Czas na moją relację. Jest dosyć długa i SZACUN dla każdego kto dobrnie do końca
W ciągu tego weekendu poznałem dużo osób, lecz nie pamiętam imion czy ksywek, wybaczcie
Jeżeli jesteście pewni, ze mnie znacie dajcie mi znać w ten czy inny sposób :beer
Dzień pierwszy
Z S1MONem i Zeratulem byłem umówiony na PKSie w Katach koło 1900, jednak byłem tam wcześniej, więc postanowiłem wejść do Empiku. Gdy stałem przy kasach dorwali mnie moi przyszli towarzysze. PKS odjechał o 1940, w Cieszynie był po 2100 – podczas tej trasy niewiele się działo, więc nie ma o czym pisać. Do pociągu do Pragi mieliśmy ponad 3 godziny, więc postanowiliśmy zaszyć się w jakimś pubie w Czeskim Cieszynie. Po przejściu przez granicę byliśmy świadkami koncertu który odbywał się na rzece oddzielającej obydwa Cieszyny. Moim zdaniem była to muzyka bardziej do relaksu niż do zabawy, ale nie można o niej powiedzieć niczego złego. Postanowiliśmy zrobić sobie zdjęcie – zaczepiłem parę starszych ludzi, którzy okazali się być Niemcami i przez 5 minut tłumaczyłem kobiecie gdzi ema patrzeć i co nacisnąć żeby zrobić zdjęcie
Dotarliśmy na dworzec kolejowy z zamiarem kupna biletu, na szczęście odbyło się bez problemów, gdyż kasjerka mówiła po polsku; za powrotny dla 3 osób w obydwie strony zapłaciliśmy 1250 koron. Udaliśmy się na poszukiwania sklepu nocnego (bo jak to tak, do pociągu bez browarów?;)), ale żadnego nie znaleźliśmy. Wróciliśmy do Ojczyzny na zakupy, znaleźliśmy najładniejszą Żabkę na Śląsku i z czteropakami w plecakach ponownie zawitaliśmy w Czechach. Teraz pozostało tylko znaleźć knajpę i poczekać do 0100, jednak jak się okazało również to nie było takie łatwe, gdyż ledmo weszliśmy pierwszej lepszej pizzerii jakaś panienka zaczęła wymachiwać rękoma mówiąc „końcimy, końcimy”. Niezadowoleni z obrotu sprawy znaleźliśmy jakieś miejsce w którym byliśmy jedynymi klientami i przy piwach toczyliśmy swoje dysputy na temety okołomejdenowe (typu „jakie będą pewniaki na koncercie”). O 0030 udaliśmy się na dworzec na którym wypiliśmy jeszcze po dobrym bo rodzimym piwie i wpakowaliśmy się do pociągu. Znaleźliśmy wolny przedział, więc się w nim rozgościliśmy i zabraliśmy się za pozostałe „baterie”. przy rozmowach czas płynie szybko, z 0100 zrobiła się 0300 i postanowiliśmy przespać się chociaż te 3 godziny. Nastawiliśmy komórki i „wygodnie” się rozłożyliśmy. Dziękuję Likiemu za pozdrowienia
Dzień drugi
W Pradze wylądowaliśmy około 0700. Po szybkim dojściu do siebie w dworcowej toalecie (można nawet wziąć prysznic) postanowiliśmy, że udamy się na most Karola, gdyż Zeratul stwierdził, że w jego pobliżu jest niezła (czytaj – tania
) jadłodajnia, więc z mapą w dłoni ruszyliśmy w jego kierunku. Pierwszy sklep przy którym się zatrzymaliśmy był sklepem... monopolowym
Niestety o tej godzinie był jeszcze zamknięty więc skończyło się na podziwianiu ekspozycji
. Do mostu dotarliśmy dosyć szybko, bacznie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu plakatów Ironów, jednak żadnego nie dostrzegliśmy. Rzeczonej jadłodajni nie odnaleźliśmy więc wbiliśmy się do McDonalda abo zastanowić się nad następnym punktem naszej „wycieczki” – zdecydowaliśmy się, że pójdziemy zobaczyć Prasky hrad. Żeby się na niego dostać trzeba było wejść schodami, których może i nie było wiele, ale przez upał wejście na samą górę było męczące... respekt dla setek Japończyków, którzy ubrani jakby była co najmniej jesień nie okazywali żadnych oznak zmęczenia. Po pobieżnym zwiedzaniu okolicy nadzedł czas na kolejny odpoczynek po którym podjęta została decyzja, iż nie wracamy na miasto lecz idziemy pod T-mobile Arena. Była mniej więcej godzina 1100 i było już naprawdę gorąco. Po półgodzinnym „spacerku” zaczęliśmy mieć podejrzenia, gdyż rzeczywistość nie zgadzała nam się z tym, co widzimy na mapie. Chwila skupienia i okazało się, że poszliśmy w dokładnie przeciwnym kierunku
Po siarczystych przekleństwach (wiedzieliście, że k***a po czesku to też k***a?) zrobiliśmy zwrot o 180 stopni i podreptaliśmy przed siebie, tym razem nie odkładając mapy nawet na moment. Po jakimś czasie jeden z moich towarzyszy (zdaje się, że S1MON) wypatrzył na słupie plakat zapowiadający koncert Black Sabbath... i na kolejnym słupie też... i jeszcze na następnym, więc wszyscy zabrali się za odklejanie, jednak klej trzymał bardzo mocno i okazało się, że nic z tego
. Na słupach wisiały również plakaty Avril, jednak odkleić je było równie ciężko jak Sabbathów. Oblani potem zrobiliśmy sobie przerwę w kolejnym McDonaldzie, tym razem koło stadionu Sparty Praha na którym akurat miał odbyć się mecz, więc fastfood wypełniony był kibicami i policją. Po przejściu ostatniego odcinka około godziny 1300 wylądowaliśmy wreszcie pod areną , lecz nie spotkaliśmy żadnego Sanktuarianina... wstąpiliśmy do restauracji obok w której siedzieli już metale różnych narodowości – oprócz Czechów zauważyliśmy jeszcze Chorwatów i Brytyjczyków. W ubikacji lekko się odświeżyłem i przebrałem (i w końcu ubrałem glany, S1MON za to wziął regularną kąpiel Po godzinie pojawili się Sim0n, Caleb i ironpacy, którym jako pierwszym z ekipy znudziło się zwiedzanie
Po kolejnej godzinie (w czasie której rozegrała się pierwsza połowa meczu. Sparta przegrywała, hehe
) zjawili się MaYer, Wicker i resza ekipy (aczkolwiek nie cała) którzy mieli dla nas koleją niespodziankę: jeden z biletów mieli na „stani u podia” czyli na sektor pod sceną. Uznaliśmy, że najuczciwiej będzie przeprowadzić losowanie – Sim0n połamał dwie wykałaczki, jadną zostawił całą – ten, kto ją wyciągnął wygrał. A był to Zeratul... chociaż właściwie nie wylosował jej, ona po prostu została (trzeba było wyciągnąć środkową, co S1MON?
). Do koncertu było jeszcze kilka godzin, udaliśmy się do busów, żeby zostawić nasze plecaki, na co kierowcy zgodzili się bez problemu (a czy mogło być inaczej, skoro to hanysy?
). Poznałem kilka osób (Eddia, fajne spodnie... i gabki w glanach
) w tym Kaśkę i Marcina którzy mieli z nami wracać do Katowic oraz dwóch Amerykanów którymi „opiekował się” Wicker. Całą ekipa udała się pod bramy areny – Czesi gdy nas zobaczyli zmienili pozycję z siedzącej na stojącą. Mnie osobiście czas do otwarcia bram strasznie się dłużył, ale było kilka momentów, które przerywały nudę
Rozbawili mnie Czesi, którzy zobaczywszy koszulkę „Murray the great” Negrity zaczęli na nią wskazywać i coś trajkotać po swojemu
Po jakimś czasie bramy zostały otwarte i zaczęliśmy napierać do środka, na co jeden z ochroniarzy bardzo się wkurzył i zaczął wrzeszczeć coś w stylu „trzy kroki do tyłu bo zamkniemy”. W środku ja i S1MON popędziliśmy na zwykłą część płyty, gdyż jako jedyni nie mieliśmy biletu na „stani u podia” . Po ok. 40 minutach stania byłem strasznie spragniony, ale nie chciałem iść się napić, gdyż po pierwsze miejscówka całkiem dobra a po drugie koncert mógł się zacząć w każdej chwili, jednak zaświtało mi w głowie, że jeżeli nie pójdę teraz to suche gardło sprawi, ze nie będę mógł drzeć się podczas piosenek. Pobiegłem więc do kibla, napiłem się czeskiej kranówy, która dziwnie zajeżdżała i wróciłem na płytę, jednak o powrocie na poprzednie miejsce nie było mowy. Poprzeciskałem się trochę do przodu, do środka i oczekiwałem na „Doctor doctor”, jednak w pewnym momencie zgasły światła i zaczęło się...
The Ides Of March – świetnie sprawdza się jako intro. W ułamku sekundy przybyło mi adrenaliny na cały koncert i zacząłem klaskać do rytmu, jednak Czesi pozostali bierni, przyglądali się jedynie z zaciekawieniem. Intro się skończyło i...
...
Murders In The Rue Morgue, bez wstępu dzięki czemu wejście na scenę (czy może raczej jej zaatakowanie) zespołu było bardziej płynne. Zacząłem śpiewać, pogować, ogólnie dawałem z siebie wszystko, Czesi tylko patrzeli na mnie jakbym był jakimś barbarzyńcą :/ Postanowłem przebić się do przodu, gdyż tam było bardziej „ruchawe” towarzystwo.
Another Life – gdy zaczęli go grać, niektórzy ludzie wokół mnie spojrzeli na siebie pytająco. Ogólnie nie przepadam za tym kawałkiem, ale to nie znaczy, że stałem jak kołek
Prowler! Skakałem jeszcze wyżej i darłem się jeszcze głośniej. Na początku gitary trochę się ze sobą zlewały, później było już lepiej
The Trooper – tu wreszcie Czesi się obudzili, z tego co widziałem szalała cała płyta. Bruce ubrany jak kawalerzysta wymachiwał brytyjską flagą jak to ma miejsce od BNW tour.
Remember Tomorrow - chwila wytchnienia. Niesamowicie klimatyczny kawałek we wspaniałym wykonaniu Bruce'a. I do tego te światła...
Run To The Hills – kolejne przebudzenie Czechów. Jeden z moich ulubionych kawałków, z całego koncertu właśnie podczas tej piosneki najostrzej headbangowałem
Gdy Bruce zaczął gadać coś o Acacia avenue wpadło mi do głowy, że to nie będzie numer z TNOTB lecz
Charlote the Harlot – i nie pomyliłem się. Podczas utworu zastanawiałem się w którym momencie na scenę wyjdą dziewczyny i jak będą ubrane. Jednak nic takiego się nie stało, żadna „holka” na scenie się nie pojawiła. Zacząłem przesuwać się do tyłu z zamiarem udania się na sektor aby zobaczyć, jak to wszystko wygląda stamtąd. Gdy tam dotarłem okazało się, że wszyscy PODKREŚLIĆ siedzą, popijają sobie piwo i kiwają głowali jakby komuś przytakiwali... szok. Spodziewałem się, że będzie trochę inaczej niż we Wrocku, gdzie też byłem na sektorze, ale na to, co zobczyłem przebiło moje najśmielsze oczekiwania...
Dotarłem do najniższego rzędu sektora i w tym momencie Bruce zaczął zapowiadać następną piosenkę. Ktoś przy scenie musiał krzyknąć „Revelations” gdyż Bruce powiedział „That’s right! How do you know? You’ve read the script, didn’t you?
Revelations!” Ponownie ze skróconym intrem i wiecie co? Ta wersja bardziej mi się podoba od oryginalnej.
Bruce powtórzył dwukrotnie jakiś tekst (nie zrozumiałem co – „... calling ...”) i odezwała się perka Nicka.
Where Eagles Dare! Gdy to usłyszałem strwierdziłem, że to najmocniejszy punkt wieczoru... jednak niewiele później okazało się, ze się myliłem. Dopiero podczas tego utworu zobaczyłem, jak się bawi płyta... a raczej jak się nie bawi. Nie licząc kilku rzędów od sceny (czyli min. Sanktuarian) oraz kilku „punktów zapalnych” ludzie na płycie w ogóle się nie ruszali. Jesteśmy sąsiadami, ale na koncertach zachowujemy się zupełnie inaczej.
Die With Your Boots On – do tego utworu podszedłem z entuzjazmem podobnym jak podczas „Another life” , tj.wolałbym usłyszeć coś innego, zwłaszcza, że grali go w Katach w 2003.
Phantom Of The Opera! Gdy popłynęły pierwsze dźwięki ciarki przebiegły mi po plecach. Chwilę wcześniej Bruce zapowiedział ten utwór jako „utwór. którego nie grali od bardzo dawna”, więc nie wpadłem, że to Upiór gdyż grali go na Ed Hunter tour. W jednej chwili „Where Eagles Dare” spadło na drugie miejsce
.
Woe to you, on Earth and Sea...
Zdziwiłbym się, tego zabrakło. Tu Czesi od Polaków niewiele się różnią – ten tekst każdy wyrecytował bezbłędnie
Nie było by nic nadzwyczajnego w tegorocznym wykonaniu tego utworu, gdzyby nie to, co stało się po drugiej zwrotce... Na scenie pojawiły się cztery „diablice”. Ale przez to jak wyglądały i co miały na sobie niejeden facet poszedłby za nimi do piekła
Stało się jasne, co będą robić nasze dziewczyny w Chorzowie (przynajmniej co miały robić).
Hallowed Be Thy Name – wiedziałem, że będzie ten kawałek, gdyż podczas soundchecku ktoś dwa razy uderzyłw dzwon... czy raczej w klawisz z odpowiednim brzmieniem
Podobała mi się zabawa Bruce’a z publicznością, tak jak na RIR.
Iron Maiden – zawiodłem się trochę, że to już... że jeszcze bisy i koniec. Jak zwykle za sceną duży Eddie – dmuchany, jak z okładki pierwszego albumu.
Nie jestem pewny, czy to było teraz, czy wcześniej – speech Bruce’a po powrocie na scenę. Określił Pragę jako „stolicę heavy metalu we wschodniej Europie” co wywołało drwiący uśmieszek na mojej twarzy, powiedział, że jutro grają w innym kraju, w Polsce i czy jest ktoś z Polski, na co zareagowała ekipa Sanktuarium spod sceny – na sektorze było Was słychać bez problemu
Powiedział coś jeszcze i...
Running Free! Odkąd pamiętam zawsze chciałem go usłyszeć – kultowa zabawa z publicznością, „I’m running free, yeah!”.
Drifter – w tym momencie Czesi zaczęli opuszczać halę, nie rozumiem dlaczego. Kawałek – perełka, nie grany od bardzo, bardzo dawna (szkoda tylko, że bez „yo yo”)
Sanctuary – po raz ostatni zabawa Bruce’a z publicznością. Wszystko co dobre szybko się kończy... ale nie dla wszystkich
Pod busem byłem jako pierwszy, pogadałem sobie trochę z kierowcą, zjawiła się reszta Sanktuarium, Amerykanie pytali się o Roberta oraz czy mogą się zabrać busem. Kasia, Marcin, S1MON, Zeratul i ja zabraliśmy plecaki i udaliśmy się w stronę stacji metra. W ciągu 7 minut byliśmy na dworcu, do pociągu mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc niektórzy conieco przekąsili. Kasia i Marcin nie mieli biletu więc poszliśmy go kupić. I tu pojawił się mały problem – starszy gościu, nie gada po angielsku... ale jakoś się udało, bo umiał powiedzieć „Poznań” i „silnik spalinowy”
:P. Gdy doszliśmy na peron pociąg już stał, przedziały były zajęte. Nastawiliśmy budziki na 0630 i rozdzieliliśmy się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Z S1MONem i Zeratulem znaleźliśmy przedział, w którym spały dwie osoby – podstarzała kobieta i starszy facet. Kobieta okazała się werdną babą, przyjęła minę buldoga i w każdego z nas wgapiała się z zamiarem wyczytania naszych myśli. ułożyliśmy się do snu, ale nie było nam to dane – ów baba zaczęła palić, ale to nie było problemem. Problemem było to, że po zgaszeniu papierosa przez 10 minut kaszlała jakby miała płuca wypluć. Jakoś udało jej się usnąć, ale wtedy swoje harce zaczynał facet obok – wiercił się, otwierał okno, zamykał, otwierzał, zamykał... pół biedy jakby robił to cicho, ale przy każdej czynności gadal do siebie. Gdy on się uciszył, baba zaczęła chrapać gorzej jak mój fater po 48h w pracy, więc gościu zaczął klaskać w dłonie, żeby przestała.... No i przestawała, na 5 minut, facet klaskał i tak w koło macieju :/ W ten sposób planowane 5 godzin snu zamieniło się w niecałe 3 z przebudzeniami co 15 minut.
Dzień trzeci
Do Czeskiego Cieszyna dojechaliśmy około 0730, PKS z Cieszyna do Katowic mieliśmy o 0810, więc leniwie ruszliśmy do Polski. W autokarze cześć spała, część przycinała komara (ja). Około 0945 byliśmy w Katowicach, gdzie czekał samochodem mój fater. S1MON i ja pojechaliśmy do mnei do domu żeby wziąć szybki prysznic i pojechaliśmy spowrotem do Chorzowa. Szukając miejsca zbiórki spotkaliśmy Czara i wspólnie udało się zlokalizować resztę Sanktuarian. Poza praską ekipą nie znałem nikogo, więc wolałem zostać w pobliżu MaYera
Po chwili zjawiła się Kea – nigy jej nie widziałem ale rozpoznałem ją bez problemu, gdyż miała na sobie strój sędziego głównego i trzymając żółte i czerwone kartki rozglądała się bacznie dookoła
Po otrzymaniu instrukcji dotyczących odbioru opasek S1MON i ja poszliśmy do pobliskiego Carrefoura, który w ten dzień zarobił fortunę na napojach
Zdecydowaliśmymy, że wejdziemy na stadion przez bramę nr.7, która notabene była najbardziej oblegana. Dostaliśmy się do środka, z tego co widziałem ochrona napojów wnosić nie pozwalała, możliwe, że to się później zmieniło. Udaliśmy się po opaski, które rozdawał MaYer; poroznosiliśmy trochę ulotek i wróciliśmy pod drzewo, przy którym zbierali się klubowicze (pozdro dla ekipy spod drzewa
). W tłumie rozpoznałem amaZonę (nice glasses
;)>, poznałem Andzię i Karolcię (które były laureatkami konkursu) oraz wiele innych ludzi – wybaczcie mi, ale nie pamiętam Waszych nicków ale na ulicy bez problemu poznam
. Nie będę rozpisywał się o poszczególnych zespołach, bo większość czasu gdy grali przesiedziałem
Tyłek ruszyłem dopiero na Behemotha mino, iż nie lubię blacku, ale chciałem zobaczyć jak sobie dadzą radę na stadionie. Respekt dla Nergala i spółki za to, że w taki upał wytrzymali w skórach i mejkapie ostro headbangując
Primala przesiedziałem, na Kreatorze poszedłem na płytę na kilka kawałków. Słucham ich bardzo sporadycznie, więc myślę, gdybym bardziej znał ich dorobek nieźle bym się bawił. Po Kreatorze wreszcie nadszedł czas na coś dla mnie – Nightwish. Dopchanie się do przodu nie było zbyt trudne, w niedługim czasie Andzia, kolega w koszulce No More Lies i ja znaleźliśmy się w czwartym czy piątym rzędzie naprzeciw miejsca w którym zawsze gra Dave. Zaczęło się gdy było jeszcze jasno, moim zdaniem to odjęło wiele uroku temu występowi, gdyż na koncertach zawsze mają wspaniałe oświetlenie a było jeszcze zbyt jasno żeby stwarzało ono odpowiedni klimat. Przez pierwszą połowę występu wyśmienicie się bawiłem.
Po delikatnie mówiąc kontrowersyjnym wykonianiu „High hopes” Floydów wyszedłem z sektora, żeby się czegoś napić. W drodze powrotnej spotkałem A.S.F.Ę, Negritę oraz jeszcze jedną dziewczynę (Natalię?) i razem oglądaliśmy resztę występu (w międzyczasie zauważyłem EeBe i Slayera z flagą – fajna była
). Gdy Nightwish zszedł ze sceny ja i trzy towarzyszki zaczęliśmy się przedzierać pod miejsce w którym gra Dave, dzięki czemu byłem w tym samym miejscu co na Nightwishu. W tłumie zgubliśmy gdzieś A.S.F.Ę, za to spotkaliśmy innego Sanktuarianina (stałeś obok mnie, po lewej, będziesz pewny, że to Ty to mi powiedz
). Przy barierkach zauważyłem Sim0na i MiKiego (MiKi - nie znam Cię, ale tak mi się przynajmniej wydaje, że to byłeś Ty – dżinsowa kamizelka i luźno spięte włosy?). Oczekiwanie na Maiden było krótsze niż w Pradze, byliśmy też świadkami jak powstaje cała scenografia. Natalii dziękuję za wodę
Zgasły światła...
Tym razem byłem świadomy tego co mnie czeka
Może nie do końca... w czasie „Murders” w ciągu 20 sekund znalazłem się 10 metrów dalej od miejsca w którym stałem na początku i tam już pozostałem do samego końca
. Setlistę opisałem już wcześniej, więc nie chcę się powtarzać, aczkolwiek są momenty warte wspomnienia. Podczas „Run To The Hills” zauważyłem jakiegoś technicznego Ironów (na pewno nie Polaka) który w słuchawkach na uszach i ze strachem w oczach przeciskał się w kierunku sceny, lecz nie dawał sobie rady, gdyż fani napierali na niego ze wszystkich stron. Ciekawe jakie będzie miał wspomnienia z Polski...
Podczas „The Number Of The Beast” czekałem na pojawienie się naszych dziewczyn. I pojawiły się... dziewczyny, ale nie nasze... Mystic niestety dał dupy.
Wejście zespołu na bis, „Poland, we salute you”, skandowanie „Fear of the dark” i „dziękujemy” – wszystko jest w innym topicu
Dodam tylko, że na początku gdy ludzie krzyczeli „Fear...” myślałem, że krzyczą „Dickinson” (how stupid of me). Potwierdzam natomiast, że lewa strona krzyczała „dziękujemy”
Tak naprawdę dopiero teraz, po koncercie poczułem zmęczenie, a tu jeszcze zlot. Pobiegłem do samochodu zmienić koszulkę i wziąć plecak S1MONa i wróciłem pod bramy skansenu, gdzie było tak ciemno, że nie wiedziałem kto jest kto, ale po chwili wyłonił się Liki ze swoją zajebistą latarką
Zanim wszyscy się zebrali upłynęło trochę czasu i nastał
Dzień czwarty
Szefostwo zadecydowało, że najwyższy czas udać się do leśniczówki. Pojawił się problem – nikt nie wiedział jak tam dojść a amaZony nie było w pobliżu. Ale dzięki
niebieskiej latarce jakoś udało się dojść do klubu. Po zajęciu miejsc (miałem zaszczyt siedzieć przy stole z administracją – zaszczyt mnie kopnął
). Odebrałem darmowe piwo, które natychmiast wypiłem... i poczułem jak oczy same mi się kleją – oznaczało to, że dla mnie zlot się zakończył zanim się na dobre zaczął. Próbowałem się poratować zapiekanką, na którą czekałem 40 minut i która okazała się obrzydliwa, w międzyczasie pogadałem sobie z jednym Chorwatem:
- <nadaje_po_chorwacku>
- <real_alien_robi_wielkie_oczy>
- do you speak english?
- yes
- we’ve been trying to find this fuckin’ p lace for about an hour but we couldn’t so we had to tak a taxi
- I understand you, it’s fuckin’ dark out there
(...)
Zapiekanka jednak mnie nie uratowała i postanowiłem się zdrzemnąć (wcześniej oczywiście kibicowałem paru osobom podczas karaoke i byłem świadkiem jak Liki ulepsza piwo – coś jak zamiana wody w wino przez Jezusa
). Gy już czasami się ocknąłem jedyne co widziałem to śpiewającego S1MONa (trochę Ci się słowa myliły, ale co tam
Po tylu piwach...) i Caleba wznoszącego toast – „Za Kata!”. Ostatecznie wyszedłem z knajpy koło 0400 i przez pół godziny błąkałem się po parku bo nie potrafiłem z niego wyjść
W domu byłem przed 0600, wziąłem prysznic i od razu poszedłem do łóżka. Tak się skończył najdłuższy dzień w moim życiu – 70 godzin na nogach, jedynie ok. 6 godzin snu w pociągach.
Żałuję, że nie mogłem aktywnie uczestniczyć w zlocie ale już nie dałem rady – SZACUN dla S1MONa i Zeratula za to, że wytrzymali dłużej niż ja
:beer :beer
To na koniec podziękowania:
MaYer – za założenie Sanktuarium
Fanklubowiczom – za świetną zabawę w Pradze i w Chorzowie
S1MONowi i Zeratulowi – samemu do Pragi bym nie pojechał
Likiemu – za
niebieską latarkę i pozdrowienia
Calebowi – za Kata!
i innym osobom, bez których ten weekend byłby mniej przyjemny