Ironi to dziś niestety wielka firma a nie stricte zespół heavy-metalowy. Jak ich poznawałem myślałem, ze to najtwardsi z twardych. Pierwsze zdjęcie, które zobaczyłem to z Encyklopedii Rocka Wiesława Weissa. Z czasów Somewhere in Time gdy siedzą na futurystycznych motorach. Pomyślałem, wow! Ci goście to muszą być twardzi heavy-metalowcy! Przez długie lata ich tak postrzegałem, jako zespół najbardziej szanujący starych fanów, który jest przystanią dla tych, którzy wierzą w heavy-metalowe ideały i tą muzykę.
Pierwszy cios to był A Matter of Life and Death, gdzie zespół zagrał album totalnie wyparty z heavy-metalu, a podczas promocji płyty Bruce w megalomański sposób się o niej wypowiadał i do tego ubrał się jakby śpiewał nie w Iron Maiden tylko w jakimś Green Day czy czymś podobnym. Drugim ciosem były te żenujące promowanie dzieci przez Steve'a i Bruce'a. Widziałem oboje z nich na żywo i zwłaszcza słuchanie Austina to koszmar przez wielkie K. Potem te idiotyczne fotki z Lady Zgagą... Podejrzewam, że w latach 80 to wszystko byłoby niemożliwe.
Kocham Iron Maiden, ale niestety daleko im w postawie do Accept czy Saxon, gdzie na koncerty przychodzi w 90% stara gwardia, która starzeje się z zespołem. Oczywiście na koncertach klubowych dajmy na to U.D.O czy Grave Digger zjawi się troszkę młodych ludzi, pewnie sporo "niedzielnych fanów" też, ale przeważają starzy wyjadacze.
Ktoś powie, to nie wina Ironów, że większośc kojarzy ich z Run to the Hills czy Fear of the Dark. Tylko, że przecież taki Accept czy Saxon mogliby jako swoje największe hity wylansować dajmy na to No Time Too Loose z Breaker czy Northern Lady z Rock the Nations. Mogliby grać to cały czas na żywo i szybko zobaczyć pod sceną nie twardych heavy-metalowców w katanach co studentki kierunków artystycznych zakochane w tych balladach. To są dobre utwory!, nie powiem, że nie nie, ale to nie jest twardy heavy-metal. Ironi gdyby non stop grali na żywo Where Eagles Dare czy Caught Somewhere in Time to i tak te utwory nie stałyby się jakoś niesamowicie popularne. Nie co Fear of the Dark z pięknym, delikatnym intrem w sam raz dla nastolatek i tym przyspieszeniem z ostrymi gitarami by było trochę "niegrzecznie". Do tego śpiewny refren i mamy hit.
To oczywiście dobry utwór, powiem wiecej BARDZO dobry, ale gdyby grali go raz na 4 trasy to starzy fani by go pewnie lubili,a tak to ogromna większość ma go dość. Tymbardziej widząc, że 2/3 publiki bawi się tylko na nim.
Mój jeden znajomy z forum napisał kiedyś takie słowa przy okazji wydania kolejnego DVD (nie pamiętam już którego"
"oj tam, przeciez od zawsze wiadomo ze IM nie ma jednej stałej grupy fanow ktorzy starzeja sie razem z zespolem. To idzie pokoleniowo. Wy juz macie po te 20 lat i zaczynacie marudzic ale IM nie zawraca sobie wami głowy bo mają już nową rzesze pietnastoletnich fanow ktorzy łykną wszystko co tylko wyjdzie bez mrugniecia. Wiem bo sam kiedys taki byłem
byle skladanka a juz kase odkladalem"
To jest niestety dobre podsumowanie
Iron Maiden to i tak mój ukochany zespół, Seventh Son i Live after Death to płyty mojego życia, ale niestety pewna rysa na tym idealnym obrazie jest.