W Polsce jest to niewykonalne, bo sprzedaje się za dużo biletów i tłoczy ludzi jak bydło pod sceną. W Pradze byłem kilka razy na koncertach na Stanie u Podia. Tam w sektorze pod sceną jest luz. Nie ma ścisku. Taki luz, że na luzie można napić się piwa. Polskie impresariaty są tak pazerne, że pod sceną jest taki ścisk, że nie ma miejsca żeby się ruszyć a co dopiero do tego, żeby się napić...Jeśli chodzi o sprzedaż na płycie, to w Pradze nie było z tym najmniejszych problemów i nie widziałem, żeby wynikły z tego faktu jakiekolwiek kłopoty. Idealnym rozwiązaniem jest wydzielona przestrzeń, na której można wprowadzać browary bez obawy, że komuś innemu będzie to przeszkadzać (tak jest to zorganizowane np. podczas koncertów na wrocławskiej Wyspie Słodowej), ale wiele zależy od specyfiki obiektu, bo nie wszędzie można wyodrębnić stosowny obszar.
Do dobrych koncertów musi dorosnąć i publiczność i organizatorzy. Publika nie może zadowalać się byle gównem(w sensie organizacji) a organizatorzy powinni dostać po mordzie mandatami od służb takich jak straż pożarna, policja itd za nieprzepisowe organizowanie imprez, od prasy miażdżącą krytykę itd.
Jeśli płacić to za dobry produkt i nie chodzi tu o zaproszony zespół ale o otoczkę, która też jest ważna.
A co do piętnowanych powyżej estetów.
Tak jestem estetą. Nie cierpię śmierdzących chamów, którzy nie potrafią zrozumieć, że ktoś się nimi brzydzi. Koncert rockowy to nie koncert w filharmonii ale ja śmierdzieli nie trawię pod każdą szerokością geograficzną i niezależnie od rodzaju oprawy muzycznej.
Cap zawsze capem dla mnie będzie niezależnie od okoliczności w której capi.
Najgorszy rodzaj capa, to taki który swojego capienia się nie wstydzi.
Spocić w gorącej hali może się każdy, ale kosmetyki są dla ludzi. Teraz są takie antyperspiranty, które działają 24h i dłużej. Wtedy conajwyżej człowiek jest mokry, oddaje wodę ale nie capi. Niestety w XXI wieku nadal żyją ludzie, którzy myją się raz na tydzień, niczym rycerze średniowieczni, którzy po powrocie z wyprawy stawiają swoje gacie w progu obok ciżem a antyperspiranty traktują jak przedmioty magiczne za których używanie idzie się na stos.
Dlatego na koncertach obok ludzi, którzy mimo, że spoceni nie śmierdzą można spotkać takich którym wali spod pachy jak z murzyńskiej chaty. Ten fetor brudu zmieszany z wydalanym przez pot alkoholem daje mieszankę piorunującą. Dodać do tego smród z pyska i jest mieszanka wybuchowa.
Pomimo gorąca w hali na prawdę można nie śmierdzieć. Trzeba tylko chcieć i mieć kulturę.