Tym razem intuicja mnie zawiodła i nie stanąłem najlepiej, ale po 17 godzinach w pociągach i po weselu raczej strategicznie się nastawiałem na nieco bardziej statyczny odbiór
O ile nawet w Arenie udało mi się załapać na całkiem nieźle nagłośniony fragment płyty, to tutaj miejsce nieco z lewej, w połowie "zwykłej" płyty nie zrobiło szału. Dramatu nie było, ale jak przedmówcy wspominali, było sporo dziur, w których znikał wokal albo gitary. W pewnym momencie nawet to już tylko Nicko mi w głośniku został, dramatu nie było, ale kilka słabszych nagłośnieniowo momentów się zdarzyło. Nie narzekam, nigdy nie jechałem na koncert z nastawieniem, że będę się napawał każdym pojedynczym muśnięciem struny.
Forma chłopaków świetna. Obawiałem się, że data jest niefortunna, bo sprzyjająca największemu znudzeniu i zmęczeniu muzyków. W końcu trochę już w nogach tej trasy mają, a do końca jeszcze 15 sztuk, więc nie ma jeszcze tej końcowej euforii, że jeszcze wp....dol i wakacje
IESF - bajka. Zdecydowanie najlepszy na płycie i elegancki na żywo, mam wrażenie że napisany wybitnie pod zaczynanie koncertów. Strzał w dziesiątkę, oby nie wypadł z setów na przyszłość.
SOL - sentymentalnie. Ulubiony kawałek moich córek, więc urzędowo musiał mi pasować. Poza tym jest moc. Nie wróżę mu kariery w przyszłości, a szkoda - mógłby pięknie odświeżyć nieco energetyczną część setlisty.
ChOTD - na to czekałem. W zasadzie jakby kiedyś przyjechali z setem złożonym z osiemnastu wykonań ChOTD, to nie miałbym nic przeciwko. Jak dla mnie trochę za wcześnie w secie.
TOTC - idzie nowe. Wszystkie kawałki z BoS mnie zachwyciły na koncercie. Ten akurat najmniej, choć absolutnie w górnej połówce nowego albumu. Akurat po prostu najwięcej dziur w akustyce było wtedy w moim rejonie.
TRaTB - zaskoczenie. Byłem przekonany, że będzie to najsłabszy punkt programu i mile się rozczarowałem. Świetnie zagrane.
TT - Trooper to Trooper. Nie ma o czym mówić, chociaż ja osobiście wysłałbym już mundurowego w stan koncertowego spoczynku, co rzecz jasna nigdy się nie stanie.
Powerslave - znowu zaskoczenie. Niespecjalnie czekałem, a wyszło lepiej niż dobrze. Maski bywały już ciekawsze, niż ta ze sklepu dla lubiących ostrzejsze zabawy w sypialni, ale żeby to o maskę w koncercie chodziło, to można by było temat rozwijać, a tak to rewelacja.
DoG - no brawo. Po koncercie stałem się fanem tego kawałka (i małp
) - element folkloru scenicznego się przyjął, znaczy będzie okazja jeszcze na żywo usłyszeć.
TBoS - i długo, długo nic. Najlepsza na koncercie. Chociażby dla tego kawałka warto już było być we Wrocławiu. Bez dwóch zdań punkt kulminacyjny przedstawienia. Oby został z nami na dłużej.
Fajnie dobrana reszta część setlisty - samograje w dobrej kolejnośći, chociaż FOTD też już się zasłużył ku chwale i chwatit. Wczoraj akurat jeszcze nie raził, ale w ostatnich latach często mam wrażenie, że jest dopinany do setu, bo przecież musi być, a pasuje jak kwiatek do kożucha. Pewnie wielu by dało wiele, żeby w końcu zwolnił miejsce czemuś innemu na liście i pewnie nigdy się nie doczekamy
Co do publiki, to w moim rejonie akurat spokój. Nawet jak poczułem w sobie resztki energii, żeby podskoczyć kilka razy, to raczej bez odzewu. Nie mam za złe - w końcu stanąłem raczej w piknikowej części. Wkurza mnie jaranie. Po pierwsze sam palę i jakoś dwie godziny koncertu nie jest dla mnie problemem, tym bardziej że na obiekcie był zakaz. Po drugie dym papierosowy cholernie inaczej się w takim tłumie odbiera i wkurza on dużo bardziej. O telefonach powiedziano już wszystko chyba. Poważnie nagranie własną komórką kawałka koncertu jest kronikarskim obowiązkiem każdego? Cóż, pewnie z tej drogi nie ma już odwrotu.