Zaczyna się od słynnego wiaterku i śpiew Bruce'a oraz gitarka i bas, które znamy z sampli. Później ten sam śpiew co w intrze, ale wchodzi mocny, przebojowy riff i Bruce śpiewa silniej, naprawdę nieźle!
Jest przejście, bardzo patetyczne ze wstawkami melodyjnymi, po czym Bruce z pięknym śpiewem. Za to właśnie kochamy Maiden, na taki album wszyscy czekaliśmy! Po czym Adrian z super solówką, kolejne przejście w stylu... nie wiem, płyt z Blazem, i kolejne super solo.
Bridge, bardzo przebojowy, i kolejne duo gitarowe. I kolejna solówka. Bardzo dużo solówek na tej płycie, takie mam wrażenie!
I kolejny bridge, Bruce śpiewa jakby spokojniej, napięcie narasta...
Outro na początku inne trochę niż intro, po czym powrót do melodii z intra, Bruce śpiewa cztery wersy kończąc 'when the wild wind blows', no i wiaterek.
Dobry utwór, moim zdaniem nieco mniej epicki niż się spodziewałem (wcześniejsze kawałki, mam wrażenie, nieco bardziej rozbudowane), ale i tak niezły. Ale to tylko pierwsze wrażenia.