Byłem w Krakowie.
W końcu wybrałem się na Blejza. Miałem szczere chęci za każdym razem kiedy był w Krakowie, jednak za każdym razem coś mi stawało na drodze. Tym razem jednak zadbałem żeby nic mi nie przeszkodziło: przełożyłem pogrzeby, randki, inne spotkania
Pierwsze wrażenie jak wlazłem do Rotundy: padaka.
Frekwencja mizerniutka się zapowiadała. Gdzieś ludzie chyba pochowani byli bowiem na koncert solenizanta się zlazło 150, może 200 osób. Bez wchodzenie w szczegóły i analizowania każdego dźwięku - byłem bardzo mile zaskoczony całością
Spodziewałem się delikatnej chałturki - teraz mi wstyd za samego siebie. 2 godziny jazdy na najwyższych obrotach. Blaze w bardzo dobrej dyspozycji głosowej, muzycy całkiem sprawni wykonawczo - jedynie Man On The Edge jakiś taki "zgwałcony" na szybko, reszta bardzo OK. Mnie tam niezbyt dużą ilość kawałków Maiden cieszyła, solowe rzeczy Blejziego trzymają naprawdę dobry poziom, ludziom się podoba, testy znają, bawią się przednio, 1-2 kawałki Maiden by w zupełności wystarczyły - jako taka wisienka na torcie. A skoro o torcie mowa - to Blaze był wyraźnie zaskoczony i było mu mega miło jak mu zespół zniknął ze sceny w ułamku sekundy i po chwili pojawił się z ciachem właśnie. Ogólnie właśnie fajną chemię między nimi widać, fajny rodzaj interakcji - zwłaszcza jak Panowie gitarmeni toczyli ze sobą pojedynek, a Blaze "wstrzymywał" entuzjazm widowni. Fajne to również było że Blaze nikomu nie pozwoli stać bezczynnie, każdego do uczestnictwa w zabawie wkręci.
Brawo że mu się chce. Mimo dość mocno nie sprzyjających warunków. Nie wiem ile On zarabia (czy w ogóle?) na takich koncertach ale na każdego jednego funta zarobił wczoraj bardzo uczciwie