Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM
No to długa droga przed Tobą, bo debiut Pink Floyd to najlepszy Pink Floyd. A hołubiony przez Ciebie Division Bell najsłabszyZa erą Barreta sczególnie nie przepadam
Wątpię. Głos na Animals. Ja to na PF szczególną fazę muszę złapać, choć wiadomo-mistrzowie.zna każdy
IM w zasadzie też zaczynałem od późniejszych albumówNo to długa droga przed Tobą, bo debiut Pink Floyd to najlepszy Pink Floyd. A hołubiony przez Ciebie Division Bell najsłabszy
Ja też humorek muszę złapać i dopiero wtedy płyty mi całkowicie podchodzą, szczególnie w przypadku The Wall.Ja to na PF szczególną fazę muszę złapać, choć wiadomo-mistrzowie.
Dla mnie to właśnie bardzo dobra muzyka i świetne teksty, w przypadku Waters'a i piękne melodie Gilmour'a. Szczególnie do gustu zespół mi przypadł po zapoznaniu się z tekstami The Wall'a - prawdziwa poezja!Ja też nijak nie czuję klimatu kamandy Pinka Fłojda. Ani nie ma piękna muzyki klasycznej ani pier$nięcia heavy metalu.
no tak, przecież final cut czy momentary lapse są lepszeNo to długa droga przed Tobą, bo debiut Pink Floyd to najlepszy Pink Floyd. A hołubiony przez Ciebie Division Bell najsłabszyZa erą Barreta sczególnie nie przepadam
zupełnie nie wiem czemu w ogóle według takich kategorii próbujesz zakwalifikować muzykę PF.Ja też nijak nie czuję klimatu kamandy Pinka Fłojda. Ani nie ma piękna muzyki klasycznej ani pier$nięcia heavy metalu.
Oj,gdybyś był Zilianem czy innym Cezarkiem to za te przytyki do Entombed niestety musiałbym wykluczyć Cię z dalszej dyskusji Ale, że Ciebie szanuję, to po prostu pominę to porozumiewawczym milczeniemno tak, przecież final cut czy momentary lapse są lepsze
a debiut jest najlepszy. pod warunkiem podejścia odpowiedniego. przecież tam jest syd! to MUSI być genialne. człowiek wszystko jest w stanie sobie wmówić nawet to, że entombed nie jest gównem
True.. Division jest tak beznadziejnie przesłodzona, przepitolona i zupełnie bez emocji (poza High Hopes, ale to taka oczywistość straszna) że nie mogę jej przesłuchać do końca. Gay Floyd
Pod względem muzycznym pierwsza połowa mnie jakoś szczególnie nie porywa, jednak ten klimat w połączeniu z filmem czyni ścianę pod pewnym względem bezkonkurencyjną. Nigdy do końca nie stawaiałem jej na równi z pozostałymi płytami, dla mnie to po prostu osobna kategoria.The Wall jest na trzecim szczebelku drabiny. Nie ujmując genialności tej płycie, uważam, że jednak jest trochę przereklamowana.
Dokłądnie! Lepiej się tego ująć nie da!moim zdaniem w tej muzyce nie chodzi o żadne "pier$nięcie". jak już napisałem, posiada ona swoistą magię i koncept, który powoduje, że w zasadzie każda płyta powinna być odczytywana jako całość. czyni to ją trudną w odbiorze i być może taka całość zawsze była domeną muzyki klasycznej i idealnie się z nią łączyła. jednak tutaj jest coś zupełnie innego, co moim zdaniem było zarazem ogromnym przełomem w historii muzyki, jak i jednorazowym zjawiskiem. dla mnie nie ma takiego drugiego zespołu, który by grał taki rodzaj muzyki.
W tym roku odkryłem, że dla mnie ta faza szczególnie przypada na wiosnę. Od tygodnia młócę cała dyskografię na okrągło i w ostatnią niedzielę, tak sobie słuchając Meddle oraz Momentary w to leniwe, słoneczne popołudnie, doszedłem do wniosku, że właśnie ta muzyka mi się doskonale kojarzy z takim właśnie leniwym, słonecznym popołudniem. szczególnie płyty ery Gilmoura.Ja to na PF szczególną fazę muszę złapać
U mnie to różnie, jak zresztą z całym PF.No i muszę powiedzieć, że wysoko stojący u mnie Dzwon spadł chyba na samo dno. Jakoś mnie nawet zaczęła nudzić ta płyta, czego bym się po dyskografii tego zespołu nie spodziewał.