Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM
(....) itd. nadal bezapelacyjnie. Coś w sobie ma ten utwór. Wracam do niego cały czas.U mnie TRATB również bezapelacyjnie, ale jako najsłabszy numer na płycie. To jest w tym wszystkim najlepsze, że każdemu podoba się coś innego. Dlatego Ironi nie nagrywają płyt na 200% dla wąskiej grupy fanów (jak w latach 80-tych), tylko po fragmencie dla każdego wycinka fanów (lat 80-dziesiątych, epikowców, rokerowców, itd).TRATB - bezapelacyjnie. Zmieniłem zdanie po miesiącu przerwy w słuchaniu.
Jest, a Bruce nigdy wcześniej nie zaśpiewał lepiej. To swoją drogą niesamowite, że z piejącego koguta w rajtuzach wyrósł jeden z najlepszych tenorów na świecie. Widać, że lekcje śpiewu nie poszły na marne.Niestety nie jest to utwór miarę np. Hallowed Be thy Name, Powerslave, Rime of the Ancient Mariner, Alexander the Great czy np. Sign of the Cross.
Właśnie po to by brzmiało jak brzmi. Pewnie przy epikach Iron Maiden z lat '80 znęcał się jeszcze bardziej. Shirley jest za to gościem, z którym nagrywanie to dobra zabawa. To niestety słychać.Bruce tak naprawdę nauczył się śpiewać dopiero w latach dziewięćdziesiątych, gdy odszedł z Maiden. Jak myślisz, czemu Martin Birch musiał się nad nim tak strasznie znęcać w studio, żeby Number Of The Beast brzmiało tak jak brzmi?
.
I tutaj się zgodzę z Tobą. Ja sobie dzisiaj wieczorem odpaliłem płytę "Piece of Mind"... która leci już, 4 czy 5 raz z rzędu... czytając to co w cytacie słuchałem właśnie "To Tame A Land"...fragment instrumentalny, po 4-tej minucie. I doskonale to się wpisało w to, co napisałeś. W tym kawałku nie było potrzebne: intro, outro (na basie oczywiście!), rozwlekanie kawałka do "nastu" minut, powtarzanie refrenów/zwrotek, grania w kółko tych samych patentów.. itp., itd. A numer jak był genialny, taki dalej jest...Niestety nie jest to utwór miarę np. Hallowed Be thy Name, Powerslave, Rime of the Ancient Mariner, Alexander the Great czy np. Sign of the Cross. Wszystko jest tu zbyt wymuszone, zbyt ociężałe i wyzbyte tego błysku, którym Ironi zachwycali.
I tutaj się zgodzę z Tobą. Ja sobie dzisiaj wieczorem odpaliłem płytę "Piece of Mind"... która leci już, 4 czy 5 raz z rzędu... czytając to co w cytacie słuchałem właśnie "To Tame A Land"...fragment instrumentalny, po 4-tej minucie. I doskonale to się wpisało w to, co napisałeś. W tym kawałku nie było potrzebne: intro, outro (na basie oczywiście!), rozwlekanie kawałka do "nastu" minut, powtarzanie refrenów/zwrotek, grania w kółko tych samych patentów.. itp., itd. A numer jak był genialny, taki dalej jest...Niestety nie jest to utwór miarę np. Hallowed Be thy Name, Powerslave, Rime of the Ancient Mariner, Alexander the Great czy np. Sign of the Cross. Wszystko jest tu zbyt wymuszone, zbyt ociężałe i wyzbyte tego błysku, którym Ironi zachwycali.
No trudno się nie zgodzić. Nawet do The Red and the Black powoli się przyzwyczajam - choć dalej nie ukrywam, że trochę Harris go rozwlókł i mogło być lepiej. Fajnie, gdyby te 6 kawałków zagrali na trasie. Tak, wiem - marzenia ściętej głowy. Ale pomarzyć zawsze można. W szczególności o rzeczach przyjemnych.Zdecydowanie Empire, IESF, BoS, TotC i TRatB
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości