszmarnym skutkiem, ale grali i wydawali płyty
. Ogólnie życzę Metallice albo Megadeth tak udanych płyt, które przypomniałyby o tym kto na tej scenie rządził i kto rządzi do dziś. A "All Hell Breaks Loose" i "The Antichrist" takowymi był bez dwóch zdań. Przy okazji tej pierwszej wydanej w 2000 roku jeszcze może AŻ TAK szczęśliwy nie byłem, choć to bardzo dobry materiał. Gdyby jeszcze trochę mniej brzmiał jak większość zespołów nagrywanych przez Petera Tagtgrena w Abyss Studio byłoby jeszcze lepiej. Ale kiedy wyszedł "The Antichrist" byłem w niebie (znaczy w piekle
). Kompozycyjnie była w tamtym czasie dla mnie płyta niemalże idealna. Podobnie jak w przypadku poprzedniego lp był tylko jeden mankament - brzmienie. Za współczesne na moje uszy, bo generalnie nie lubię za bardzo tej starej muzyki, tych klasycznych rozwiązań, dźwięków, pomysłów ubranych w nowe brzmienie. Z czasem się przyzwyczaiłem, bo nie mogłem oderwać uszu od choćby "Godfather Of Slander", "Thrash 'Til Death", "Bullets From Hell" czy zamykającego płytę kilera "The Heretic". Miedzy innymi przez te kawałki Destruction przypomniał o tym, kto na prawdę rządzi i kto wymiatał przez całe lata osiemdziesiąte w Europie i w sumie na świecie. I rozwiał w tym 2000 i 2001 roku wszelkie wątpliwości, bo Destruction to jedna z najlepszych i najważniejszych zespołów thrash metalowych w ogóle. Koła na nowo oczywiście nie odkryli, ale nie o to w takiej muzyce chodzi. Z resztą oni już się dosyć metalowi zasłużyli
, a mi urywają przy każdym odpaleniu "The Antichrist" i "All Hell Breaks Loose ręce, fiuta i głowę
. Chwytają mnie za gardło i jaja w taki sposób, że sam nie raz się zastanawiam po takim bezpośrednim strzale czy w ogóle jeszcze żyję
.
So what if the master walked on the water.
I don't see him trying to stop the slaughter.