24. Sunn O))) - "Black One" (2005)
Znany ze swojego ciężkiego dudnienia i buczenia duet postanowił nagrać album inspirowany black metalem, nie black metal sam w sobie, tylko po prostu chcieli postawić na atmosferę, która w tej muzyce jest obecna. Black noise mógłby być lepszym określeniem dla tego albumu, co ciekawe również i noise'owy twórca John Wiese znany ze Sissy Spacek miał swój wkład w niektóre tekstury, ale to też nie oddałoby sprawiedliwości całej tej zawartości, bardzo hipnotyzującej w wielu miejscach, zbudowanej na zatrzymanych w czasoprzestrzeni przesterowanych dronach i ambientowej powtarzalności, ale w tym wszystkim nie brakuje dźwiękowych twistów i przerażających wyłaniających się zza grobu krzyków. Samo to, że nie uświadczy się tu perkusji z automatu robi tę muzykę ciekawszą od standardowego przepełnionego blastami i podwójnymi stopami black metalu, postawiono tu po prostu na coś bardziej kinematograficznego, że tak można to wyrazić, i chociaż nie brakuje tu typowego Sunn O))) to również i znalazło się miejsce na coś bardziej wyrazistego w postaci It Took The Night To Believe czy Cry for the Weeper. Do niedawna myślałem, że Attila Csihar jest tu głównym wokalistą, pewnie przez jakiś efekt Mandeli, bo udzielał się na ich innych albumach i chyba nawet jeździł z nimi w całe trasy, ale po sprawdzeniu faktów okazało się, że jego wcale tu nie ma i tymi swoimi wspaniałymi wokalami uraczają słuchacza Malefic i Wrest, muzycy kolejno projektów Xasthur i Leviathan; póki co słuchałem "The Tenth Sub Level of Suicide" tego drugiego i absolutnie polecam! I jak to bywa w przypadku Sunn O))) również, ich covery wcale nie brzmią jak covery i mają swój własny bardzo autorski sznyt, "Flight of the Behemoth" zamykali swoją interpretacją For Whom the Bells Toll, a tutaj finałowy utwór poświęcony Quorthonowi i samej Elżbiecie Bathory jest bazowany na mocno zwolnionym riffie z A Fine Day to Die, ale powiedzcie mi, czy nawet najwięksi maniacy Bathory byliby w stanie to wychwycić gdyby nie wiedzieli, że to "cover" Bathory? I Cursed Realms (of the Winterdemons) to utwór Immortal; nie słyszałem jeszcze oryginału, ale mawiają, że zupełnie go nie przypomina. Dla takich coverów żyję, do których twórcy wnoszą coś bardzo swojego, nie tylko je interpretują inaczej, ale wręcz je niszczą i budują na nowo, jak głupio by to nie zabrzmiało - za jeden przykład mógłbym podać swoją własną wersję A Touch of Evil, z którego wziąłem tylko ten początkowy motyw i zloopowałem, trochę szkoda, że nie przemyciłem do tego ostatecznie żadnych wokali, ale ogólnie cieszę się co mi z tego wyszło i bardzo prawdopodobne, że moje podejście do tego coveru było zainspirowane filozofią Stephena O'Malley i Grega Andersona w jakiś sposób, zresztą muszę przyznać, że samo "Black One" przyczyniło się w jakimś stopniu do tego jak wygląda "Undelights", a przynajmniej pewne momenty tego albumu, tym klimatem byłem zainspirowany razem z Godspeed You! Black Emperor, Diamandą Galas, noisem, industrialem, nawet swoim Nightmarish Paths (chciałem, by pewne momenty były lepszą wersją tego albumu!) i jakimiś paroma innymi rzeczami, wokalnie Diamondem, Halfordem czy cóż, sam nie wiem kim, być może black metalowymi wokalistami przy Vampirish Lusts. Nie wiem czy wspominałem wcześniej o swojej własnej muzyce przy jakimkolwiek albumie tutaj, pisałem co prawda na wstępie, że będą tu wydawnictwa, które miały również i pod względem twórczym na mnie wpływ i "Black One", a nawet i cała dyskografia Sunn O))), bez wątpienia się znajduje wśród rzeczy, które oddziałały na mnie w niemały sposób, mniej lub bardziej podświadomie dużo dźwięków mogło, lecz tutaj bez cienia wątpliwości i wstydu mogę napisać o tym bardziej świadomym wpływie. Słowem podsumowania, NIECH ŻYJE DUDNIENIE POTĘŻNE!
Ulubione utwory: Cursed Realms (of the Winterdemons), Cry for the Weeper, Báthory Erzsébet
23. Boris - "Amplifier Worship" (1998)
Oh yeah, absolutnie ubóstwiam takie grube i głośne gitary, a jak dołącza do nich świetna perkusja i ten nieco chrypliwy sludge'owy wokal to już w ogóle może być dobrze, to wszystko jest zrobione z niesamowitym smakiem i podoba mi się jamowy charakter tego wydawnictwa, ale przede wszystkim trzeba powiedzieć, że właśnie, o ile gitary jak najbardziej brzmią tutaj mocarnie to w uszy rzuca mi się też to jak świetnym perkusistą jest Atsuo, na tym albumie są prawdopodobnie jedne z moich najulubieńszych partii perkusyjnych ever, gościu ma groove i wie w którym momencie pierdolnąć werblem. Ta muzyka potrafi być wolna i ciężka jak walec, ale i naprawdę dobrze przyśpieszyć i być energiczna, bardzo fajne jest to, że Boris potrafią korzystać jeszcze z tych garage rockowych czy około-punkowych elementów dodatkowo i nawet są piękne harmonie gitarowe w Kuruimizu, w których można się utopić, absolutnie kocham ten moment i to ma taką piękną atmosferę też. To jest mój wybór na ulubiony album tego zespołu, bo nie ma w nim momentu, który by mi nie odpowiadał i całość jest w moim odczuciu niesamowicie równa, inne płyty potrafią mi się w całości podobać, ale niekoniecznie działają na mnie w podobny sposób i wyglądają "kompletnie". Lecz jak to ktoś mądry powiedział gdzieś kiedyś, żadne dzieło na dobrą sprawę nie jest skończone, najwyżej porzucone
Ulubione utwory: Hama, Kuruimizu
22. Scott Walker - "The Drift" (2006)
Uwielbiam kiedy popowy muzyk nagle ni stąd ni zowąd po x latach wychodzi z ukrycia i zaczyna nagrywać eksperymentalne albumy, które dzielą fanów jego słodkich ballad czy tych innych przebojów, dzięki którym zdobył w swoim czasie niebywałą popularność, ten przewrót twórczy nie jest tak bardzo daleki od Tima Buckley'a, tyle że w jego przypadku nie był on tak bardzo rozłożony w czasie. Scott Walker był tak zmęczony sławą, że przez jakiś czas nawet zaszył się w klasztorze i potem doszło do tego, że każde kolejne wydawnictwo z jego udziałem było wielkim świętem: 1984 - 1995 - 2006 to naprawdę duży rozrzut, 11 lat przerwy między każdym z tych autorskich materiałów i każda z tych propozycji była zupełnie inna od tego co nagrywał w latach 60'. Słyszałem bodajże jeden album solowego Walkera zanim bardziej się wgłębiłem w jego katalog, a to co sprawiło, że postanowiłem w końcu się zaznajomić z jego twórczością było porównanie mojej muzyki do jego późniejszych płyt. Naprawdę, ani razu nie puściłem The Drift, Bish Bosch, Tilt czy jego kolaboracji z Sunn O))) zanim nagrałem swój pierwszy materiał pod szyldem Borderline Issues, więc nie mogło być mowy nawet o podświadomej inspiracji w jakimkolwiek miejscu i jak przesłuchałem te płyty to stwierdziłem, że coś w tym naprawdę jest, że komuś moja muzyka może się z tym kojarzyć, aby chociaż wziąć na tapetę jedno Buzzers z umieszczonego na tej liście longplaya, to dzwonienie naprawdę... gdzieś dzwoni i jest znajome xD I też mnie uderzyło przy ostatnich powtórkach jak bardzo gitary w Jesse przypominają to co nagrałem w Black Shineless Sun, to jest niebezpiecznie blisko siebie i czasem można się zastanawiać czy pewni twórcy niezależnie od siebie mogą myśleć w podobny sposób czy tworzyć w podobny sposób, mieć podobne postrzeganie muzyki, widzieć pewne rzeczy w bardzo podobny sposób, tak po prostu. I nie wiem czy trzeba się nad tym dłużej zastanawiać, bo chcąc nie chcąc, na pewne rzeczy tysiące różnych osób może niezależnie wpaść bez obowiązkowego słuchania innej muzyki, bo w końcu liczba dźwięków czy różnych kombinacji jest ograniczona, czyż nie? Ale w każdym razie, czasami się zdarzają naprawdę ciekawe zbiegi okoliczności!
Z jakiegoś powodu Walker na albumach od Tilt w górę kojarzy mi się z męską wersją Bjork, nie wiem czemu, może dlatego, że ten wokal jest tak wysunięty do przodu, ma podobnie specyficzną manierę i potrafi w jakiś sposób być niezależny od reszty ścieżek? Z całą pewnością tworzył na swoich własnych zasadach i nie pozwalał na to, by jakieś zewnętrzne popkulturowe wpływy popsuły mu sztukę i on jest jednym wielkim przykładem tego, że na późnym etapie swojego życia można na nowo zdefiniować siebie jako artystę i zupełnie zejść ze znanej przedtem bezpieczniejszej ścieżki, a droga, którą podążył niesamowicie mi odpowiada i jest pełna ciekawych tekstur, naprawdę mrocznych i twisty potrafią być doprawdy zatrważające, uwielbiam dynamikę tych kawałków i tę kinematograficzną atmosferę, zresztą sam ten głos jest naprawdę poetycki i świetnie się go słucha, jak mało który nadaje się do opowiadania różnych historii. Nie bez powodu umieszczam ten album na tej liście, bo po prostu to jest kawał fascynującej muzyki i być może nie wypada nie umieścić mi czegokolwiek z katalogu Walkera, gdyż, no jak wiadomo, jego duch mógł we mnie wejść

I nie wiem czy on sam by się z tego śmiał czy nie, być może stwierdziłby, że mam rację.
Ulubione utwory: Jolson and Jones, Hand Me Ups, A Lover Loves