uhuhuhu
Laibach jest wielki:)
O dziwo zaczęli bez ceregieli jako pierwsi, zagrali przekrojowy set (pierwsze 4,5 kawałków to ciekawie zaaranżowane starocie, potem trochę wałków z Volk, no i zakończyli dyskoteką z WAT + narodowy bisik) Całośc ok. 1,5 godziny.
Standardowo wszystko udekorowane wizualizacjami i panienką z megafonem co jakiś czas (NICE!) W ogóle jeśli chodzi o obrazki, to przy starych numerach, był to INDUSTRIAL w swojej najsurowszej formie, idealne objawienie młotów, metalu i blow joba
Mimo, że może jakoś nie szaleli specjalnie, że trochę spłaszczyli Slovanie (zcasiowali ją mocno, plus tam pomyłka w tekście się pojawiła;)) to i tak koncert - rekord świata.
Juno Reactor zagrał jako drugi, ale wbrew pozorom sala nadal była mocno zapełniona,a ludzie chyba czekali na taką pigułę energii. Nie wiedziałem czego się spodziewac, znam ich ostatni album, a także klasyczny Bible of Dreams. Ale występ - to było zupełnie coś innego. Po miejskiej podróży Słoweńców, nagle przenieśli Palladium do dżungli
Na scenie istny burtonowski show - 3 niggas , z bongosami, gośc ,który wyglądał jak połączenie Roberta Smitha z Jokerem, babeczka przerobiona na najstraszniejsze oblicze Heleny Bonham Carter i japończyk/japonka(w końcu co to było???:D:D:D) z gitarą niemalże wyjętą z BORIS. Ale jednak, już pierwszy numer dał znac, że rzadkiej sraczki od tego miksu nie dostaniemy. Porwali całą salę i najgroźniejszych neofolkowych die hardów;))
Może całośc była z lekka nużąca, ale ze 3, 4 numery były na prawdę rewelacyjne. I nie ważne, że znali tam ledwo parę słów (Juno, Reaktor, Open, Your, Mind, No, Pain, No Game
)
pozdro dla herkiego i Swarożyca, były wolne bileciki gapy!!!!