Hehehe, widzę, że ludzie mają podobne odczucia do moich, kiedy pojechałem na Black Label Society w 2015. Byłem w Kostrzynie jakieś 36 godzin i nigdy więcej tam nie pojadę. Miałem nieodparte wrażenie, że sporo ludzi w ogóle nie ma pojęcia co gra i co się dzieje wokół. Rano przechodziłem z kumplem główną aleją (?) na terenie festiwalu i przy krawężnikach jakieś zwłoki, ludzie leżą, nie wiadomo czy żyją czy nie żyją. Pobojowisko. Też lubie pochlać, jak każdy chyba, ale nie widzę nic fajnego, żeby się uwalić i spać zarzyganym na ziemi przez pół nocy. Oczywiście, nie każdy kto tam jest tak się zachowuje, ale patoli jest sporo i propaganda w stylu 'najpiekniejszy festiwal swiata' jest po prostu dziwna. Kiedys oglądałem stream w necie jakiegoś koncertu i Owsiak między koncertami coś tam gadał na scenie i ktoś rzucił w niego puszką z piwem
A Juras "Pojebało cię?" i coś tam się pultał.
A no i idąc rano w Kostrzynie zgarnęły mnie psy na przeszukanie. Szliśmy z kumplem, ubrani czarno i z lodówy przez megafon mowi policjant: "Dwoch panow na czarno, zapraszamy do radiowozu". Wchodzimy do srodka, pytamy o co chodzi, a oni, ze opróżnic kieszenie, nogawki do góry, otwierać porftel itp. Zaczęli się dowalać: "Masz trawę? Amfetaminę?" Zgarneli nas, bo bylismy umyci, czysci i trzezwi. Więc z automatu bylismy dla nich dealerami. Mówię do policjanta, że niech pódzie kilometr dalej pod festiwal to tam co drugi ma, a on "nie, nie tam nie możemy kontrolować, bo to już teren festiwalu". Super. Prewencja, kurffa. No nieważne.
Chociaż z drugiej strony paru moich ziomków jeździ tam co roku i zawsze mi mowili, że po prostu nie pojechałem tam z dużą (8 osób i więcej) ekipą i po prostu nie poczułem klimatu festu. Bo oni wtedy mają ileś tam namiotów blisko siebie i robią non stop imprezę. Może i tak, ale nie chce mi się jechać pół kraju, żeby się tylko najebać w kurzu i upale.