Koncert w Warszawie - relacje

Wszystko na temat nowego tournee oraz koncertu w Polsce!

Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM

Awatar użytkownika
Piwowarus
-#Lord of the flies
-#Lord of the flies
Posty: 3188
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 4:55 pm
Skąd: Warszawa

Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Piwowarus » czw sie 07, 2008 2:09 pm

Wiem, że zakładam z wyprzedzeniem, ale żeby nie było bajzlu po koncercie robię to teraz.

Tu proszę umieszczać wszelkie nieco dłuższe relacje z koncertu itp.

Awatar użytkownika
Tomek(JMM)
-#Clairvoyant
-#Clairvoyant
Posty: 1428
Rejestracja: pt paź 22, 2004 8:47 pm
Skąd: Łódź

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Tomek(JMM) » pt sie 08, 2008 12:30 pm

To teraz kilka słów ode mnie. Przede wszystkim wielkie pozdrowienia dla Syzyga za całe towarzystwo przed i po koncercie. W Warszawie byliśmy jakoś o 14:30, nie spiesząc się, można było przejść się kawałkiem centrum, gdzie zostałem nagrany przez telewizję lokalną, rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

-Przepraszam, czy możemy panu zająć chwilę?
-A w czym mogę pomóc?
-Czy mógłby pan zdradzić jaki typuje wynik meczu Legia-Polonia?
-No tak... z... 2:0 dla Legii...
-A więc jest pan kibicem Legii?
-NIE!

Później przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w pizzerii na dworcu centralnym, gdzie jakoś koło czwartej dołączył Syzygy, żeby około 16:30 zbierać się pod Stadion. I tutaj też wielkie podziękowania dla Piwowarusa, byłem z jego wydrukowaną rozpiską dojazdu, dzięki czemu mozna było w miarę sprawnie dojechać na miejsce. W samym tramwaju dzwonił do mnie Mirdaroh pytając gdzie jestem, a słysząc gdzie, to tylko odparł, że na sektorze pod sceną już dawno nie ma żadnych wolnych miejsc, ale ja się wcale w tą "war zone" nie chciałem wpakować. Do sodka weszliśmy dopiero koło osiemnastej, wcześniej delektując się i leżąc na trawce w pobliższym Carefourze, patrząc jak policja zgarnia za picie piwa w miejscu publicznym... Agencja FOSA jak zwykle się nie postarała przepuszczając te tzw. "niezbezpieczne" bagaże co drugiej osobie, a resztę wpuszczając jak leci. Ciekawe czy oni mają opracowany jakiś algorytm jak mają to robić... Wreszcie sama Gwardia- tak wielu stoisk pamiątkami, czy wreszcie artykułami pierwszej potrzeby nie widziałem jeszcze na żadnum koncercie, ciekawe tylko czy ta ilość rzeczywiście przeszła w jakość. Na płycie ustawiliśmy się mniej więcej w połowie, nieco w prawo od budki akustyka, akurat w połowie występu Lauren. Chyba nie było nikogo kto nie śmiał się z jej słownictwa, kiedy pozdrawiała polską publicznośći, i cieszyła się, że może tutaj grać... z samej muzyki wiele nie zapamiętałem, zbyt wygładzone, żeby trafić do publiczności stricte rockowej, i zbyt monotonnie dla szerszej publiczności. Potem made of hate... W zasadzie cały ich występ to było naprzemian darcie się do mikrofonu z prawie tak samo brzmiącą solówką, wynudziłem się strasznie podczas ich... No i wreszcie Maiden. Przyznam, że z "Aces High" nie pamiętam nic, bo trzeba się było sporo cofnąć, żeby znaleźć miejsce w którym mozna było spokojnie stanąć, więc dla mnie koncert zaczął się od "2 Minutes To Midnight". Najbardziej oczywiście wpadły w oko przebieranki Bruce'a, podarta firanka w Rime'ie, czapka z kujawskiego stroju ludowego przy "Powerslave", nie mówiąc już o jego cudownych spodenkach, i jeszcze lepszej czapeczce. W kategorii "najgorzej ubrany muzyk rockowy" wyprzedza go chyba tylko Porl Thompson z The Cure. Sam występ, mimo, że jak zwykle perfekcyjny aż do bólu, podobał mi się jednak bardziej niż ten z Chorzowa sprzed trzech lat. Przede wszystkim o wiele lepsze nagłośnienie, przez co najbardziej zyskał przede wszystkim bas, no i jednak na dobór repertuaru (oczywiscie biorąc pod uwagę specyfikę trasy, bo obawiam się, że w mojej wymarzonej setliście Maiden liczba utworów z lat 80 nie przekroczyłaby pięciu), najlepsze były zdecydowanie bisy- "Moonchild/Clairvoyant/Hallowed" wymiotło zupełnie... Potem to już tylko można było pogłębiać przyjaźń polsko-chorwacką (kolejny raz widzimy jak zjeżdża się cała europa), i wracać na dworzec centralny, i z powrotem do domu...

Awatar użytkownika
bud
-#Prisoner
-#Prisoner
Posty: 106
Rejestracja: śr sty 18, 2006 4:25 pm
Skąd: Elbląg

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: bud » pt sie 08, 2008 4:02 pm

To był mój 2 koncert Maiden w życiu. Pierwszy rok temu w Ostrawie.
No cóż magia magia i jeszcze raz magia! Ku mojemu ździwieniu kontrola przy wejśćiu była "łaskawsza" niż ta w Ostrawie a myślałęm że to niemożliwe! Bombę atomową można było wnieść. No, ale większych incydentów nie było, więc tym razem się udało. Po wejściu spory teren z budkami, telepizza, kawa, napojami itd, piwa brak może to i dobrze.

Na stadionie byłem kilkanaście minut po 16, i ustawiliśmy się pod barierkami przed sektorem pod sceną na wprost lewego telebimu. Supporty:
Lauren - bardzo fajnie było ją oglądać, pięknieje z roku na rok :) Made of Hate - w porządku.

Aces High to najlepszy starter jaki Maideni mają w swojej dyskografii. Zmiażdzyli na samym wejściu. 2MTM - duuużo lepiej niż w rok temu wyszlo, dalej revelations - świetnie świetnie świetnie. Wykonanie troopera nie wymaga komentarza. Śpiewanie happy birthday trochę nie wyszło, bruce troszkę nie wiedział jak postąpić, bo słyszał śpiewy na pewno. Wasted Years -świetne wykonanie, szczególnie muzycznie, number - genialny! lepsze wykonanie niż w ostravie na pewno (ten wrzask!) , can i play with madness -> nie lubie tego kawałka w studio, natomiast tutaj wyszedł po prostu genialnie! bardzo świeżo.
RIME... oni się nie starzeją. klimat wymiótł! Następnie Powerslave, chyba najlepszy moment koncertu, czysty spiew Dickinsona, każdy instrument słyszany, świetna perkusja, cudo cudo cudo! HCW w porządku, jakiś koleś miał jakąś kartkę ze sobą na scenie nie mogłem przeczytać co na niej było :) RTTH wypadł fantastycznie, zapewne dzięki publice, która była nieporównywanie lepsza niż w Ostravie! Ponownie bardzo świeżo i zagrane z polotem! Zero nudy! Fear standardowo sprawidził się jako klasyk. IM - musi być :)

Bisy to Moonchild wypadł dość blado, natomiast Clairvoyant zmiażdzył! Ten utwór tworzy zajebisty klimat i genialnie się skacze do tego refrenu "...a time to live and the time to die..". HBTN - no comment.

JA CHCĘ JESZCZE RAZ! TO SAMO!
Najlepszy koncert w życiu!

Awatar użytkownika
Dziku
-#Clairvoyant
-#Clairvoyant
Posty: 1106
Rejestracja: pn wrz 27, 2004 7:24 pm
Skąd: Żyrardów

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Dziku » pt sie 08, 2008 4:53 pm

To bylo cos niesamowitego, jezdze na koncerty juz kilka lat, na rozne zespoly, do roznych krajow, ale czegos tak wspanialego jak moj czwarty koncert IM jeszcze nie przezylem.
Zebralismy sie pod Gwardia okolo 15:20, wypilismy po piwie, niektorzy czegos mocniejszego (cieplej gorzaly z czerwona kartka) i pozniej udalismy sie do kolejki. Jedyna osobą jaką spotkałem przypadkiem był Nomad, powiedzial nam o sektorze pod scena, jednak zabraklo dla nas opasek :( Niby ten sektor nie był tak duzy, ale chcialem stac blizej sceny. Na moje szczescie jeden z kumpli dostal opaske, na dodatek luzno zapieta. Opracowalismy patent: bierzemy opaske , wchodzimy do srodka, zdjemujemy, PODCHODZIMY DO OCHRONIARZA, ZEBY DOSTAC NOWA (nie wiem jak mogli miec taka lukę w systemie, ze nowa opaske w przypadku zgubienia, czy czegokolwiek dawali bez problemu i pretensji) nastepnie z wlasna opaska na reku i luzna opaska w kieszeni wychodzilo sie do kumpli i przekazywalo sie dalej. Wprowadzilismy tak cala nasza ekipe ok.10 osob. Troche chamsko, ale czego sie nie robi dla IM. Wytlumaczylem ten mechanizm Nomadowi, ktory chcial wprowadzic swojego kumpla, ale nie wiem czy zalapal (udalo sie? nie moglem zostac wtedy dluzej bo mialem kilka osob do wprowadzenia jeszcze). Tym sposobem znalazlem sie tam gdzie chcialem sie znalezc.
Supporty tragiczne, ale pomine te.
Kiedy na telebimach pojawilk sie krotki film z trasy i zabrzmiala Transylvania skoczylo mi cisnienie, kiedy z glosnikow zabrzmiala przemowa Churchilla myslalem ze zemdleje. Koncert był fenomenalny, set lista jedna z najlepszych w historii, forma zespolu ( szczegolnie BRUCE !!!!) niesamowita, zaangazowanie, wspaniala okazja (50 urodziny), efekty pirotechniczne, scenografia i ogolnie pojete widowisko swiatowej klasy dodalo koncertowi niesamowitej magii, przez 3/4 koncertu mialem łzy w oczach, serce mi napierdzielalo, udalo sie, przezylem niesamowity koncert Iron Maiden o jakim marzylem.

Saul-s
-#Charlotte
-#Charlotte
Posty: 5
Rejestracja: czw lip 31, 2008 10:44 pm

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Saul-s » pt sie 08, 2008 5:02 pm

A oto i kilka słów odemnie....był to mój piąty koncert Maiden na terenie naszego ojczystego kraju i chyba najlepszy na jakim byłem. Udało mi sie wejść jakieś 5 minut po 16, a do kolejki ustawiłem się o jakiejs 15.40. Nadal nie potrafię zrozumieć ludzi którzy koczują po 8 godzin w słońcu po czym nie udaje im sie zdobyć opaski...a trafiaja sie takie przypadki widziałem na własne oczy:) Tylko 2 wejscia dla wszystkich! Grubo ponad 20 tyś ludzi a tylko dwa wejsci w sumie z 10 bramkami. Koszmar ale chyba nie tylko ja zdążyłem sie do tego juz przyzwyczaić i nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia. Ciekaw jestem czy dozyjemy czasów gdy bedzie można sobie kupić bilet pod samą scenę za kilkadziesiąt złoty drożej i przyjechać przed samym koncertem.
Koszulki i inne gadzety tradycyjnie w cenach kosmicznym po przeliczniku funta z 1997 roku jak kosztował prawie 7zł. Do tego tez juz zdazyłem sie przyzwyczaić.
Przyzwyczaiłem sie tez do tego ze Maiden gra dobre koncerty. Tym razem było inaczej. Maiden zagrał absolutnie rewelacyjny koncert. Nie uważam sie za jakiegoś super fachowca, reportera, sprawozdawcę czy innego chu...a:) ale po obejrzeniu setek koncertów musi być cos zeby zrobiło na mnie wrażenie. Nie wiem jak im to sie udało ale bylem wręcz oczarowany...Maiden dokonał rzeczy niesamowitej bo zafundował mi podróż w lata 80. W pewnym momencie czułem sie jakbym zył w tamtych czasach chodził w białych Nike'ach Dunk'ach pił piwo w puszkach 0.3l i miał tirówkę Slayer'a.
Bruce w znakomitej formie wokalnej jaki i fizycznej. Reszta ekipy dawała z siebie wszystko. Próbowałem doszukać sie jakiś małych pomyłek ale wszystko zagrane perfekcyjnie. Na kolana powalił mnie Aces High z tradycyjnym przemówieniem "Czerczila" wybuchem fajerwerków i Brucem który wpadł na scene z takim rozmachem jakby obchodził 23 urodziny. Kolejny 2 Minutes...rewelacja dawno nie słyszałem zeby Bruce tak dobrze spiewał. Revelations, tutaj zanotowałem malutką pomyłkę Nicko ale mogło mi sie tylko wydawać...bedac w takiej euforii człowiek moze sie pomylić;) Potem wszystko juz p0otoczyło sie szybko aż do Rime....gdybym był pod wpóływem jakiś srodków odurzających;) to podejrzewam zebym całkowice odpłynął. Przy Poweslave oszałem:) Warto wspomnieć również o rewelqacyjnie zagranym Wasted Years który w Polsce był grany tylko raz!!! W zasadzie to przyjechałem z zamiarem posłuchania tylko tego utworu;) Z tej samej płyty super odśpiewany HCW no i pulsujący refren TC. Jezeli ktoś powie mi ze ten koncert był słaby widział lepszy, Miaden nie byli w formie, a nagłośnienie było do dupy załatwie mu zsyłkę na Sybir a potem prace na zmywaku w Angli za 2 funty na godzinę, a jak juz bedzie wracał do domu szceśliwy ze skończyly sie jego męczarnie to okaże sie ze ma nadbagaż i wszystkie swoję cieżko zarobione pieniadzę bedzie musiał uiścić linią lotniczym:)
Up the Irons....!!!!

P.S.
Frotka Adriana zdobyta:)

Awatar użytkownika
Godzio
-#Trooper
-#Trooper
Posty: 266
Rejestracja: pn cze 02, 2008 8:45 pm
Skąd: Łańcut

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Godzio » pt sie 08, 2008 7:19 pm

No to i ja ;)
Dzisiaj nad ranem wróciłem z koncertu Iron Maiden...
Ale opowiem od początku, musiałem wstać około 3:45 w nocy, aby wyjść
we wcześniej uzgodnione miejsce z człowiekiem, z którym jechałem na koncert,
miałem czekać i czekałem, wszstko było ok, pojechaliśmy do Rzeszowa i tam w umówionym miejscu z firmą Topbilety.pl czekaliśmy na autobus, jest, jest!
Nadjechał nasz autokar, chyba najbardziej wypasiony autobus jaki w życiu widziałem, skórzane wykończenia siedzeń, kilka telewizorków etc, a to wszystko za 80zł na trasie rzeszów - wwa - rzeszów, czyli tyle co nic.
Nie muszę mówić, że o nic nie trzeba się martwić, odwozi, przywozi, luksus ;)
Wysadzili nas w tej całej Warszawie około 12 w południe,
no a jak wiadomo na stadion zaczynają wpuszczać o godzinie 16.00,
więc mieliśmy trochę wolnego czasu, poszedłem pozwiedzać pobliski bazarek,
na którym babcie coś do mnie krzyczały, nie odzywałem się jednak, bo
myślałem że chcą mi krzywdę zrobić, albo Rydzyka wezwą ;)
Około 15:30 poszedłem pod jedną z trzech bram, pierwsza brama to była od ulicy hm, jak ona się nazywała, no nie pamiętam, za dużo wrażeń.
W każdym razie po około pół godzinnym ciśnięciu się w kolejce,
bardzo sympatyczny Pan powiedział nam, że się popsuły czytniki na tej bramie,
i kazał przejść do bram obok, bo tam podobno wcale nie ma ludzi,
przeszedłem, jednak było tam2x więcej ludzi, niż w pierwszej bramie,
a co najśmieszniejsze - żadnego czytnika nigdzie nie widziałem, chyba że Ci ludzie którzy podarli bi bilet nazywają się czytnikami.
Wrażeń z dalszych przeżyć NIE da się opisać, było po prostu kosmicznie,
zagrali bardzo dobrze, oprawa sceny, eddie, efekty na scenie,
forma samego zespołu, w szczególności Bruce'a powala!
Już po pierwszej piosence nie mogłem mówić, a cieszę się,
bo nie musiałem stać 'na dole' i być gniecionym przez tłum,
tylko znalazłem sobie miejsce na trybunach, widok na scenę bardzo,
bardzo dobry, telebimy pokazywały najciekawsze ujęcia koncertu.
Stojąc na trybunach i widząc 30.000 ludzi klaskających w jednym momencie - niesamowite, a sam koncert jeśli miałbym określić jednym słowem - kosmos!
Fear of the dark na żywo... ahh, to jest uczucie :twisted:


UP THE IRONS !

Awatar użytkownika
Szajba
-#Lord of light
-#Lord of light
Posty: 9896
Rejestracja: sob gru 24, 2005 1:22 pm
Skąd: Metropolia Czeladzka

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Szajba » pt sie 08, 2008 11:15 pm

czas na me słowa ;)

Cała "impreza" rozpoczęła się dla mnie o 6:50, kiedy to razem z Efką, Nevlaną i Slavem wsiedliśmy do pociągu. Myślałem, że zważywszy na dość wczesną porę, będzie luźny. Ta... co druga/trzecia osoba to ktoś wybierający się na stadion Gwardii. 11:05 wysiadamy na centralnym i czekamy na M@tiego. Pół godziny łażenia dookoła Dworca i Złotych Tarasów było zajebiste \m/ potem dobili do nas Opra, Asha, Lucy, Marysia, Kro, Deleted User 804, S1-Beta ;) (mam nadzieje, że o nikim nie zapomniałem ;) ) No i tu pojawił się pewnie zgrzyt dotyczący planów na zagospodarowanie czasu do koncertu. Wybierając najrozsądniejsze rozwiązanie, czyli każdy idzie tam gdzie chce Efka, Nevlana i Slav poszli na miasto, Kro(który to powiedział, że wyjdzie z koncertu jak zagrają FotD :lol: ;) ) pojechał już na stadion a my coś zjeść. Tam dobił do nas S1, chwile wcześniej Brand. Tutaj raz jeszcze przepraszam Ashe, że zapomniałem dla niej zamowić :( ;) . Szybki kibelek i jedziemy na stadion. Wchodzenie poszło bardzo gładko ( :lol: ). Wchodzimy na stadion a tu nagle zonk. Jest sektor pod sceną. Chwile wcześniej straciłem wszystkich z oczu, więc pobiegłem szybko na sektor, żeby mieć opaske a potem znaleźć reszte. Jest opaska, reszta ludu też jest no to czas odpoczywać. Miejscówka niedaleko ToiToi była wyborna, powoli do nas dobijały kolejne osoby, m.in Alien z partnerką, Metal również z takową, Szymon i pare innych osób(w tym, Piwo, którego obecność uświadomiłem sobie dopiero po koncercie...). Czas na zdjęcie z flagą dla Brucea. Wyszła przegenialnie, niestety ja nie mam fotek, uśmiechnąć po nie trza sie do Jacka albo Michcia ;) Tak leciał czas przy dźwiękach córeczki Harrisa a potem Made of Hate (którym to padł wzmachol :lol: ), których występ Sz skomentował "takie se p2p2 " :lol: . Zbliża się godzina "0" i tu kolejny zonk. Nie wszyscy mają opaski. Ale to nie problem gdy się ma zestaw Scyzoryk+taśma klejąca (pzd dla Marynarza ;) ). No to się zaczyna. Ustawiłem się gdzieś w 5/6 rzędzie z Oprą, Michciem, M@tim i Marysią. Emocje sięgnęły zenitu, gdy poleciała Transylvania(tu tu tururu turturturututu by Opra :mrgreen: ) i film dokumentujący kawałek trasy. Szaleństwo się zaczęło! Widziałem już wiele różnych, mniejszych i większych, koncertów ale dawno nie widziałem na płycie takiego ładunku ekstazy jak wczoraj. Rozwijanie flagi w czasie Revelations wyszło bardzo sprawnie i szybko. Niektórzy potem narzekali, że Bruce sie nawet na nią nie spojrzał. Gówno prawda, zrobił wielkie gały jak ją zobaczył. Definitywnie najbardziej mi się podobało wykonanie Halloweda, Feara i Troopera, za to 23:58 i 666 wyszły imo najsłabiej. Ogólnie przeskakałem i przekrzyczałem cały koncert(pzd dla Kronosa, który to mnie wypatrzył przed Revelations w tłumie ;) ), ale po FotD nie miałem już siły i trzeba było troche odpoczac. Ale nie długo. Nie na takim gigu. Bisy i do domu. W składzie: Opra, Michcio, Lucy, Asha, Alien+1, M@ti i ja udaliśmy się w strone tramwaju, na który fartem zdążyliśmy. I tu ponawiam pytanie do Ashy: Dlaczego mnie wyśmiałaś jak sie zapytałem, czy miasto nie podstawiło jakiś dodatkowych tramwai? :> Na dworcu wycieczka po wode, do kibla i na perony. Potem już tylko 4 godziny w pociągu do Katowic z Oprą i Michciem, wizyta w Gastromaticu i do domu :)

cały wyjazd zaliczam do udanych w 100%, było zajebiscie w każdym calu, koncert najwyższych lotów. Cud, miód i kilo orzeszków ;)

a i oczywiście wielkie pzd dla wszystkich których spotkałem po latach (Ascot, Sim0), tych mord które widuje w miarę regularnie (S1, Alien) jak i rzadko spotykanych (M@ti, Kronos, Sz) oraz oczywiscie nowo poznanych (Asha - Pamiętaj, że jak wpadniesz do Katowic masz wycieczkę po centrum z przewodnikiem gratis ;) ), ale szczególne podziękowania dla Opry i Michcia za podróż powrotną, czas na stadionie, przed stadionem i na dworcu PKS w Katowicach( i skarpetki :lol: ) ;)

PS. Marzena: tu tu tururu turturturututu :mrgreen:
już nie mam tu najwięcej postów :roll: :evil:

Awatar użytkownika
Proboszcz_Dobrodziej
-#Wrathchild
-#Wrathchild
Posty: 90
Rejestracja: wt maja 31, 2005 3:59 pm
Skąd: Plebania w Tulczynie

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Proboszcz_Dobrodziej » sob sie 09, 2008 3:29 pm

Szczęsc Boże

kolejny koncert Maiden zaliczony, było warto, było super. chce wiecej....
Na koncert pojechalem z kolega z parafii. Mielismy jechac po ciagiem z Tarnowa o 4:36 i zameldowac sie w wawie po 11, ale kolega nasz, którzy zaopatruje towar z pożywieniem w lokalnych parafiach i sklepach, zapowiedział że moze nas wziąsc za darmo do Wawy, gdyz jedzie przez nią a jego punktem docelowym było Mrągowo. Tylko był jeden problem, kolega wyjechac miał o 23:30. Po kilku mintutach namysłu w kancelarii parafialnej postanowilismy pojechac dzien wczesniej o 23:30. W wawie zameldowalismy sie przed 5 rano. Pożywilismy sie kilkoma kanapkami i poszlismy na piechote na stadion. Tam bylismy o 6 rano. Było kilku fanów. Porozmawialismy, posmialismy itp. Itak zleciało powiedzmy 10 godzin ..... byłem zmęczony, ale warto było stac i czekac. o 16 wpuscili i puscilem speeda w kierunku sceny. Barierki były zajete przez uczestników lotu Bruce Air. Szybko stanołem koło jakiejs blondi (laska chyba była ze Szwecji tudzież z Norwegii). Po chwili przyszedł Madril i porozmawialismy troszkę:)i zaczelo sie czekanie na koncert. Przy okazji musialem skorzystac z wc, udalo mi sie wrócic pod barierki.
18:20 zaczela Lauren. Widzialem 3 raz na zywo ją i 3 razy za dużo. Urodą nie grzeszy, lecz spiewac nie umie. Made of Hate zagrali całkiem przyzwoicie. Nie słuchalem ich nigdy w życiu i raczej nie zamierzam. Ładne solówki trza przyznac były. I zaczelo sie, zaczoł sie duży scisk. wszyscy pchalid o przodu, ja tez przez co wpakowalem sie pod barierke koło blondynki. Razem z Madrilem udalo nam sie zdobyc barierki, ale było ostro i ciasno:).
Co do samego koncertu mega zajebisty. Aces High wyszło genialnie na poczatek, pozniej 2mtm - kapitalnie odśpiewane przez polską publike. Revelations i Trooper tez genialnie. Wasted Years niewiem czy mam racje, ale jakoś ciszej było slychac niż normlanie inne piosenki, tak to wyczułem. Pozniej 666, i CAn I Play With Madness. Ale głównie czekalem na dwie kolejne piosenki , czyli RIme i Poverslave- t było coś niesamowitego.. czemu ta chwila nie trwa wiecznie? myslałem:) Na HCV i RTTH bawilem sie i skakalem. Pozniej FOTD, ludzie marudzą, że ten kawalek nie pasuje do trasy, może i racja ale na live jest on genialny i zajebiscie ze go zagrali. Pozniej Iron Maiden. Eddie wychodzi tak samo jak w 85 roku, cos niesamowitego. I bisy szczena opadła mi Monchild jakie to piekne, kocham te piosenke, Claivoyant tez wypadł genialnie i na koniec moja ulubiona piosenka Maiden czyli HBTN- dalem sie z siebie wszytsko, gardło mi siadło, nogi sie uginały od stania 12 godzin ale i tak skakałem. Było warto.
Zaraz po koncercie udałem sie zkolega do Taxi, zeby nas zwiozła na PKP. na Dworcu zakupilem bilet i jakies napoje bo bylem odwodniony prawie:). Spotkalismy sie z dwoma kolegami z Tarnowa, ktorzy z nami w 1 stronie nie jechali. PKP był o 23:34. W krakowie bylismy na 3 rano, po godzinie czekania zawiózł nas do Tarnowa, gdzie stamtad w Taxi i do domu. nastepnie kąpile, sniadanie i czas na nabożenstwo o 6 rano;)
dziekuje Grzegorzowi za transport do wawki, Kulciakowi za cały dzien spedzony razem, Madrilowi za to że znów sie spotkalismy i cały koncert spedzilismy pod barierką jak rok temu w Ostravie:), dziekuje równiez Rafałowi, bo gdyby nie on, pewnie bym przespal stacje Tarnów i pojechal dalej....
Amen

EddTheHead
-#Prodigal son
-#Prodigal son
Posty: 26
Rejestracja: pt kwie 08, 2005 6:41 pm

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: EddTheHead » sob sie 09, 2008 4:52 pm

To był jeden z dwóch najlepszych koncertów Iron Maiden jakie dane mi było zobaczyć w swoim życiu. Nie byłem na wielu, bo sierpniowy gig gigantów heavy – metalu był moim czwartym. Ale polskiego koncertu Dziewicy nie opuściłem od ponad 5 lat. W mej prywatnej hierarchii może on się równać jedynie z koncertem wrocławskim, który promował wydany w 2003 „Taniec Śmierci”. Wiadomą rzeczą jest że koncerty w hali i na stadionie różnią się, zwłaszcza w aspekcie nagłośnienia. I tak też, patrząc na oba wydarzenia pod tym względem, ostatni polski koncert halowy zostawił gig warszawski zdecydowanie w tyle. Ale za to koncert z Warszawy zdecydowanie zmiażdzył Wrocław fantastyczną oprawą, niezliczoną ilością fajerwerków i buchających ogni oraz rozmiarem sceny. Takie właśnie możliwości daje występ na stadionie. A kto jak kto, ale Brytyjczycy potrafią to wykorzystać, by pozornie zwyczajny koncert metalowy zamienić w widowisko tak spektakularne, które przed ujrzeniem jest niemal niemożliwe do wyobrażenia. Sztuka, wystawiona w teatrze marzeń, którym w sierpniowy wieczór stał się stadion Gwardii Warszawa, powaliła na kolana. Ale aby doświadczyć tych niezapomnianych chwil trzeba było dla Maidenów poświęcić całą dobę.
A wszystko zaczęło się w czwartek o 4 rano. Najpierw, wraz ze swoją dziewczyną, musieliśmy dotrzeć do Krakowa, skąd o godzinie 7 odjeżdżał topbiletowski autokar. Droga do stolicy minęła bardzo sprawnie i przyjemnie. Czas umilało płynące z głośników Deep Purple i AC/DC. Na koniec zaś zagrali dla nas Ironi, prosto z Rio de Janeiro. Po dwóch postojach w Jędrzejowie i okolicach Radomia dotarliśmy pod same bramy stadionu na godzinę 13:30. Spore grupki fanów oblegały zagradzające wejścia barierki już na kilka godzin przed ich otwarciem. My, mając do dyspozycji kilka godzin, udaliśmy się do centrum. Parę fotek z Pałacem Kultury i Złotymi Tarasami, krótka wizyta w Hard Rock Cafe, spacer po mokotowskim cmentarzu pomordowanych w czasie drugiej wojny światowej ofiar radzieckich i przed godziną 16 byliśmy z powrotem u bram stadionu. Swoje trzeba było odstać, ale dzięki bardzo sprawnej „obsłudze” samo zdobywanie fortecy której na imię Gwardia nie zajęło nam dłużej niż 40 minut. Zaraz za drugą bramką, gdzie sprawdzano bilety, znajdowała się różnego rodzaju gastronomia oraz stoiska z koszulkami, plakatami i książkowymi wydawnictwami z trasy. Ceny koszulek oscylowały w granicach 100 – 320 zł. Postanowiliśmy więc zakupić jedynie... wodę mineralną, z której odkręcono nam zakrętkę (na wypadek gdybyśmy chcieli zabić kogoś zakręconą, nagazowaną butelką), i udaliśmy się na koronę stadionu. Szczerze mówiąc, nie mieliśmy ściśle sprecyzowanych planów co do miejsca z którego obejrzymy show. Ale gdy tylko dojrzeliśmy dwa z nielicznych już wolnych miejsc na trybunach, pomyślałem że będzie to dla nas miejsce idealne. Był to pierwszy koncert Iron Maiden dla mojej dziewczyny, więc myślę że dobrze się stało że mogła zobaczyć wszystko dokładnie, z wygodnego miejsca, bez ścisku i szału który panował na murawie. Gdy na scenę około godziny 18 wyszła Lauren Harris stadion był zapełniony mniej więcej w proporcji 3/5. Córka Steve’a przyjęta została bardzo ciepło a publiczność przed sceną, przynajmniej z perspektywy trybun, wydawała się całkiem dobrze bawić. Wszystkie kompozycje które tego wieczoru zagrała młoda Angielka pochodziły z jej debiutanckiego albumu „Calm Before The Storm”. Występ trwał około 30 minut, a zaraz po nim scenę przejęła polska grupa Made of Hate. Zaczęli tytułowym kawałkiem z albumu „Bullet in Your Head”. Melodyjny heavy-metal z trashowym wokalem w stylu James’a Hetfield’a został bardzo dobrze przyjęty, a publiczności w odbiorze nie przeszkodziła nawet kilkuminutowa przerwa związana z awarią wzmacniacza. Polacy zeszli ze sceny po około 40 minutach. Zejście to oznaczało tylko jedno. Na scenie nie mógł się pojawić już nikt inny jak tylko Żelazna Dziewica.
Do godziny 20 stadion zapełnił się w stu procentach. Gromkie „Maiden, Maiden!“ co chwila zagłuszało dźwięki instrumentów strojonych przez ekipę techniczną. Słońce systematycznie przesuwało się w dół, swoim odbiciem w oknach stojącego za sceną budynku oślepiając zgromadzoną na ławeczkach publiczność. Gdy promienie opuściły najniżej położone okno, a cień trybun i rosnących za nimi drzew ogarnął już prawie cały stadion, światła z nad sceny rozświetliły pierwsze rzędy płyty a z głośników rozbrzmiały pierwsze takty „Doctor, Doctor...”. Jeszcze bardziej zawrzało gdy na dwóch telebimach, w rytm Transylvanii, wyświetlony zostało krótki film z odbywającej się właśnie trasy „Somewhere Back In Time”. A już po chwili, gdy do 29 tysięcy zgromadzonych na stadionie fanów przemówił Winston Churchill, wszyscy wiedzieli co stanie się za kilka sekund. „..we shall fight in the hills, we shall never surrender!”. I stało się! Po krótkim intro wielki huk fajerwerków i anglicy wbiegają na scenę. „There goes the siren that warns of the air raid..” wyśpiewuje swe pierwsze słowa Bruce Dickinson na warszawskim stadionie. Tłum szaleje przy wspaniałej grze świateł. Za sceną wspaniały, majestatyczny Eddie – faraon, z którego czoła rozbłyska błyskawica, za pomocą której Ed jakby kontroluje wszystko co dzieje się na scenie i stadionie. Piekielnie szybki utwór opisujący dzieje bohaterskich lotników w czasach drugiej wojny światowej nie pozostawia złudzeń że Żelazna Dziewica da z siebie na tym koncercie wszystko. Po „Asach Przestworzy” rozbrzmiewa „2 Minutes To Midnight” którego refren wraz z Bruce’m wyśpiewują niemal wszyscy obecni w tym warszawskim teatrze, w który niewątpliwie zmienili na 2 godziny Stadion Gwardii Bruce, Steve, Dave, Adrian, Janick i Nicko. Po tym utworze wokalista wita się z publicznością, po czym następuje „Revelations”. Ludzie zdzierają gardła wykrzykując rytmiczne „hey!” podczas świetnie znanego gitarowego riffu. Kawałek wykonany świetnie, chyba najlepiej z wszystkich trzech razów które dane mi było usłyszeć na żywo. Gdy z tyłu za sceną zmienia się płachta, aby przedstawić Eddiego jako piechura armii brytyjskiej, już wszyscy wiedzą że za chwilę chóralnie odśpiewają słynne „Oooooo” refrenu „The Trooper”. Bruce wymachuje Union Jackiem, a trzech Amigos wraz z Harrisem szaleją ustawieni obok siebie na środku sceny. Gdy kawałek się kończy Bruce próbuje przemówić do tłumu. Lecz staje jak wryty gdy tuż przed jego oczami fani rozwijają 10 metrową flagę z napisem „Scream for us for the next 50 years”. Niestety, pomieszanie Happy Birthday ze Sto Lat nie robi już takiego wrażenia, co Dickinson komentuje zaproszeniem na śpiewanie podczas uroczystości urodzinowych w kościele. Publika wybucha śmiechem a sekundę później Nicko nabija rytm „Wasted Years”. Numer od dawna nie grany na żywo wypada lepiej niż przyzwoicie. Melodyjne „So, understand...“ śpiewane wraz z publicznością robi wrażenie. Przed kolejnym utworem gasną światła, a z głośników słyszymy niezwykle głośny i majestatyczny werset Apokalipsy. I już wszystko jasne! Podczas histerycznego krzyku Dickinsona, w rytm uderzeń perkusji za sceną wybuchają wielkie, kilkumetrowe słupy ognia. Po słynnym "666" Bruce wspomina pierwszy koncerty Iron Maiden za żelazną kurtyną. Mówi o panującym w Polsce komuniźmie i wspomina rosjan którzy "uciekli". Wokalista Maiden wspoimna także chwile gdy myślał że w naszym kraju ludzie słuchają wyłącznie jazzu. Zapewne większośc ludzi nabiera się na to że kolejnym kawałkiem który wykonają będzie kompozycja jazzowa. Lecz po delikatnym "one, two, one, two, three four.." następuje "Can I Play With Madness". Mistrzostwo świata! Gdy Ironi skończyli "igrac z szaleństwem" Bruce wprowadza publiczność w klimat utworu który ma teraz nastąpić. Nawiązując do wiersza Samuel’a Taylor’a Coleridge’a mówi jakie nieszczęście sprowadził tytułowy albatros. W żartach wspomina również Gdańsk i zjedzoną tam kiełbaskę, niby z albatrosa. Następnie pyta kto był obecny w Kaliforni, w Long Beach Arena w 1985 roku. „Who was there?” – setki rąk w górze, “You’re lying bastards”. Publiczność wybucha śmiechem. Chwilę później z wielkim impetem rozpoczyna się najdłuższy kawałek podczas tego koncertu, najdłuższy kawałek w całej historii Iron Maiden, a zarazem punkt kulminacyjny tego wieczoru – „The Rime Of The Ancient Mariner”. Ze świadomością tego że ją zagrają lub bez, wielu fanów czekało na tą kompozycję z utęsknieniem. Dickinson jest przebrany w podarte marynarskie szaty, a za sceną powiewają podarte sukna, przypominające sponiewierane żagle. Podczas wolnej części utworu, gdy Bruce recytuje fragmenty wiersza, po scenie rozlewa się dym, przypominający mgłę, co dodaje utworowi klimatu. Epicki kawałek został wykonany jak na legendę metalu przystało – wprost fenomenalnie! Zaraz po „The Rime..” słyszymy dziki śmiech, perkusję McBraina i przy wybuchu fajerwerków rozbrzmiewa galop „Powerslave’a”. Tym razem Bruce przywdziewa maskę faraona. Teatr trwa dalej. Dickinson krzyczy „Scream for me Warsawa, scream for me Polska!” co sprawia niesamowicie sympatyczne wrażenie. Podczas „Heaven Can Wait” na scenę wbiegają zwycięzcy różnych konkursów by wraz ze Stevem Harrisem odśpiewać doskonale znane chórki. Dave i Adrian przesuwają się na lewą stronę sceny a Bruce ucieka na mostek. Podczas pierwszych taktów perkusji do „Run To The Hills” , po reakcji publiki, Dickinson stwierdza: „Taak, to znacie!”. Refren wykrzykuje niemal każdy obecny tej nocy na stadionie. To niesamowite, ale im bliżej końca koncertu, tym cała szóstka na scenie wydaje się mieć więcej sił. Przedostatnim kawałkiem głównego seta jest „Fear Of The Dark”. Nieco nie pasujący do klimatu trasy „Somewhere Back...” , ale po zawodzie jaki zespół sprawił wielu fanom tego prawdziwie Maidenowego hymnu, nie odgrywając go na wcześniejszej trasie „wspominkowej”, Iron Maiden postanowiło ponownie umieścić go w swym repertuarze. Po tym utworze na scenie zapada ciemność, którą rozdziera histeryczne wręcz „Scream for me Warsawa! The Iron Maiden”. Za perkusją Nicko pojawia się wielka maska faraona, która pęka w trakcie utworu, a zza niej wyłania się gość, którego wszyscy się spodziewali. Eddie, w postaci mumii, rozkłada długie ręce, wydając się niemal sięgać do pierwszych rzędów. Z wielkim hukiem i fajerwerkami kończy się ostatni kawałek. Bruce dziękuje w imieniu całego zespołu i Iron Maiden znika za sceną. Rozlegają się gromkie brawa, a tłum skanduje „Maiden, Maiden!”. Żelazna Dziewica nie każe na siebie długo czekać i już po chwili wraca spowrotem na scenę. Bruce przedstawia członków zespołu a gdy ten kończy na McBrain’ie, sam Nicko przedstawia Dickinsona i przypomina publiczności że ten kończy dziesiaj 50 lat. Na stadionie ponownie rozlega się gromkie „Sto Lat” a sam Bruce, szczerze dziękując, kwituje to słowami „Polish Happy Birthday”. Na pierwszego bisa rozlegają się akordy akustycznej gitary Murray’a oraz śpiew „Seven Deadly Sins...”. Zaraz po tym ostre napięcie wstępu i szalone rozwiązanie – „Moonchild”. Podczas drugiego bisu, genialnego „The Clairvoyant”, na scenę wychodzi Eddie – cyborg, dokładnie taki jakiego znamy z okładki płyty „Somewhere in Time”. Celuje do publiczności ze swego pistoletu a następnie gra z Dave’em na gitarze. Ostatnim utworem odegranym przez Maidenów w Warszawie jest „Hallowed Be Thy Name”. Kawałek wypada bardzo dobrze a muzycy wkładają w wykonannie całą enrgię, która pozstała im po poprzednich 15 utworach.
I tak oto dziękując i nisko się kłaniając Iron Maiden schodzi z desek sceny własnego, prywatnego teatru marzeń, w który sami zamienili stary i zaniedbany stadion Gwardii, kończąc to wspaniałe przedstawienie ostatnim numerem z płyty „The Number Of The Beast”. Pomimo że wielu ludzi wciąż nie opuszcza swych miejsc, to po dwóch minutach zapalają się światła a z głośników płyną przyjemne nuty kultowego utworu Monty Python’a „Always Look At The Bride Side Of Life”. A my idziemy we dwoje trzymając się za ręce, mając za sobą wspaniałe widowisko, a przed sobą myśl o kolejnym gigu, zapowiedzianym przez Bruce’a wraz z nową płytą studyjną. Przeraża nas tylko jedno – prośba Dickinsona. Jak na następny koncert w Polsce przyprowadzić ze sobą 60 tysięcy ludzi? Pomimo nieudacznych prób, policji nie udaje się opanować wielotysięcznego tłumu, który wśród zaparkowanych autokarów blokuje się nawzajem przy wyjściu. Czarna Maidenowska fala zalewa przystadionową dwupasmową ulicę, całkowicie paraliżując ruch. Sytuacja stabilizuje się po około 40 minutach. My przed godziną 24 wsiadamy w autokar, by z plakatami „Somewhere Back in Time Tour” i uśmiechami na twarzach wyruszyć w kilkugodzinną podróż do domu...
Ostatnio zmieniony ndz sie 10, 2008 5:47 pm przez EddTheHead, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
wojteq
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1815
Rejestracja: pt cze 30, 2006 11:37 am
Skąd: Szczecin

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: wojteq » ndz sie 10, 2008 1:46 pm

OK, zatem czas na moją relację ;-) :

Na stację metra na Racławickiej dotarłem koło godziny 18:20, tam o "wpół do" umówiony byłem z przyjacielem mym, w celu późniejszego udania się na koncert Iron Maiden. Po odszukaniu się, udaliśmy się w kierunku Gwardii. Po dojściu pod obiekt (jakoś koło godziny 19), zdziwiło mnie, że sporo ludzi stoi, a nie wchodzi. Myśmy weszli "z marszu", po czym zaraz za bramką koledze przeszukali torbę i kazali wyrzucić nakrętkę od Coli, bo przecież po to idziemy na koncert, żeby rzucać butelką w ludzi, no nie? ;-) Po przejściu przez bramkę postaliśmy chwilę w alejce, k. kortów tenisowych, słuchając Made of Hate i czekając na ekipę znajomych kumpla, którzy ostatecznie nie pojawili się (gościa z biletem VIP nie chcieli normalnie na płytę wpuścić hahahaha :mrgreen: ) no więc udaliśmy się na trybuny.

Od razu z wejścia znaleźliśmy dobre miejsce u góry trybuny i tam już staliśmy do końca. W tym miejscu chciałbym podziękować bardzo miłemu Panu, który zechciał mnie przepuścić przed siebie, tak, że widziałem wszystko dobrze i ja i ten Pan. Bardzo serdecznie dziękuję :) :!:

W tym czasie Made of hate zepsuł się wzmacniacz, ale chłopaki nie poddawali się, tylko nadal rozgrzewali publiczność, za co mają mój szacuneczek, bo w końcu nie było to proste przy 20-kilku tys. masek, ale oni nie stracili zimnej krwi :) Generalnie muza jaką grali była jak dla mnie OK, jak raz, żeby coś tam grało, w każdym razie kolega twierdził, że za bardzo Children of Bodom kopiują, ale mnie tam pasowali. Po zakończeniu supportu, trzeba było czekać na Maiden, troche sie dłużyło, ale jakoś wytrwaliśmy, bawiąc się przy okazji obserwując niedaleko nas dwóch podpitych kolesi, którzy zrobili "niedźwiedzia" i stali przytuleni, podczas gdy w tle leciał "Heartache every moment" HIMa :mrgreen: dla mnie ta cała scena wygrała po prostu!!! Potem ta sama dwójka, jeszcze przed 20 zaczęła skandować "Maiden, Maiden" , co w sumie średnio wyglądało, zważywszy na to, że nikt do nich nie dołączył.

Nareszcie oczekiwanie dobiegło końca. Pan koło mnie dostrzegł, ze w kierunku sceny idzie zespół! (Widać ich było z naszego miejsca, jak szli, koło tych tirów w kierunku sceny). No i za chwilę zaczęło się! :twisted: Najpierw "Doctor, doctor",potem "Transylvania". W końcu poleciało intro Churchill's speech. Dla mnie jest ono genialne na koncerty. Zaraz potem wyskoczyli na scenę bogowie metalu! Naturalnie wywołując wrzawę na Gwardii. Teraz opiszę pokrótce kawałki, które grali:

Aces High świetna forma Bruce'a sprawiła, że wykonanie Aces High nie tylko z Gwardii, ale w ogóle z tej trasy przebiło LAD , po prostu piękny opener, w sam raz na koncert
2 minutes to midnight generalnie na tej trasie wykonywane b. dobrze, ale to jak zaśpiewali ten utwór na Gwardii, to dla mnie było MISTRZOSTWO!, stawiam niemal na równi z wykonaniem z LAD!
Revelations fajne było, jak Bruce przez chwilę trzymał flagę naszego kraju, potem rzucił ją w publiczność ;-) Revelations jak zwykle wykonane perfect! W tym utworze Maideni nie schodzą od paru lat poniżej wysokiego poziomu.
The Trooper bardzo mi się podobał, ale jakoś tak standardowo zabrzmiał, po prostu typowy koncertowy utwór, ale na Warszwskim gigu średniak moim zdaniem, choć fajnie było popatrzeć jak Bruce lata w mundurze i z flagą
Wasted Years oczywiście na koncercie szalałem na każdym z utworów, ale jakoś Wasted moim zdaniem średnio pasuje na koncerty (zwrotki są dynamiczne, ale jakoś refren taki dziwny), podobnie jak HCW, coś z tymi utworami jest nie tak, takie mi sie czasem wydają "toporne" w porównaniu do takiego Aces high, czy Revelations, niemniej jednak oba były solidnie wykonane
Number of the Beast wstęp recytował chyba każdy na tym stadionie, no i ten krzyk Bruce'a na początku utworu: miodzio ;-) po prostu klasyk koncertów Dziewicy
Can i play with madness wstęp Bruce'a "o jazzie" uważam za b. fajny, jakoś tak zaskoczył mnie tym wstępem, a potem nagle wszyscy "Can i play with madness"!! fajnie to wyszło, sam utwór, standardowo, b. dobrze :)
Rime of the ancient Mariner heheh, numer z pytaniem kto był na Long Beach i oczywiście połowa osób krzyczy, że byli, mimo, że średnia wieku na koncercie wynosiła jakos tak koło 26-27 lat pewnie :) Sam utwór = perełka :mrgreen: no i scenografia (od nas, z sektoru nie było tego widać, ale potem na fotach widziałem te podarte żagle niby, fajnie robiły klimat utworu). Nie wiem tylko czemu nie pozwolili mgle spływać na ludzi (jak w Londynie), dziwnie ją podwiewali, ale fajny był moment jak była cała scena we mgle i na środku tylko Steve'a było widać z basem :twisted:
Powerslave podobało mi się jak chłopcy przeszli od razu z Rime do Powerslave. Sam utwór wykonany super, tylko Bruce sie dziwnie spóźnił na te "ognie" z których powinien wychodzić, a tu ogień zapłonął, zgasł i wtedy dopiero Bruce wybiegł, więc trochę to sie nie zgrało, dziwne też, że nie wychodzi dopiero w refrenie, lepszy efekt by był. Sam "Powerslave" i "Scream for me Polska!" to coś pięknego!! :mrgreen:
Heaven can wait patrz -> Wasted Years HCW fajne, tylko dziwnie tych ludzisków na scenie trzymał ochroniarz, nie mogli wyjść sobie spokojnie stanąć, w Londynie to po całej scenie chodzili i było OK
Run to the hills kiedyś tam czułem przesyt tym utworem, ale uważam, że dobrze się nadaje na koncerty i powinien nadal być grany, bo na Gwardii (podobnie jak na Twickenham) wyszedł b. dobrze
Fear of the Dark zupełnie mi nie przeszkadzał na tej trasie, mimo, że nie z tego okresu, wykonanie na Gwardii potwierdziło mnie w przekonaniu, że bez tego utworu koncert Maiden odbyć się nie może :twisted: Ponadto był to jedyny utwór, gdzie na prawdę słyszałem całą publiczność (o czym później dokładniej napiszę)
Iron Maiden lubię ten moment, jak Dave gra riff i tylko na niego jest światło skierowane, a potem inne gitary dołączają. Dla mnie ten utwór to hymn Iron Maiden, w Warszawie nie inaczej! Świetnie się krzyczało "Iron Maiden 's gonna get you, wherever you are!" :twisted: No i Eddie mumia (niestety słabo go widziałem, bo mimo, że pod lepszym kątem niż w Londynie, to scena w Warszawie, była bardziej "obudowana" od boków, czyli głębsza jakby, więc Eddiego widziałem tylko w sumie rękę ;-) ) , najfajniejszy Eddie ze wszystkich chyba tras Maiden.
Po utworze Maideni zbiegli ze sceny, oczywiście rozległo sie "Maiden, Maiden" i klaskanie. Zaraz potem wrócili, wokalista przedstawił zespół, a Nicko powiedział, ze Bruce ma 50 lat (jakbyśmy o tym sami nie wiedzieli :mrgreen: ) więc udało się w końcu skoordynować Happy Birthday, bo wcześniej to słabo wychodziło. Następnie pora na bisy:
Moonchild ze wstępem z płyty 7 son.... robi wrażenie, generalnie b.solidny utwór, powinni go na innych trasach też grać
The Clairvoyant wstęp do tego utworu mnie rozwala, uwielbiam moment jak gra sam bass, potem dołącza sie jedna gitara, druga, i potem na całego, na koncercie to wychodzi rewelacyjnie! Eddie-Cyborg także super! szkoda, że tak krótko był na scenie :sad:
Hallowed be thy name nienawidzę końców koncertów Iron Maiden, nie nawidzę... :evil: ;-) ten utwór to miazga , klasyka panie i panowie :mrgreen:

No i po ostatnim utworze, jeszcze tylko patrzeliśmy jak zespół wychodzi ze sceny, jak idą w kierunku swojego transportu i poszliśmy z kumplem w kierunku wyjścia, tam czekaliśmy na ekipę z VIPów (nie chcieli ich wypuścić z VIPowskiego sektora hahahaha :mrgreen: ) Przy okazji widziałem Wicker Mana ze znajomymi (byćmoże to ktoś z Sanktu...??) bo staliśmy pod przychodnią przy wyjściu. Po zebraniu ekipy poszliśmy w kierunku metra :)

Czas na podsumowanie (i od razu porównam do koncertu w Londynie):
forma zespołu bardzo dobra!!!! Kiedy czytałem w pamiętnikach Roda, że chłopaki w Londynie grali na 110%, specjalnie na tamten koncert się szykowali, to trochę się bałem o Polski koncert, że nie będzie aż tak fantastycznie. Powiem, że było tak samo, jeżeli nie lepiej. :!: To właśnie świadczy o wielkości zespołu, że grają zawsze na full możliwości, niezależnie czy w Londynie przy 50 tys. czy w Polsce przy 30 tys. czy w hali w Paryżu przy 15 tys. No i "Scream for me Warsawa" czy "Scream for me Polska" , to było wspaniałe, dwa słowa po Polsku, a ile tłum miał radochy :)
Organizacja i obiekt No wiadomo było od początku, że w Anglii lepsza organizacja i wygodniejszy obiekt, i spodziewałem się szczerze tragedii na Gwardii, że będzie b. kiepsko. Mile byłem zaskoczony :) nie było źle, w każdym razie nic nie przeszkadzało w odbiorze widowiska (jedyny minus to te zakrętki do butelek)
nagłośnienie W Anglii może trochę lepsze, ale generalnie w obu koncertach tak samo, czyli dla mnie wystarczająco dobrze, a nawet bardzo dobrze. Słyszałem wszystkie gitary, perkusję, wokal, bas itd. Nie uważam, że na koncercie musi być idealny dźwięk i w ogóle, bo to nie dvd, to nie album studyjny, tylko koncert. Niemniej jednak słyszałem o problemach ze słyszalnością gitar czy wokalu, nawet na płycie - co każe mi przyznać ocenę za nagłośnienie powiedzmy 4-
publiczność na Gwardii, nie byłem pewien czemu, słabo słyszałem publiczność - nie dość, że koło mnie mało osób śpiewało, to tych z płyty w ogóle nie słyszałem, jakoś się rozmywało, stąd nieudane Happy Birthday, czy "Sto Lat", jedynie na FOTD dobrze słyszałem wszystkich oraz w trakcie akcji z klaskaniem do utworów, wtedy można było to jakoś skoordynować ze sobą, pewnie wynikał ten problem z otwartości stadionu Gwardii, bo jednak Twickenham był takim zamkniętym "pudełkiem" , tylko bez "sufitu" , więc tam o wiele lepiej słyszałem publikę. A zatem przez to, że nie słyszałem ludzi, to w Warszawie mniej śpiewałem, więcej słuchałem, próbowano parę razy w naszej okolicy "Sto lat" ale stadion "nie podłapał".
Flaga Jack i Budziol = SZACUNEK!!! flaga była doskonale widoczna i krążyła po całej Gwardii, nawet do nas dotarła :mrgreen: Ciekawe co Maideni na stronce napiszą (Rod w pamiętnikach) :)
Podsumowując - koncert był zajebisty!!!! :mrgreen: :twisted: stawiam go o małe oczko wyżej niż ten w Londynie, chyba gównie ze względu, że był dla Polaków :D

Na zakończenie powiem tylko tyle: jakoś następnego dnia całą radość z koncertu zabrał mi wypadek w Czechach. Bardzo smutne wydarzenie, a gdy pomyślę, ze tam jechali "nasi" czyli fani, tacy sami jak my, to tym bardziej odczuwam ten smutek :sad:
Cóż, "Hallowed be thy name" [*]

To by było na tyle!! Up the Irons :twisted:

Brand
-#Administrator
-#Administrator
Posty: 1703
Rejestracja: czw cze 30, 2005 11:30 am
Skąd: Łańcut / Kraków

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Brand » ndz sie 10, 2008 10:47 pm

Szybki telefon do Marysi, 1,5h do pociągu, ale zdążyłem. Podróż tak sobie, dobrze, że wziąłem grubą książkę :) Na miejscu czeka Ekipa w składzie slayer (wtedy jeszcze szzzzzzzz :p ), Marysia i Opra, z którymi miło spędziłem popołudnie. Po oddaleniu się Opry poszliśmy do Baru Medyków, gdzie zabawę umiliło nam karaoke, a raczej pewien koleś, który miał nieziemski głos i zachwycił Marysię. Potem autobusem na Bemowo, gdzie nocowałem u kolegi. Pobudka następnego dnia, dojazd do złotych tarasów gdzie tym razem czekała dużo większa ekipa. Przewinęło się tylu, że nie wymienię bo mógłbym kogoś pominąć.
Potem jazda na stadion… gorączkowy powrót po zapas wody, ale udało się wbiec i zdobyć opaski pod scenę. Chwila oddechu, czas na spotkania ze znajomymi, wspólne foty… tak mniej więcej minęło pół koncertu Lauren (na drugiepół poszliśmy z Piwem pod scenę) i Made of Hate.

10 minut przed koncertem adrenalina zaczęła niebezpiecznie rosnąć. amaZonie, z którą byłem pod sceną również się to udzieliło (a raczej mi jej adrenalina :P ). Gdy zaczęła się Transylvania, zaczęła się walka o przetrwanie w 3 rzędzie. Było warto :D

Aces High – zawsze chciałem to usłyszeć na żywo, szczególnie spodobał mi się fragment pierwszego refrenu, gdzie Bruce z pomocą syntezatorów ładnie wyciąga „hiiigh”. Nie zawiodłem się, super!

2 minutes to midnight – szlagier, świetnie zagrany, zespół potwierdza swoją formę. Cieszę się okropnie, że jestem tak blisko sceny, telebimy nie oddają tego, co się dzieje (oczywiście jak dla mnie)

Revelations – ładny epizod z Polską flagą, śpiewamy razem z Bruce’em, nawet Janick w formie, widać, że się przykładał

The Trooper – grany zawsze, nie wyróżnił się niczym szczególnym, ale mimo to atmosfera wspólnych krzyków i pogo udzieliła się wszystkim naokoło mnie. PO utworze pare osób poszło do tyłu…

Wasted Years – rozwinąć naszą flagę. 3x10m, świetnie wyszła, Bruce zauważył, ale skomentował jedynie śmiechem. A szkoda, moim zdaniem powinien coś powiedzieć.

Sam utwór to mistrzostwo! Wersja studyjna jest niesamowita, co dopiero mówić o live, byłem niemal w ekstazie, pewna osoba też ;) Solo Adriana, test znany wszystkim i nagłośnienie, nie do opisania!

Number of the Beast – intro, bla bla bla, hail sejten. Wykonanie również standardowe, ale pozytywnie zaskoczyły efekty pirotechniczne, chłopaki gazu nie żałowali. Chyba nie muszę wspominać, że 666 śpiewał chyba każdy.

Can i play with madness Standardowe „Bruce speech”, coś tam o jazzie, chłopaki od czasu do czasu szarpali struny… one two three… Can I play with madness! No i madness się zaczęło.


RIME OF THE ANCIENT MARINER – tylko dla tego utworu bym tam pojechał! Arcydzieło. Wcześniej czytałem relację, że grają wolniej, przez to utwór jest cięższy i ma niesamowitą moc, ale oglądając LAD i porównując z bootlegami z obecnej trasy nie mogłem pojąć, czemu się wszyscy cieszą, że grają wolniej, a wersja LAD mi się podobała przeokropnie. Dopiero wtedy zrozumiałem… czysta MOC!! Każda nuta utworu, nawet (jak mi się do tej pory wydawało nudna) przerwa z recytacją była dla mnie niesamowita. Zespół przyłożył się do utworu, widać, że pomimo ‘oklepania koncertowego’ potrafią się zdobyć na coś, czego się nie zapomina pomimo, że widziało się już Maiden kilka razy (w moim przypadku 3 :P )Do tego efekty specjalne... Ja chcę jeszcze raz!!

Powerslave – Następna zajebioza, dawno nie grany utwór, którym chłopaki udowadniają swoją potęgę. Maska Bruce,a jakoś średnio mi się nie spodobała (o ile – nazwijcie mnie bezguściowcem – czapka z Aces High tak i chętnie bym w takiej chodził :B )
Steve Lata jak szalony, nie wspomnę o Janicku, Dave trochę invisible z mojej prawej strony, ale też słychac jego udział, Ejdżrien tradycyjnie pokazuje klasę. Mniam.

Heaven can wait – Jak się cieszę, że mogłem zobaczyć ten utwór na żywo! Wykonanie się nie wyróżniło, ale nadrobiła atmosfera. Wspomnę jeszcze o tych, co wybiegli na scenę pomóc śpiewać ‘Oooooo’: Mniej więcej połowa zrobiła to w fajnym stylu, ustawili się koło Stefka, zaczęli śpiewać i skakać, a kilkoro chyba udzieliły się nerwy bądź chęć wylansowania się i/lub alkohol i nie bardzo przez chwilę widzieli gdzie się podziać. Zmierzam ku temu, że to ja powinienem wygrać HCW i basta. :)

Run to the hills – szlagier, rozumiem, że musi być grany, ale nic szczególnego. Bo o formie zespołu i atmosferze piszę przecież cały czas ;)

Fear of the Dark – wspólny śpiew na początku, adrenalina, potem zrobiło się dość przeciętnie, co zupełnie mi nie przeszkadzało ;)

Iron Maiden Tego utworu mogliby dla mnie nie grać mimo, że to tradycja tradycji wszelkich. Podobała mi się Mumia Eddie, bardzo realistyczna. Największa produkcja sceniczna w historii w końcu :)

Moonchild – świetnie zagrany! Ciężko, z jajem i w ogóle. Jedynie zamieniłbym Janicka i Adriana miejscami podczas solówki.

The Clairvoyant Ta trasa jest zajebista! Nie będę pisał 10 raz o formie… Eddie Cyborg też fajny, chyba się Polakami zajadał bo się chwilę masturbował… ktoś zauważył? ;)


Hallowed be thy name – grany zawsze… i co z tego. Oklepany, a zawsze rozpierdala

Wspomnę jeszcze o Happy Birthday śpiewanym po kilku piosenkach, potem „dziękujemy”… Bruce tylko podziękował „thank You”. No chłopie. Może Cię przez 30 lat otępiło to uwielbienie, ale Ci stuknęło 50, byś się wyłamał choć raz.
No i Flaga - wielkie dzięki dla Jacka i Budziola - spisaliście się!!
Nagłośnienie super, publika super, zespół w wielkiej formie. Bomba, a kto nie widział ten trąba!

Na koniec – afterparty. Propozycji było dużo, ale poszedłem z kolegą u którego nocowałem i jego znajomym kolumbijczykiem. Trafiliśmy do Klubu „Park” gdzie najpierw spotkałem S1, potem Andzię. Fajna zabawa, potańczyliśmy trochę przez co chyba jeszcze bardziej się wyczerpaliśmy, co źle później zaskutowało. Gdy zamykali klub, taxi do Proximy, a tam dupa, impreza padła. Taxi do Club rocka… a tam piwo nas zdradziło i dobiło. Jako, że naszemu koledze Hermanowi alkohol tak nie uderzył, wracaliśmy sami na piechotę pewnie z 40 min do centrum, śpiewając maidenów i pieprząc głupoty. Choć kręciłem filmik, nie pamiętam wszystkich jego scen. To cud, że bezpiecznie dotarliśmy do autobusu, a potem obudziliśmy się na naszym przystanku z nietkniętą zawartością kieszeni. Zdradliwy alkohol.

UP THE IRONS!!

Awatar użytkownika
amaZona
-#Invader
-#Invader
Posty: 209
Rejestracja: czw paź 09, 2003 7:12 pm
Skąd: Tychy / Kraków

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: amaZona » pn sie 11, 2008 11:46 pm

Brandi Obrazek :hug: :-)

Moja relacja jest tu, ale po angielsku. Nie chcialo mi się tłumaczyć. :B

EddTheHead
-#Prodigal son
-#Prodigal son
Posty: 26
Rejestracja: pt kwie 08, 2005 6:41 pm

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: EddTheHead » wt sie 12, 2008 9:42 am

Brandi Obrazek :hug: :-)

Moja relacja jest tu, ale po angielsku. Nie chcialo mi się tłumaczyć. :B
~amaZona --> quite a decent review :)

napisalas ze widzialas ich 7 razy na zywo, i w tym 5 razy Run To The Hills. hej, na jakiej trasie nie grali RTTH ? :shock:

iron84
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 623
Rejestracja: pn wrz 08, 2003 1:42 pm
Skąd: ******

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: iron84 » wt sie 12, 2008 10:15 am

hej, na jakiej trasie nie grali RTTH ? :shock:
Na promujacej "Brave..."
Do dzis pamietam, ze bylem tym mocno zniesmaczony, gdyz byl to moj pierwszy koncert Maiden :lol:

Awatar użytkownika
amaZona
-#Invader
-#Invader
Posty: 209
Rejestracja: czw paź 09, 2003 7:12 pm
Skąd: Tychy / Kraków

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: amaZona » wt sie 12, 2008 1:12 pm

Brandi Obrazek :hug: :-)

Moja relacja jest tu, ale po angielsku. Nie chcialo mi się tłumaczyć. :B
~amaZona --> quite a decent review :)

napisalas ze widzialas ich 7 razy na zywo, i w tym 5 razy Run To The Hills. hej, na jakiej trasie nie grali RTTH ? :shock:
Dzięki. :) Choć jest to moja najskromniejsza relacja z koncertu IM. :lol:

Y, nie wiem czy ta trasa miała jakąś nazwę. W listopadzie 2006 roku w Sztokholmie [2x] w każdym razie.

Awatar użytkownika
wojteq
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1815
Rejestracja: pt cze 30, 2006 11:37 am
Skąd: Szczecin

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: wojteq » wt sie 12, 2008 1:40 pm

Dzięki. Choć jest to moja najskromniejsza relacja z koncertu IM.

Y, nie wiem czy ta trasa miała jakąś nazwę. W listopadzie 2006 roku w Sztokholmie [2x] w każdym razie.
"A matter of life and death tour" ???
EddTheHead napisał/a:
hej, na jakiej trasie nie grali RTTH ?


Na promujacej "Brave..."
Do dzis pamietam, ze bylem tym mocno zniesmaczony, gdyz byl to moj pierwszy koncert Maiden
to dziwne, przecież na RiR jest RTTH, a to ta sama trasa

Awatar użytkownika
amaZona
-#Invader
-#Invader
Posty: 209
Rejestracja: czw paź 09, 2003 7:12 pm
Skąd: Tychy / Kraków

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: amaZona » wt sie 12, 2008 1:45 pm

Dzięki. Choć jest to moja najskromniejsza relacja z koncertu IM.

Y, nie wiem czy ta trasa miała jakąś nazwę. W listopadzie 2006 roku w Sztokholmie [2x] w każdym razie.
"A matter of life and death tour" ???
Chyba tak. :)

Deleted User 2259

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Deleted User 2259 » wt sie 12, 2008 1:54 pm

to dziwne, przecież na RiR jest RTTH, a to ta sama trasa
bo tylko na RIR,go zagrali ;-)

Awatar użytkownika
real_alien
-#Long distance runner
-#Long distance runner
Posty: 836
Rejestracja: sob lis 27, 2004 7:33 pm
Skąd: Rapture

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: real_alien » wt sie 12, 2008 5:21 pm

to dziwne, przecież na RiR jest RTTH, a to ta sama trasa
bo tylko na RIR,go zagrali ;-)
Nie tylko. ;) W bodajże Chile też go dali.

Awatar użytkownika
Abstract
-#Clansman
-#Clansman
Posty: 4416
Rejestracja: pt cze 03, 2005 10:16 am
Skąd: Sosnowiec

Re: Koncert w Warszawie - relacje

Postautor: Abstract » wt sie 12, 2008 5:28 pm

Zdaje się ,ze dodali właśnie na kilka koncertów własnie poprzez to ,że fanom go brakowało. Wtedy jeszcze były te czasy kiedy coś zmieniali w set liście :P Bywało też Fallen Angel i Out Of The Silent Planet


Wróć do „World Tour 2008 / Koncert na Stadionie Gwardii 07.08.2008”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 0 gości