Dołączam się do zabawy w wytypowanie najlepszych epików Iron Maiden. Ale zaznaczę na początek, że pod pojęciem „epik” w tym temacie rozumiem utwory podobnie jak chyba większość forumowiczów: rozbudowane, złożone, ze zmianami tempa i ciężkości grania, pozwalające się doszukiwać czegoś w rodzaju muzycznej opowieści, gawędy, którą można przybliżyć słuchaczom w izbie przy kominku przy kielichu wina, dzbanie piwa czy też szklanicy czegoś mocniejszego :-)
Chciałem sobie nieco ułatwić wytypowanie najlepszej „piątki” spośród epików i założyłem, że wybiorę z wszystkich utworów o długości przynajmniej 8 minut (łącznie jest ich 21). Niestety i w takim przypadku jest bardzo ciężko. Wprawdzie pełnej „piątki” the best of nie będzie, ale przedstawię moją ocenę w taki sposób:
Grupa naj, naj (cztery utwory, kolejność przypadkowa):
- „Rime of the ancient mariner” – co tu dużo uzasadniać, dla mnie jeden z najlepszych utworów IM w ogóle; znakomita kompozycja, zróżnicowana, jest tu właściwie niemal wszystko co najlepsze w muzyce może być, w tym piękne wyciszenie (i tu od razu przenosimy się na dryfujący statek wśród mgieł, oparów w atmosferze niepewności, niepokoju) po którym następuje wspaniałe przejście do mocniejszego grania (niczym w futbolu płynne przejście z obrony do ataku
); właściwie tylko na jedno mogę troszkę ponarzekać: utwór jak dla mnie zbyt chaotycznie, tak nieoczekiwanie w sposób nagły się kończy, brak dłuższego zamknięcia, ale i tak ogólna ocena jest bardzo wysoka.
- „Seventh son of a seventh son” – charakterystyka podobna jak dla utworu powyższego: niesamowity klimat, ulubione przeze mnie wyciszenie w środku nagrania, do tego znakomity wokal; czołowy utwór muzyków w całej dyskografii.
- „Paschendale” – od początku słuchania płyty „Dance of death” absolutnie wyróżniający się utwór, coś pięknego, zróżnicowane gitary, świetne melodie, jakże dosadna historyczna opowieść (lubię tematykę historyczną w twórczości maidenowców) plus detale jak głos orła; bardzo przemyślana konstrukcja pieśni, potężny przekaz, nie wiem co jeszcze tu dodać, nie chcę wchodzić w szczegóły bo zanudzę w temacie a wpis zrobi się strasznie długi.
- „The legacy” – niektórzy pewnie będą zdziwieni, ale to przecież moje typowanie; piękny utwór, bardzo zróżnicowany wokalnie i muzycznie, wspaniały kontrast gitar (a to lekko, a to ciężko), w dalszej części utworu przepiękne gitarowe harmonie jak ja to nazywam; co do partii wokalnych to świetny jest fragment od 4:48 do 5:04 – szkoda że nie został w utworze powtórzony; na uwagę zasługuje też znakomity pomysł na rozwinięcie utworu – wszystkie poszczególne jego etapy są bardzo ładnie połączone.
Grupa druga (7 utworów posiadających wg mnie troszeczkę mniej atutów niż 4 powyższe, ale poziom bardzo zbliżony i każdy z nich mógłby wejść do pierwszej "5"):
- „Dance of death”, „For the greater good of God”, „Sign of the cross”, „The nomad”, „Isle of Avalon”, „The talisman”, “When the wild wind blows”.
Grupa trzecia (5 utworów, przy czym znów muszę dodać, że poziomem nie odstają zbytnio od wyżej podanych):
- „Dream of mirrors”, „The thin line between love and hate”, “Alexander The Great”, “The man who would be king”, “The clansman”.
Grupa czwarta (2 utwory, które na pewno w moim rankingu na epiki nie awansują wyżej):
- „Brighter than a thousand suns”, „Satellite 15 … The final frontier”.
Grupa piąta (ostatnia, zawierająca 3 najsłabsze kawałki):
- „The angel and the gambler”, „Don’t look to the eyes of a stranger”, “The unbeliever” (ta ostatnia pozycja jak dla mnie zdecydowanie na ostatnim miejscu w rankingu).
Wniosek ogólny? Iron Maiden epikami stoi :-)