Po usłyszeniu Coming Home na żywo jednoznacznie stwierdzam, że jest to najgorszy kawałek kiedykolwiek zagrany przez Maiden na żywo. Gorze było jedynie Out Of The Shadows, ale wtedy panowie grali na żywo cały album, więc sprawa jest zrozumiała.
Co zdecydowało o graniu tego gniota? Nie ogarniam tego zupełnie. Rozumiem (choć przychodzi mi to naprawdę ciężko), że darowali sobie Starblind czy Isle Of Avalon (długie, trudne, sam nie wiem, ale tak to sobie tłumaczę) ale całkowite odpuszczenie Mother Of Mercy kosztem nudnej (chociaż nie powiem, solo Adrina jest świetne) pseudoballady jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
No ale panowie to graja, co ma też swoje plusy - jest przerwa w sam raz na papieroska