W takim razie uogólnię sprawę: dla mnie również albumy "Iron Maiden", "Killers", "The X Factor" i "Virtual XI" stoją trochę niżej niż pozostałe. Co je różni? Pewnie łatwo każdy zauważy: Dickinson. Z drugiej strony nie mogę nazwać tych albumów słabymi, ponieważ każdy z nich ma co najmniej kilka przyzwoitych numerów i nawet rodzynki
Na debiutanckim albumie zdecydowanie wyróżnia się "Phantom...", lecz oprócz niego dobrze się mi słucha "Iron Maiden", "Charlotte the Harlot" czy "Prowler". "Transylvania" jest w porządku, chociaż trudno mi porównywać z innymi ze względu na to, że jest to utwór instrumentalny, natomiast wokal ma jak dla mnie spore znaczenie co do oceny nagrania.
"Killers" już nie ma tak wybijającego się utworu jak "Phantom...", jednak "Wrathchild", "Killers" są na niezłym poziomie. Pozostałe utwory takie bardziej średnie, na zbliżonym poziomie, ciężko mi wskazać outsidera, może byłby to "Drifter". A co dalej? Dalej mamy już "The number of the beast" z Dickinsonem i wg mnie jest to po prostu przeskok na wyższy level. To już jest "international level" jakby to ujął pewien Holender
To tyle na razie, bowiem w zabawie na typowanie najsłabszych jesteśmy dopiero na pierwszym krążku