Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM
Lubiono też Running Wild na ten przykład. Jasne, że tematu słuchano. Nie GRANO go jednak. To miałem na myśli.Klasyczny heavy metal dalsze miejsce w szeregu? Nie rób sobie jaj. Iron Maiden wciąż są uważani u nas za bogów, a w latach 80 nie było zespołu, który by się z nimi równał. Popularność formacji jak Judas Priest, Saxon czy Accept też była całkiem spora.
Jeśli chodzi o metalową scenę to klasycznego heavy metalu zdecydowanie był deficyt. Grało Turbo, był Open Fire, był Stos, Voo Doo. Jeśli jednak spojrzy się na naszą scenę przełomu lat 80 i 90 to rządził thrash metal - było go pełno. Jeśli weźmiemy pod uwagę podziemie (w przypadku polskiego metalu grzechem jest tego nie zrobić) to zespoły były wręcz tylko thrashowe lub proto-death metalowe (albo po prostu grały już death metal).Grano, takie Turbo grali w swojej karierze chyba wszystko za wyjątkiem rapu . Po prostu jak się thrash zrobił modny, to grali thrash. Pierwsza płyta KATa ma sporo momentów kojarzących się z wczesnym Mercyful Fate. Na początku lat 90 grało jakieś CETI i to w ogóle nie było thrashowe. Hard rock się też pojawił, nie było samego thrashu w ciężkim rocku.
Prawda, choć dwójka przy jedynce to niebo, a ziemia. Ja debiutu nie uznajęPierwsze dwie mają się średnio do całej reszty - tam zespół grał jeszcze coś w rodzaju kombinacji lekkiego blues rocka z folk rockiem.
Ja w sumie żadnej z pierwszych dwóch - wydają mi się nudne w porównaniu do tego co było później.Prawda, choć dwójka przy jedynce to niebo, a ziemia. Ja debiutu nie uznajęPierwsze dwie mają się średnio do całej reszty - tam zespół grał jeszcze coś w rodzaju kombinacji lekkiego blues rocka z folk rockiem.
Właśnie ja stawiam Shades... wyżej od trojki i czwórki. "Właściwe" Lizzy zaczyna się od Fighting chociaż na poprzednich też się trafiają dobre wałki, tylko że jak w przypadku większości numerów tego zespołu dopiero live żarły jak należy.Ja w sumie żadnej z pierwszych dwóch - wydają mi się nudne w porównaniu do tego co było później.Prawda, choć dwójka przy jedynce to niebo, a ziemia. Ja debiutu nie uznajęPierwsze dwie mają się średnio do całej reszty - tam zespół grał jeszcze coś w rodzaju kombinacji lekkiego blues rocka z folk rockiem.
Nie wchodzi mi. Dopiero FIGHTING to jest moje Thin LizzyNightlife to bardzo fajny album tylko z innym trochę smaczkiem - jest spokojniejszy, wyluzowany, taki właśnie "na noc". Muzycznie numery są tam pełne znakomitych melodii.
Rozumiem to absolutnie. To prostu jeszcze trochę inny album zanim zacznie się "znane" Thin Lizzy.Nie wchodzi mi. Dopiero FIGHTING to jest moje Thin LizzyNightlife to bardzo fajny album tylko z innym trochę smaczkiem - jest spokojniejszy, wyluzowany, taki właśnie "na noc". Muzycznie numery są tam pełne znakomitych melodii.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości