Żyło się tym albumem cały rok, nie ma co. Dziwny, dość pionierski pomysł żeby wydać całą płytę de facto w singlach. Koniec końców ma to swój duży urok, do tego idea dwóch różnych miksów głównych (jest jeszcze odmienny In-Side Mix zrobiony pod Dolby Atmos) sprawdziła się przednio.
To jest naprawdę udane wydawnictwo. Bije z niego sporo pozytywnej energii, jest trochę nostalgii ale człowiek ewidentnie czuje, że ma doczynienia z płytą bardzo aktualną brzmieniowo. Nie ma w sumie słabego kawałka, kilka jest doprawdy mocnych, głównie jednak jawi się ogólne wrażenie, że to równa płyta pełna zróżnicowanych brzmień i nastrojów. PG zawsze umiał w pisanie tekstów, co nadal czuć, bo chociaż nie ma tutaj bardzo dosadnych hymnów jak Biko czy San Jacinto, to nadal możemy uświadczyć choćby takie Live And Let Live.
Różnice między miksami objawiają się w różnych miejscach inaczej. Mam wrażenie, że bright jest bardziej nastawione na emocjonalność a dark na nastrojowość. Wedle prywatnego uznania, jedne wersje danych utworów będą podchodziły bardziej niż te drugie, co myślę jest bardzo na plus, daje to każdemu słuchaczowi jakąś paletę wyboru co do skalibrowania swojego odbioru.
Czy to ostatnia płyta PG? Można się domyślać przy tej częstotliwości wydawniczej iż zapewne tak. Zatem jeśli to miał być finał jego solowej kariery, to jest on bardzo godny, profesjonalnie spięty i można do niego spokojnie wracać za rok, dwa czy więcej jak do klasyki czy Up.
Płytkę już mam z trzema miksami, niestety musimy skończyć malowanie kina domowego żeby ponownie założyć głośniki. Jak to już nastąpi, to In-Side odrazu poleci na sprzęcie
Niech on już wraca na trasę do Europy.