Nie oceniam w tej chwili solówek, ale wiecie, że takie praktyki z przeklejaniem różnych fragmentów w dobie chociażby Pro Toolsa nie są w jakimkolwiek stopniu nietypowe, czy charakterystyczne wyłącznie do tego jak pracuje Dave? Bo trochę mnie dziwi, że tak się na tym fakcie skupiliście.
Ja trochę muzyki nagrywam, pracowałem z kilkoma genialnymi, jazzowymi muzykami i generalnie to powinno wyglądać tak mniej więcej (przynajmneij takie patenty mi sprzedali):
1. Najpierw sobie improwizujesz pod podkład. Generalnie najlepiej jest śpiewając i to nagrywając. Spiewając melodie nie ograniczają nas schematy wykute na gryfie czy w pamięci mięśniowej. Kilka takich podejść, słuchasz i wybierasz sobie jakieś frazy, których uczysz się na instrumencie.
2. Następnie to nagrywasz kilka razy i ponownie słuchasz, poprawiasz, dopracowujesz. Gdy już masz powiedzmy w miarę ułożone solo, możesz zacząć improwizować i dokładać coś na instrumencie. Ważne, że masz te melodyjne, zapamiętywalne frazy, które super się śpiewa i wwiercają się w głowę.
3. Nagrywasz kilka razy, patrzysz gdzie co było fajne i to kleisz w jakimś Digital Audio Workstation.
4. Solo gotowe
To czego się nie powinno robić, a co robi Dave, to właśnie brak dwóch pierwszych punktów. Czyli leci na żywioł wyuczonymi schematami, patentami, które brzmią jak totalna improwizacja i nawet poklejone później nie są zapamiętywalne.
To samo zresztą robi Gers. Tylko sola Adriana są zapamiętywalne. Tears of the clown nie słuchałem z 4 lata, a solo mogę zaśpiewać z pamięci. To jest własnie to
Koniec końców sola na płytę powinny być przemyślane i dopracowane. To nie jest jamsession w piątkowy wieczór, żeby randomowo latać po wyuczonych schematach i grać na żywioł.