Postautor: IM_Power » śr mar 17, 2010 6:11 pm
przedstawię tutaj fragment artykułu "Samotność Długodystansowców" autorstwa znanego dziennikarza muzycznego z lat 80 Krzysztofa Wacławiaka, ja wolę czytać takie artykuły, ludzi którzy znają się na rzeczy, oceniają zespół za muzykę ,a nie zajmują się pierdołami, to już drugi taki tekst w Agorze o Ironach, pierwszy pojawił się w Metrze o DVD Live After Death, dla mnie czysta ignorancja i nie chodzi ,o to że jestem fanem Ironów, poprostu napisane językiem dziennikarza który nie ma za grosz pojęcia o tej muzyce, ocenia tylko jakieś bzdury,otoczkę
i napiszę, naprawdę gdyby Eddie miał nie wyjść na koncercie IM nie miało by to dla mnie większego znaczenia, liczą się oni ,ich muzyka i ten klimat związany z koncertem...co innego Ed na okładkach, to zupełnie inna bajka
a to fragment tego artykułu
/'' Iron Maiden nigdy nie był jedną z wielu grup heavy metal, zawsze był czymś szczególnym, na wskroś oryginalnym i niemożliwym do skopiowania. Muzyka zespołu to niespotykana gdzie indziej kombinacja hałasu i muzykalności, siły i inteligencji, gitarowych harmoni i motoryki sekcji rytmicznej, brzmieniowej agresywności i delikatności. To wszystko, plus warsztatowa perfekcja, złożyło się na trademark grupy (..) Zespół jest przy tym niekopiowalnym unikatem jeżeli chodzi o stronę warsztatową - improwizatorskie, przecinające powietrze niczym radosne serpentyny, gitarowe partie Dave'a Murraya, wdzięcznie komplementuje przemyślana, sterylna wirtuozeria Adriana Smitha, napędzana przez szarżujący jak Szalony Koń na czele Sjuksów bas Steve'a Harrisa, sprzężony z motomechaniką bębnów Nicko Mc Braina. W środku tego umiejętnie kontrolowanego gejzera Bruce Dickinson płynnie przeskakuje z dolnych w górne rejestry, zgrabnie ilustrując to patetyczne, to obłąkańcze klimaty ''/
Dzieje Iron Maiden są z tego, z czego powstają i spełniają się nieokiełznane, odwieczne sny ROCK'a. Jest to historia kabalistycznie splątanych zdarzeń, nieistotnych epizodów, mądrych i głupich anegdot, rock 'n roll-owych szaleństw, mistycznych tajemnic i zwykłych ludzkich sekretów. Ale przede wszystkim jest to historia sukcesu, sukcesu muzyki, którą tak wielu opluwa, a która wciąż otwiera nowe drzwi. Zwycięstwo Iron Maiden to także zwycięstwo wszystkich muzyków heavy metal, bowiem zespół ten wytyczył autostrady, którymi dzisiaj pędzą mniej lub bardziej zdolni riderzy, kierujący się na stalowy top. Zapewnie niewielu z nich dostąpi do zaszczytu zasiadania po prawicy mistrza, bo Iron Maiden to władca łaskawy, ale i zazdrośnie strzegący swego prymatu.