Postautor: Piotr Lange » sob gru 09, 2023 12:39 pm
To było w 1983, usłyszałem Killers i kompletnie oszalałem na punkcie "nowej muzyki" nazywanej heavy metalem. Potem poznałem Powerslave, The Number of the Beast i Live After Death. Byłem kupiony, ten zespół nie grał po prostu "metalu" zawsze miał swój styl, zawsze grał "swoje" nie oglądając się na mody i trendy w muzyce. Kolejno poznawałem Somewhere in Time oraz Seventh Son w latach premiery. Paradoksalnie te albumy inspirowane rockiem progresywnym lat 70tych, zachęciły mnie do poznawania płyt z tego nurtu. W ten sposób odkryłem świat ambitniejszego rocka spod znaku Pink Floyd, starego Genesis, Yes, Jethro Tull, którzy do dziś są moimi idolami. Po latach dla mnie Maideni to przede wszystkim lata '80te, w późniejszym czasie potrafili zaproponować świetne kompozycje, niemniej albumy jako całość oceniam już bardzo różnie - z wyjątkiem BNW i Rock in Rio. Gdyby Maiden mieli już nic nowego nie nagrać jedynie koncentrując się na odgrywaniu materiału z lat 80tych, ja bym był bardzo zadowolony. Uważam, że w tamtych czasach Maideni byli zjawiskiem tak charakterystycznym, iż na dłuższą metę nie mieli konkurencji.