Stary, dobry, nie zawodzący (ani dosłownie ani w przenośni) Accept ... W sumie - jak w ACDC - nic nowego. Tyle, że Acceptowe "nic nowego" to ja wolę o całe niebo bardziej niż to od ekipy gościa w krótkich spodenkach.
Too Mean To Die - jest solidnie, melodyjnie, odpowiednio ciężko i lekko równocześnie, czytelne motywy, błyskotliwe solówki (Wolff jest w tym temacie znakomity!), odpowiednio ostro, z pazurem. Muzyka "idzie do przodu" bez wahań i zamulania. W jednym miejscu aż se usiadłem jak do mnie dotarło, że - jako solówka - leci Oda do radości w moll zakończona (kolejnym) nieśmiertelnym motywem z piątej symfonii. Plus ... no właśnie, za grzyba ciężkiego nie mogę sobie przypomnieć
co to za (znany) motyw wpleciono w fajnie wystylizowanym kawałku instrumentalnym. Szalenie lubię manierę WH i jego sposób zaprzęgania motywów z klasyki. Zawsze pasuje! Cholera bierze, że koncertów nie będzie, bo płyta - co w sumie oczywiste - niemal w całości kwalifikuje się do grania na żywo, dając - jak zwykle - świetną, bezpretensjonalną zabawę na bardzo dobrym poziomie. Jak dla mnie to płyta lepiej wchodząca w uszy niż "Rise of chaos". Po prostu - stary, porządny Accept na bardzo dobrym poziomie. Nie żeby wszystko było extra-cacy, ale - jak to Accept - jest to danie, całościowo ujmując, smaczne, dobrze pomyślane, nie wpędzające w psujące odbiór myślenie "o co tu loto?".
Jeśli czegoś na tej płycie nie słychać - to nie słychać trzeciej gitary. Bez znaczenia w sumie.
Bardzo dobra płyta. Zdecydowanie do polecenia.
ps. nie pytajcie gdzie słuchałem
ps2. przy drugim słuchaniu jest jeszcze lepiej