Postautor: Pierre Dolinski » śr sie 21, 2019 9:30 am
Ja tak w ogóle sądzę, że forma Dickinsona od kilku lat(z przerwą na chorobę rakową) jest constans. Może z drobnymi powiewami w jedną jak i drugą stronę. Jak to z głosem. Raz jesteś przeziębiony, raz nie. Czasem masz kaca, niekiedy masz infekcję gardła, a zdarza się, że ząb cię boli. Podejrzewam, że ubawiłyby go niektóre komentarze na forach. Zarówno te piszące o tym jak to zaliczył spadek formy, jak i te o tym, że jego forma mocno zwyżkuje. Gość jest już trochę stary. Lepiej śpiewać nie będzie. Może być przez jakiś czas tak jak do tej pory, a może być gorzej. Na pewno nie służy mu ilość koncertów.
Z jednej strony gościa podziwiam, szanuję za to co nagrał i uwielbiam jego barwę głosu, sposób bycia na scenie. Z drugiej strony wiem, że przez lata miewał różne chimeryczne zachciołki, na kilka lat wypiął się na Iron Maiden przez co mało co nie doprowadził tego zespołu do całkowitego upadku, bo bez niego nie szło, ze śpiewaniem nawet przed reunion było różnie, bo nie zawsze mu się chciało.
Po mojemu jest to gość z wielkimi możliwościami, któremu nie zawsze się chciało i tak szczerze mówiąc, trochę przepieprzył najlepsze lata, kiedy mógł wskoczyć na najwyższy level, jeśli chodzi o jakość swojego śpiewania. Do absolutu zabrakło mu tej nutki perfekcjonizmu, która cechuje najlepszych instrumentalistów. No ale gość lubił cieszyć się życiem, brać od tego życia różne przyjemności przy czym troszkę za dużo srok za ogon ciągnął. Tu szermierka, tu samoloty, tu jakieś inne biznesy.
Trudno go nie lubić, trudno go nie szanować, ale też trudno nie zauważyć, że do końca nie wykorzystał swojego potencjału i czasami na koncertach Maiden z jego strony zalatywało odwalaniem kolejnej sztuki, bez dbałości o poziom śpiewania.
Tak czy inaczej. Gillanem nie będzie, Dio też nie, ale to wciąż bardzo dobry, mega charakterystyczny wokalista, jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie, który zjada na śniadanie wielu innych śpiwoków z najlepszych kapel metalowych.