Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Zbiór ankiet i Waszych opinii dotyczących innych zespołów.

Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » pn lip 28, 2025 5:30 pm

Ja na CD płyty do Operation: Mindcrime mam łącznie z tą eponimiczną epką i lata temu planowałem jeszcze Empire i Promised Land sobie dokupić, ale do tej pory jakoś tego nie zrobiłem. W tym roku widziałem Queensryche w Warszawie jak grali całe The Warning i EP z 1983, a w listopadzie zeszłego roku zaliczyłem Geoffa Tate'a w Krakowie i muszę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych koncertów zeszłego roku! Geoff Tate to prawdziwy wokalista Queensryche i prawdziwe Queensryche było z nim, La Torre też sobie dobrze radzi, ale zdecydowanie brakuje mi czegoś w płytach z nim i nawet nieco słabsze płyty z Tatem jak Tribe czy Hear in the Now Frontier mi bardziej podchodzą Ba! Nawet bym powiedział, że Dedication to Chaos bardziej mi się podobało od tych krążków z obecnym wokalistą xD Ale ja tych albumów po Promised Land ostatnio w gimnazjum albo technikum słuchałem, z wyjątkiem tych z La Torrem, których przed warszawskim koncertem słuchałem wreszcie nadrabiając pozostałe zaległości studyjne z ich dyskografii.
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Zajzajer
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1664
Rejestracja: ndz cze 22, 2025 1:25 am
Skąd: City of Evil

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Zajzajer » pn lip 28, 2025 5:34 pm

Ja nie znam tych obecnych płyt Queensryche, zatrzymałem się na tej z 97, jeszcze kilka późniejszych słuchałem ale to z raz. I tak się to skończyło. Nigdy ich nie widziałem na żywo też.
Murder, liar, vengeance, deceit

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » czw lip 31, 2025 8:15 pm

37. Exodus - "Bonded By Blood" (1985)

Obrazek

Moja ulubiona płyta amerykańskiego thrash metalu? Na ten moment absolurnie! Zastanawiałem się czy nie dać jeszcze Kill'em All tutaj, ale jednak stwierdziłem, że jeden przedstawiciel tej muzyki z USA wystarczy. Kocham to brzmienie, naprawdę świetnie akcentowane są te riffy i nie wiem czy Baloff nie zarejestrował jednych z najlepszych wokali w całym thrashu tutaj, naprawdę psychotycznie brzmią i jest coś takiego dzikiego i pierwotnego w nich. Może inni wokaliści potrafią zaśpiewać czyściej i mieć lepszą skalę głosu, ale Paul perfekcyjnie oddaje ducha tej muzyki. I w całej tej agresji jest jakiś apokaliptyczny posmak, czuję coś poetyckiego w tym.

Ulubione utwory: Piranha, And Then There Were None

36. Voivod - "Rrröööaaarrr" (1986)

Obrazek

Ta grafika wygląda trochę jak jakiś "evil Tarkus" i pod nią Kanadyjczycy postanowili nagrać tę muzykę. Uwielbiam kolorystykę tej okładki i ona sama w sobie jest taka piekielnie futurystyczna i apokaliptyczna i zawartość dźwiękowa wpasowuje się w nią wybornie, brzmienie jest surowe, mroczne, nieco brudnawe i prymitywne i takie, cóż, mechaniczne. To nie jest jeszcze ten bardziej techniczny i psychodeliczny Voivod z kolejnych płyt, lecz jednocześnie słychać doskonale, że to ten sam zespół, tylko po prostu poszli tutaj w sporo większą bezkompromisowość i agresję, ale jakieś lekkie podprogowienia gdzieś się tu znajdują. Kocham tę produkcję, czystość i sterylność nie ma prawa tutaj pasować!

Ulubione utwory: Slaughter in a Grave, Ripping Headaches
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » pt sie 01, 2025 1:38 pm

35. Pentagram - "Relentless" (1985)

Obrazek

Przez niesamowicie długi czas nie miałem kontaktu z tym zespołem dzięki jednemu wydarzeniu, o którym nie chcę tutaj wspominać, szkoda to rozgrzebywać i pogodziłem się z tym i pogodziłem się również z samym zespołem, cieszę się, że zobaczyłem ich na ostatnim Mysticu i fajnie, że mam autograf Lieblinga i reszty obecnego składu. Pełno tu złowieszczych riffów, uwielbiam to smoliste brzmienie, bębny pięknie chodzą. Co mogę mądrego napisać? Banger na bangerze, bardzo konsekwentny album w swojej istocie.

Ulubione utwory: The Ghoul, Run My Course, Death Row

34. The Stooges - "Fun House" (1970)

Obrazek

Można dyskutować, czy to nie jest może nawet najcięższy album swojego rocznika. Na pewno pełno tu szaleństwa, chwytliwego riffowania, jest ten rock n rollowy czy proto-punkowy sznyt, a potem pojawiają się saksofony i koniec tego albumu jest niemalże free-jazzowy, bardzo lubię takie niespodzianki.

Ulubione utwory: L.A. Blues, Dirt, Fun House
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » wt sie 05, 2025 2:39 am

33. Incapacitants - "Default Standard" (1999)

Obrazek

Nie brakuje naprawdę świetnych harsh noise'owych płyt, które stawiam naprawdę wysoko, to jest muzyka, którą się albo kocha albo nienawidzi i jak się ją już pokocha to wiele rzeczy potrafi wejść bez popity, ale gdyby ktoś mi przystawił pistolet do łba i od wymienienia jednej japanoise'owej płyty (inny fajny termin na harsh noise, przynajmniej ten tworzony przez Japończyków) zależało moje życie to bez wahania na płytę ubezwłasnowolnionych bym wskazał. Oczywiście można dyskutować z tym czy to w ogóle muzyka jest, ale jeżeli słychać, że coś się dzieje w głośnikach, jest trzęsienie ziemi, pożar, jakieś abrasyjne skrzypienia i piski, turbulencje, buntujące się maszyny i wyłaniają się jakieś fale dźwiękowe, to dla mnie to muzyka absolutnie jest, a że opiera się ona typowym szerokorozumianym muzycznym standardom to już inna sprawa. Nie ma to jak gęsty improwizowany hałas, chociaż wpisany niżej faworyt może się pochwalić nieco większą przestrzenią na tle innych nagrań.

Ulubiony utwór: Half Acoustic Night of 80

32. Deathpile - "G.R." (2003)

Obrazek

To jest płyta, dzięki której odnowiło się moje zainteresowanie seryjnymi mordercami. Można polemizować czy to jest pozytywny wpływ czy nie, z pewnością dyskusyjne, ale tutaj liczy się sztuka i to jak oddano potworność tego wszystkiego co Ridgway przez całe swoje życie dokonywał i co w jego umyśle mogło się gotować. Zawartość tego krążka jest niesamowicie głośna i agresywna, Jonathan Canady drze się tu z takim gniewem, że to robi na mnie wrażenie do tej pory, jakby się było w środku jakiegoś najgorszego koszmaru. Człowiek, któremu całość jest poświęcona ani nie wygląda ani nie brzmi tak demonicznie, on ma dosyć ciche i wycofane usposobienie, ale jeżeli wszystko to ma przedstawiać bardziej mentalność zabójcy niż jego samego to moim zdaniem to wyszło, zresztą spora część ludzi będzie myślała o mordercach w potworny sposób, poza czynami najlepiej, by właśnie jeszcze wyglądali lub brzmieli jak jakieś bestie z najciemniejszych otchłani. Pewne fakty się nie zgadzają i czasem teksty mogą brzmieć śmiesznie, ale dla mnie to nie ma wielkiego znaczenia, kiedy to zostało tak świetnie zrobione i mnie satysfakcjonuje, uwielbiam taki przeszywający i intensywny noise, a dokładniej power electronics jak ktoś chce już być purystą i się czepiać głupich szufladek, ale co by nie mówić, noise rzeczywiście jest terminem tak szerokim jak metal czy rock, kryją się w nim różne rzeczy. I jeżeli się ktoś zastanawia czy ta płyta gloryfikuje zabójcę, to muszę zmartwić tych, którzy chcieliby jebać jakąś część sztuki za to, że poświęca swoją uwagę na takie osobistości, nikt tu nie pochwala jego czynów, narracja jest z jego punktu widzenia, ale i w międzyczasie wkradło się tu też dark ambientowe Known Victims, w którym odczytywane są nazwiska każdej z jego znanych do tamtej pory ofiar, nawet tych niezidentyfikowanych; lubię tekstury w tym utworze i to jaki ma on klimat, już pomijając zupełnie sam hołd.

Ulubione utwory: Known Victims, They Were So Close, You Will Never Know
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » wt sie 05, 2025 8:06 pm

31. Ensemble Kluster - "Klopfzeichen" (1970)

Obrazek

Jak bardzo nie lubię Rate Your Music pod pewnymi względami, przede wszystkim pod względem społeczności, tak ciężko przeceniać ten portal jeżeli chodzi o mnogość płyt, ciężko tam naprawdę nie znaleźć czegoś na co wcześniej się nie trafiło. I jeżeli ktoś jest zainteresowany jakąś konkretną stylistyką czy nurtem to w ramach swoich preferencji można znaleźć naprawdę różne różniste rzeczy i ja w taki sposób natrafiłem na ten album jak grzebałem we wczesnym industrialu; jak dwa lata temu poznałem Klopfzeichen to wg. chronologii widniał on na stronie jako pierwszy industrialny longplay ever, więc nic dziwnego, że po niego sięgnąłem, by zobaczyć co wyprzedziło o te 6 lat Throbbing Gristle czy Cabaret Voltaire i od razu zawładnął moją duszą, brzmienie ma naprawdę industrialne, ta manipulacja ścieżkami jest wspaniała i ta deklamacja po niemiecku w pierwszym utworze, jakże trafnie zatytułowanym ELECTRIC MUSIC UND TEXTE, dodaje jakichś dodatkowych barw tej kinematograficznej już poniekąd muzyce. Czy można zobaczyć barwy przy słuchaniu tej muzyki? Można, lecz niekoniecznie, ale na pewno są tu takie tekstury, które po prostu dodają czegoś więcej do niej, i powtórzę to nie wiem przy którym już albumie, ale te dźwięki mają naprawdę eksperymentalny charakter. Cóż, to jest po prostu coś co lubię w muzyce, kiedy utwory trwają 20+ minut i czasem albo się nawarstwiają lub zagęszczają albo i nie, czasem nic się nie musi jak dla mnie dziać, ważne jak atmosfera mi odpowiada i oczywiście lubię pewną kreatywność i odejście od konwencjonalności.

Ten album zawiera w sobie tylko dwa nagrania, więc tutaj wyjątkowo, pierwszy i być może nie ostatni raz nie wybiorę żadnego ulubionego utworu, po prostu nie ma to wielkiego sensu w tym wypadku, oba są na niesamowicie zbliżonym poziomie i żaden moment nie działa na niekorzyść całości.

30. Einstürzende Neubauten - "Halber Mensch" (1985)

Obrazek

Oj tak, tytułowy utwór to jeden z najlepszych otwieraczy w historii całej muzyki jaką do tej pory przesłuchałem i od razu pomyślałem przy pierwszym słuchaniu trzeciego longplay'a Niemców, że to musi być najlepsze co przynajmniej do tamtej pory nagrali, ale jednak dopiero drugi czy trzeci odsłuch w pełni mnie przekonał do całości. Ten początek jest taki chóralny i piękny i ma w sobie taki fajny groove nawet, tutaj Einsturzende Neubauten zrobiło się naprawdę przystępniejsze i bardziej strawne, przynajmniej w takim ogólnym rozumieniu, lecz jednocześnie cała płyta nie traci tego, co ten zespół robił wcześniej, czyli tego nieco abstrakcyjnego i eksperymentalnego sznytu i oczywiście tego industrialnego metalicznego brzmienia, nie brakuje tu też naprawdę klimatycznych i mroczniejszych momentów. Pierwsza strona tej płyty jest naprawdę rytmiczna i piosenkowa, niesamowicie chwytliwa, a w drugiej jest nieco więcej przestrzeni i właśnie tej atmosfery, kocham te dzwony w Seele brennt i w ogóle całą dynamikę tego utworu, tutaj cisza jest naprawdę wybitnie wykorzystana i cichsze momenty świetnie przechodzą w te głośniejsze. Der Tod ist ein Dandy to prawdziwy industrialny majsterszyk, atmosfera jest jak ruiny jakiejś nawiedzonej fabryki albo i nawet rytualne obrzędy w sali tortur. Nie ma lepszej płyty na start jeżeli chce się poznać ten zespół.

Ulubione utwory: no właściwie wszystkie, o których wcześniej wspomniałem :lol: czyli Halber Mensch, Seele brennt i Der Tod ist ein Dandy
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » wt sie 12, 2025 4:07 am

29. Księżyc - "Księżyc" (1996)

Obrazek

Jedyna polska płyta na tej liście, i na dodatek z roku mojego urodzenia! Nie pamiętam jak odkryłem Księżyc, ale pamiętam, że muzyka, kojarząca mi się trochę z Dead Can Dance, sam jej klimat i teksty na pewno zrobiły na mnie wrażenie. Nie jestem osobą, która obniżałaby wartość jakiejś muzyce przez teksty, chyba że to jakiś nocny kochanek albo inne takie disco polo, więc nieważne jakie by nie były w większości, a muzyka mnie satysfakcjonuje to przymykam oko na to jak coś jest dziwne lub niezrozumiałe, zresztą dla mnie to jest ogromny plus jak coś jest dwuznaczne i można interpretować na miliard różnych sposobów. Tutaj jest i poetycko i obrazowo, na pewno można się zdumieć pewnymi fragmentami i zwrotami akcji w tych lirykach i obie panie, Agata Harz z Katarzyną Smoluk, pięknie je wyśpiewują. Bardzo lubię aranżacje, produkcję i minimalizm tych utworów, to jest neo/avant folk na miarę naszych absolutnych możliwości i przy ostatniej powtórce przypomniało mi się, że powinienem sobie wreszcie nadrobić klasyki Andrzeja Żuławskiego, nie obejrzałem do tej pory żadnego filmu jego autorstwa, ale właśnie wyobrażam sobie, że w Diable lub Opętaniu mogłyby być wykorzystane bardziej zeschizowane i mroczne momenty tej płyty.

Ulubiony utwór: Zakopana

28. The Creatures - "Feast" (1983)

Obrazek

Połowa Siouxsie and the Banshees postanowiła wyjechać na Hawaje i nagrać egzotyczny album, bez żadnych gitar i generalnie klasycznie rockowego instrumentarium. Trochę tu jest manipulacji studyjnej, marimby, nagrań terenowych zarejestrowanych mniej lub bardziej celowo, szamanistycznego vibe'u , świetnego bębnienia i frazowania wokalnego. Naprawdę oryginalna, klimatyczna i do jakiegoś stopnia awangardowa płyta, warto jej posłuchać jak lubi się tzw. world music.

Ulubione utwory: Flesh, Morning Dawning

27. Dead Can Dance - "Within the Realm of a Dying Sun" (1987)

Obrazek

Jedna z moich ulubionych okładek i tytuł, który również znajduje się wśród ubóstwianych przeze mnie. Sama muzyka również jest wspaniała, lecz przyznam, że moim zdaniem przede wszystkim trzy utwory podtrzymują wysoki poziom tej sferze umierającego słońca, otaczającego wybudowane w gotyckim stylu opustoszałe katedry z całego świata. Słońca zimnego i smutnego, zwiastującego jakiś podły koniec. Zarówno Summoning of the Muse, jak i Persephone (The Gathering of Flowers) mogę uznać za swoje numery jeden ever zależnie od nastroju i czasu, te utwory są absolutnie piękne i zawsze mam dreszcze jak ich słucham, kocham ich atmosferę i ten climax w tym drugim, fenomenalne wokalizy i bierze mnie wzniosłość tych kompozycji. Xavier to może nie najlepszy utwór Dead Can Dance z Perrym na wokalu, ale w obrębie tej płyty nie ma lepszego z jego udziałem, lecz Anywhere Out of the World jest naprawdę konkretnym otwieraczem, nie powiem, że nie, ten kawałek świetnie nastraja słuchacza w atmosferę całości i jest tak świetnie eteryczny i nawet ma dobry groove, ale Xavier ma ten refren i w ogóle mistrzowskie linie wokalne i te klawisze tak fajnie chodzą. Zdarza się, że utwory z Brendanem Perrym na innych płytach Dead Can Dance bardziej mi odpowiadają niż te z Lisą Gerrard, ale tutaj strona z jej wokalami prowadzącymi całościowo brzmi lepiej i mogę też dopisać, że uwielbiam jej stosunek do tekstów, bo w rzeczy samej, ona żadnych nie tworzy i z jej ust/przepony wyłaniają się jakieś wymyślone słowa - być może jest to jakiś tajemny język do komunikacji z jakimiś wyższymi siłami, ale w każdym wypadku, najważniejsza jest muzyka!

Ulubione utwory: Summoning of the Muse, Persephone (The Gathering of Flowers), Xavier
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
manichean
-#Long distance runner
-#Long distance runner
Posty: 827
Rejestracja: sob kwie 23, 2022 4:35 pm

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: manichean » śr sie 13, 2025 6:53 pm

Within the Realm of a Dying Sun fenomenalna płyta. W mojej topce byłaby w sumie wyżej. Wspomniane przez ciebie utwory faktycznie robią ten płyt od A do Z. Summoning of the Muse to chyba mój top 1 DCD.
09 Current 93 (Waw), Glenn Hughes (Krk), Pink Turns Blue (Krk(?)
10 Unsound 2025 (?), Medico/Stellar Blight (Krk), Opeth (Krk), Fields of Nephilim/Chameleons (Łdź) (?)
11 Ciśnienie (Krk), JAD (Krk), John Maus (Krk), Xiu Xiu (Waw)?)/OWG (Krk)?), Hate (Krk), Swans 1 (Waw), Swans 2 (Berlin)

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » śr sie 13, 2025 7:27 pm

Tak jak wspomniałem, nie warto w moim rankingu sugerować się poszczególnymi pozycjami, bo jednego dnia będę wolał Within the Realm of a Dying Sun, a innego umieszczone wyżej inne płyty, a nawet i rzeczy, których nie ma i nie będzie w tej topce, ale aby nie łamać forumowej tradycji to po prostu te albumy są od 50 miejsca umieszczane :P Takie rzeczy są bardzo abstrakcyjne dla mnie, ale i tak zgodziłem się podjąć wyzwanie i ogarnąć jakoś tę listę i w międzyczasie też z czegoś rezygnuję i w zamian daję coś innego niż planowałem wcześniej.
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Cold
-#Rainmaker
-#Rainmaker
Posty: 6366
Rejestracja: śr wrz 14, 2005 6:27 pm

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Cold » czw sie 14, 2025 12:24 am

28. The Creatures - "Feast" (1983)

Połowa Siouxsie and the Banshees postanowiła wyjechać na Hawaje i nagrać egzotyczny album, bez żadnych gitar i generalnie klasycznie rockowego instrumentarium.
A druga połowa Banshees, czyli napędzający basem i robiący cały klimat kapeli Steven Severin też zrobił sobie wakacje, skumał się z Robertem Smithem i pod szyldem The Glove wypuścili ten zakręcony, psychodeliczny pop na płycie "Blue Sunshine" :D

27. Dead Can Dance - "Within the Realm of a Dying Sun"(1987)
No ta płyta to cudeńko...

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » pn sie 25, 2025 4:30 pm

26. Eyehategod - "Take As Needed For Pain" (1993)

Obrazek

Jeżeli ktoś chce utonąć w absolutnym skurwieniu, to ta płyta jest na to perfekcyjna! Ciężka i przytłaczająca z mnogością naprawdę świetnego groove'u i okołosabbathowego riffowania, nie brakuje tu prawdziwego gitarowego łojenia, ale również i znalazło się tu miejsce na dark ambient w postaci zamykającego pierwszą połowę płyty Disturbance i specyficzny zamykacz całości Laugh It Off, w którym po prostu śmichy i chichy są. Na ten moment ciężko mi się nie utożsamić z przynajmniej samą atmosferą tej płyty, nihilistyczną i beznadziejną w swojej istocie. Chociaż różne narkotykowe, alkoholowe i okołokazirodcze patologie mnie nie dotyczą, to sam brak nadziei na lepsze jutro jest czymś co we mnie siedzi od dłuższego czasu.

Ulubione utwory: Disturbance, Shoplift, Crimes Against Skin

25. The Smiths - "The Queen is Dead" (1986)

Obrazek

Album, na którym nie ma ani jednego słabego utworu, dosłownie! Można dyskutować z tym czy największe highlighty na poprzedniku nie są lepsze, That Joke Isn't Funny Anymore, Barbarism Begins at Home i Meat is Murder to arcydzieła w całym swoim nurcie, ale również i nie brakuje tam przysłowiowych wypełniaczy, które po prostu spływają po mnie, a The Queen is Dead właśnie całościowo nie ma żadnego fillera i zbędnego momentu mimo eklektyzmu jaki w sobie ta płyta posiada; muzycy sięgają na niej w swoich inspiracjach do funku, rockabilly i generalnie popu jako takiego i nie brakuje na niej bardziej balladowych i melancholijnych momentów w postaci I Know It's Over czy Never Had No One Ever, kocham klimat obu tych utworów, tego drugiego szczególnie. I Morrissey ma absolutnie ujmujący głos, tak samo jak i absolutnie ujmujące teksty, samo sztandarowe There is a Light That Never Goes Out jest jego wielkim poetyckim popisem, pamiętam jak podczas pandemii słuchałem tego kawałka i jak ten tekst perfekcyjnie pasował do tamtego czasu, i samo "To die by your side is such a heavenly way to die" przynosi mi ciary, bo niejednokrotnie nie chciałem wracać do domu albo gdzieś iść, jak byłem w towarzystwie, w którym absolutnie przebywać chciałem; dla kogokolwiek by on nie był, jest to absolutnie piękny hołd.

Ulubione utwory: Never Had No One Ever, Bigmouth Strikes Again, Vicar in a Tutu
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » pt wrz 12, 2025 7:52 pm

Zmieniam plany i rezygnuję z honorable mentions, bo za długo się opieprzam z tą topką i nie chcę marnować więcej czasu na to niż przez jakieś 2 czy 3 tygodnie jeszcze. I lada dzień pojawią się kolejne albumy tutaj; nie zapomniałem o tym wyzwaniu, po prostu wolałem znaleźć czas na inne rzeczy przez te ostatnie parę tygodni.
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Cold
-#Rainmaker
-#Rainmaker
Posty: 6366
Rejestracja: śr wrz 14, 2005 6:27 pm

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Cold » pt wrz 12, 2025 8:04 pm

No właśnie, czekam na tę drugą połówkę topki :)

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » ndz wrz 14, 2025 5:09 am

24. Sunn O))) - "Black One" (2005)

Obrazek

Znany ze swojego ciężkiego dudnienia i buczenia duet postanowił nagrać album inspirowany black metalem, nie black metal sam w sobie, tylko po prostu chcieli postawić na atmosferę, która w tej muzyce jest obecna. Black noise mógłby być lepszym określeniem dla tego albumu, co ciekawe również i noise'owy twórca John Wiese znany ze Sissy Spacek miał swój wkład w niektóre tekstury, ale to też nie oddałoby sprawiedliwości całej tej zawartości, bardzo hipnotyzującej w wielu miejscach, zbudowanej na zatrzymanych w czasoprzestrzeni przesterowanych dronach i ambientowej powtarzalności, ale w tym wszystkim nie brakuje dźwiękowych twistów i przerażających wyłaniających się zza grobu krzyków. Samo to, że nie uświadczy się tu perkusji z automatu robi tę muzykę ciekawszą od standardowego przepełnionego blastami i podwójnymi stopami black metalu, postawiono tu po prostu na coś bardziej kinematograficznego, że tak można to wyrazić, i chociaż nie brakuje tu typowego Sunn O))) to również i znalazło się miejsce na coś bardziej wyrazistego w postaci It Took The Night To Believe czy Cry for the Weeper. Do niedawna myślałem, że Attila Csihar jest tu głównym wokalistą, pewnie przez jakiś efekt Mandeli, bo udzielał się na ich innych albumach i chyba nawet jeździł z nimi w całe trasy, ale po sprawdzeniu faktów okazało się, że jego wcale tu nie ma i tymi swoimi wspaniałymi wokalami uraczają słuchacza Malefic i Wrest, muzycy kolejno projektów Xasthur i Leviathan; póki co słuchałem "The Tenth Sub Level of Suicide" tego drugiego i absolutnie polecam! I jak to bywa w przypadku Sunn O))) również, ich covery wcale nie brzmią jak covery i mają swój własny bardzo autorski sznyt, "Flight of the Behemoth" zamykali swoją interpretacją For Whom the Bells Toll, a tutaj finałowy utwór poświęcony Quorthonowi i samej Elżbiecie Bathory jest bazowany na mocno zwolnionym riffie z A Fine Day to Die, ale powiedzcie mi, czy nawet najwięksi maniacy Bathory byliby w stanie to wychwycić gdyby nie wiedzieli, że to "cover" Bathory? I Cursed Realms (of the Winterdemons) to utwór Immortal; nie słyszałem jeszcze oryginału, ale mawiają, że zupełnie go nie przypomina. Dla takich coverów żyję, do których twórcy wnoszą coś bardzo swojego, nie tylko je interpretują inaczej, ale wręcz je niszczą i budują na nowo, jak głupio by to nie zabrzmiało - za jeden przykład mógłbym podać swoją własną wersję A Touch of Evil, z którego wziąłem tylko ten początkowy motyw i zloopowałem, trochę szkoda, że nie przemyciłem do tego ostatecznie żadnych wokali, ale ogólnie cieszę się co mi z tego wyszło i bardzo prawdopodobne, że moje podejście do tego coveru było zainspirowane filozofią Stephena O'Malley i Grega Andersona w jakiś sposób, zresztą muszę przyznać, że samo "Black One" przyczyniło się w jakimś stopniu do tego jak wygląda "Undelights", a przynajmniej pewne momenty tego albumu, tym klimatem byłem zainspirowany razem z Godspeed You! Black Emperor, Diamandą Galas, noisem, industrialem, nawet swoim Nightmarish Paths (chciałem, by pewne momenty były lepszą wersją tego albumu!) i jakimiś paroma innymi rzeczami, wokalnie Diamondem, Halfordem czy cóż, sam nie wiem kim, być może black metalowymi wokalistami przy Vampirish Lusts. Nie wiem czy wspominałem wcześniej o swojej własnej muzyce przy jakimkolwiek albumie tutaj, pisałem co prawda na wstępie, że będą tu wydawnictwa, które miały również i pod względem twórczym na mnie wpływ i "Black One", a nawet i cała dyskografia Sunn O))), bez wątpienia się znajduje wśród rzeczy, które oddziałały na mnie w niemały sposób, mniej lub bardziej podświadomie dużo dźwięków mogło, lecz tutaj bez cienia wątpliwości i wstydu mogę napisać o tym bardziej świadomym wpływie. Słowem podsumowania, NIECH ŻYJE DUDNIENIE POTĘŻNE!

Ulubione utwory: Cursed Realms (of the Winterdemons), Cry for the Weeper, Báthory Erzsébet

23. Boris - "Amplifier Worship" (1998)

Obrazek

Oh yeah, absolutnie ubóstwiam takie grube i głośne gitary, a jak dołącza do nich świetna perkusja i ten nieco chrypliwy sludge'owy wokal to już w ogóle może być dobrze, to wszystko jest zrobione z niesamowitym smakiem i podoba mi się jamowy charakter tego wydawnictwa, ale przede wszystkim trzeba powiedzieć, że właśnie, o ile gitary jak najbardziej brzmią tutaj mocarnie to w uszy rzuca mi się też to jak świetnym perkusistą jest Atsuo, na tym albumie są prawdopodobnie jedne z moich najulubieńszych partii perkusyjnych ever, gościu ma groove i wie w którym momencie pierdolnąć werblem. Ta muzyka potrafi być wolna i ciężka jak walec, ale i naprawdę dobrze przyśpieszyć i być energiczna, bardzo fajne jest to, że Boris potrafią korzystać jeszcze z tych garage rockowych czy około-punkowych elementów dodatkowo i nawet są piękne harmonie gitarowe w Kuruimizu, w których można się utopić, absolutnie kocham ten moment i to ma taką piękną atmosferę też. To jest mój wybór na ulubiony album tego zespołu, bo nie ma w nim momentu, który by mi nie odpowiadał i całość jest w moim odczuciu niesamowicie równa, inne płyty potrafią mi się w całości podobać, ale niekoniecznie działają na mnie w podobny sposób i wyglądają "kompletnie". Lecz jak to ktoś mądry powiedział gdzieś kiedyś, żadne dzieło na dobrą sprawę nie jest skończone, najwyżej porzucone ;)

Ulubione utwory: Hama, Kuruimizu

22. Scott Walker - "The Drift" (2006)

Obrazek

Uwielbiam kiedy popowy muzyk nagle ni stąd ni zowąd po x latach wychodzi z ukrycia i zaczyna nagrywać eksperymentalne albumy, które dzielą fanów jego słodkich ballad czy tych innych przebojów, dzięki którym zdobył w swoim czasie niebywałą popularność, ten przewrót twórczy nie jest tak bardzo daleki od Tima Buckley'a, tyle że w jego przypadku nie był on tak bardzo rozłożony w czasie. Scott Walker był tak zmęczony sławą, że przez jakiś czas nawet zaszył się w klasztorze i potem doszło do tego, że każde kolejne wydawnictwo z jego udziałem było wielkim świętem: 1984 - 1995 - 2006 to naprawdę duży rozrzut, 11 lat przerwy między każdym z tych autorskich materiałów i każda z tych propozycji była zupełnie inna od tego co nagrywał w latach 60'. Słyszałem bodajże jeden album solowego Walkera zanim bardziej się wgłębiłem w jego katalog, a to co sprawiło, że postanowiłem w końcu się zaznajomić z jego twórczością było porównanie mojej muzyki do jego późniejszych płyt. Naprawdę, ani razu nie puściłem The Drift, Bish Bosch, Tilt czy jego kolaboracji z Sunn O))) zanim nagrałem swój pierwszy materiał pod szyldem Borderline Issues, więc nie mogło być mowy nawet o podświadomej inspiracji w jakimkolwiek miejscu i jak przesłuchałem te płyty to stwierdziłem, że coś w tym naprawdę jest, że komuś moja muzyka może się z tym kojarzyć, aby chociaż wziąć na tapetę jedno Buzzers z umieszczonego na tej liście longplaya, to dzwonienie naprawdę... gdzieś dzwoni i jest znajome xD I też mnie uderzyło przy ostatnich powtórkach jak bardzo gitary w Jesse przypominają to co nagrałem w Black Shineless Sun, to jest niebezpiecznie blisko siebie i czasem można się zastanawiać czy pewni twórcy niezależnie od siebie mogą myśleć w podobny sposób czy tworzyć w podobny sposób, mieć podobne postrzeganie muzyki, widzieć pewne rzeczy w bardzo podobny sposób, tak po prostu. I nie wiem czy trzeba się nad tym dłużej zastanawiać, bo chcąc nie chcąc, na pewne rzeczy tysiące różnych osób może niezależnie wpaść bez obowiązkowego słuchania innej muzyki, bo w końcu liczba dźwięków czy różnych kombinacji jest ograniczona, czyż nie? Ale w każdym razie, czasami się zdarzają naprawdę ciekawe zbiegi okoliczności!

Z jakiegoś powodu Walker na albumach od Tilt w górę kojarzy mi się z męską wersją Bjork, nie wiem czemu, może dlatego, że ten wokal jest tak wysunięty do przodu, ma podobnie specyficzną manierę i potrafi w jakiś sposób być niezależny od reszty ścieżek? Z całą pewnością tworzył na swoich własnych zasadach i nie pozwalał na to, by jakieś zewnętrzne popkulturowe wpływy popsuły mu sztukę i on jest jednym wielkim przykładem tego, że na późnym etapie swojego życia można na nowo zdefiniować siebie jako artystę i zupełnie zejść ze znanej przedtem bezpieczniejszej ścieżki, a droga, którą podążył niesamowicie mi odpowiada i jest pełna ciekawych tekstur, naprawdę mrocznych i twisty potrafią być doprawdy zatrważające, uwielbiam dynamikę tych kawałków i tę kinematograficzną atmosferę, zresztą sam ten głos jest naprawdę poetycki i świetnie się go słucha, jak mało który nadaje się do opowiadania różnych historii. Nie bez powodu umieszczam ten album na tej liście, bo po prostu to jest kawał fascynującej muzyki i być może nie wypada nie umieścić mi czegokolwiek z katalogu Walkera, gdyż, no jak wiadomo, jego duch mógł we mnie wejść :lol: I nie wiem czy on sam by się z tego śmiał czy nie, być może stwierdziłby, że mam rację.

Ulubione utwory: Jolson and Jones, Hand Me Ups, A Lover Loves
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » pn wrz 15, 2025 12:42 am

21. The Velvet Underground & Nico - The Velvet Underground & Nico (1967)

Obrazek

Nie wracam do tej płyty jakoś bardzo często, ale za każdym razem jak jej słucham to jest wspaniała. Napisano o niej dużo, być może nawet i za dużo, więc ja wiele mądrego na pewno tutaj nie dopiszę, ale nie bez powodu zainspirowała tony twórców; istnieje legenda, że każdy, kto kupił ten album w swoim czasie to poczuł potrzebę założenia zespołu, "jak ci goście mogą tworzyć muzykę, to czemu również i nie my?". I cóż, może ta sprzedaż do pewnego momentu nie była duża, ale moc tej muzyki oddziałała na wielu poczynając od Bowiego poprzez różne post-punkowe akty czy generalnie bardziej awangardowego rocka, nawet i Coil, kończąc na Stereolab i wielu wielu innych, ale właściwy koniec chyba nigdy nie nastanie, bo póki popularność temu albumowi nie zdechnie to wciąż będzie inspirować setki ludzi, inną kwestią jest to czy ktoś obecnie zainspirowany przez The Velvet Underground dokona jakiejkolwiek kolejnej podobnej rewolucji. Widziałem opinię, że to być może jedyna płyta na świecie, którą można by było uznać za naprawdę nieprzereklamowaną, ale pardon, jest trochę takich płyt, a czy one się komuś podobają czy nie to już inna kwestia, można na przykład nie lubić Beatlesów, ale kwestionowanie ich wpływu na muzykę jest po prostu głupie, najzwyczajniej w świecie, czasem trzeba przyjąć pewne fakty do wiadomości i nie walczyć z nimi. To, czemu ten album jest aż tak inspirujący może wynikać z faktu, że pewnie, jak mi Trout Mask Replica (i nie tylko mi), uświadomił ludzi co można zrobić z muzyką, jest tu trochę obskurnego bardziej garażowego około rock and rollowego grania nasączonego dzikimi improwizacjami i przy tym stoją stricte popowe utwory z dobrymi hookami, a nawet i nieco podfolkowiony The Black Angel's Death Song z atonalnym skrzypieniem, naprawdę kocham ten moment i cała ta paleta dźwiękowa przywodzi mi na myśl bardzo stare zdjęcie Maxa Schrecka sprzed ponad stu lat z jakiegoś przedstawienia, w którym odgrywał anioła śmierci, czy to na 100% był właśnie ten aktor, nie wiem, ale w każdym razie często właśnie to przywodzi mi na myśl jak słyszę ten utwór. Ale Venus in Furs też ma w sobie coś folkowego i to też jest jeden z moich ulubionych utworów, uwielbiam jak Reed akcentuje ten tekst i jak chwytliwe i jednocześnie nieco "dziwne" to jest, że nie chce mi się szukać lepszego określenia teraz. Lou Reed nie jest prawdziwym wokalistą, on bardziej te teksty recytuje czy po prostu mówi niż naprawdę je śpiewa, zawsze kojarzył mi się trochę z Dylanem i jest kolejny aspekt, który jest ultra-inspirujący; nie musisz umieć śpiewać, by być wokalistą czy performerem, można znaleźć tu jakiekolwiek określenie, zresztą jego umiejętności instrumentalne też mogą być dyskusyjne i nie wiem czy naprawdę tylko jego. Lecz co by nie mówić, to wszystko brzmi po prostu kreatywnie i interesująco, każdy kto nie patrzy tylko na techniczny kunszt wykonawców i rozumie, że muzyka może mieć różne najróżniejsze wymiary, to powinien docenić to co się tutaj dzieje. No i o ile kocham Nico (jako wokalistkę, nie jako osobę, w tym drugim kontekście to bardziej raczej nią gardzę niż ją szanuję) to nie wiem czy ten album powinien być zatytułowany The Velvet Underground AND NICO, bo w rzeczy samej, ona tutaj się udziela w trzech utworach, każdy z nich naprawdę lubię, ale nie miała wkładu ani w tekst ani w muzykę przy nich, o ile popatrzyłem w dobre źródła (mam ten album na cd, ale śmiejcie się lub nie, nadal go nie odfoliowałem po pięciu latach, haha). Mały spoiler alert jest taki, że jeszcze uwzględnię album z jej solowej twórczości, ale tego klasyka traktuję jak płytę przede wszystkim The Velvet Underground; pisałem, że na jednego wykonawcę leci jeden album, więc po prostu, by być bardziej precyzyjnym, dla mnie to nie jest płyta Nico, żeby mnie nie oskarżać o jakieś oszustwa ;)

Ulubione utwory: The Black Angel's Death Song, Venus in Furs, Heroin
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Sardi
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 7057
Rejestracja: sob sty 23, 2016 11:06 pm
Skąd: Born in the BZ Land

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Sardi » pn wrz 15, 2025 9:25 pm

a co Nico takiego robiła ze nią gardzisz? zupełnie nie znam jej biografii, ale mnie to zaciekawiło
BRUCE SPRINGSTEEN, JAN BO I RICHIE FAULKNER PONAD WSZYSTKO
https://www.last.fm/pl/user/sardynex
setlist.fm/user/matt01

Awatar użytkownika
Cold
-#Rainmaker
-#Rainmaker
Posty: 6366
Rejestracja: śr wrz 14, 2005 6:27 pm

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Cold » pn wrz 15, 2025 10:38 pm

Może to, że z herą było u niej na ostro. A może to, że facetami żonglowała w życiu jak piłeczkami w cyrku :D
Nie mam zielonego pojęcia, co Caracalized miał na myśli.

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » wt wrz 16, 2025 5:12 am

Tak, to co Cold napisał między innymi, a żeby jeszcze bardziej doprecyzować, ona się dzieliła natkotykami ze swoim małym synkiem i raz na pewno przez to wylądował w szpitalu; sama ma utwór temu poświęcony (Ari's Song). Nie wątpię, że mogła go kochać, ale bez wątpienia było to wyrażane w patologiczny i nieodpowiedzialny sposób. To, że była kurwą to inna sprawa, ale też nie trzeba ukrywać, że mi się to oczywiście nie podoba. Ogólnie sprawia wrażenie niezbyt dobrej osoby, ale ja też czytałem o niej tak dawno, że nie pamiętam dokładnie wszystkiego co tam u niej było. Pomijam jej rasizm, bo to jest akurat wytłumaczalne przez to, że została zgwałcona przez czarnoskórego żołnierza jak miała 12 czy 13 lat, o ile to prawda, ale mogę jej tutaj uwierzyć, zresztą nawet gdyby nienawidziła czarnych czy innych niebiałych bez powodu, to to i tak prawdopodobnie byłby najmniejszy z jej grzechów :mrgreen:

W każdym razie, uwielbiam jej muzykę i bardzo doceniam wkład artystyczny w to co robiła, ale personalnie jest jedną z ostatnich osób wśród których chciałbym się otaczać.
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » czw wrz 18, 2025 3:08 am

20. Swans - "The Seer" (2012)

Obrazek

Kocham Swans z bardzo różnych powodów, nie tylko ich koncerty to jeden wielki decybelowy rozkurw jak nie tak dawno wspominałem, ale też ich dyskografia jest wystarczająco różnorodna, by dużo rzeczy mi się w niej podobało i słuchanie ich muzyki w domu to zawsze jest inne doświadczenie niż obcowanie z tym zespołem na żywo; wiadomo, że z wieloma wykonawcami tak jest lub może być, ale Gira z ekipą nie robi przekrojowych setów jak przykładowo Xiu Xiu czy Current 93, woli iść w improwizacje i podczas występu praktykować i dokształcać utwory, które mają szansę się znaleźć na przyszłych wydawnictwach, dlatego nie można się spodziewać, że zagrają coś z "The Great Annihilator", "Children of God" czy paru pierwszych płyt, czasami (jak się później dowiedziałem) potrafią zagrać instrumental z jednego utworu i wrzucić do niego tekst z innego, co jest interesującym zabiegiem, ale nie sięgają tu dalej niż do paru ostatnich dokonań.

Miałem wybór między tym albumem, a "Children of God" praktycznie i w końcu zdecydowałem się na, wydaje mi się, mniej oczywisty wybór, bo zawsze mówi się o "To Be Kind" czy "Soundtracks for the Blind", które owszem, są fenomenalnymi dziełami, ale "The Seer" wcale gorzej nie kopie i nie imponuje mniej swoją kreatywnością, a wybrałem go dlatego, że jak próbowałem na nowo przekonać się do Swans to właśnie ten krążek mnie ujął w maksymalny sposób. Ze dwa lata wcześniej przed przesłuchaniem tej płyty przy sprawdzaniu ich katalogu zatrzymałem się na 1996 roku i absolutnie tego zespołu nienawidziłem, hejtowanie go sprawiało mi taką zajebistą przyjemność, ale dwa lata później zobaczyłem gdzieś książkę o Swans i zachciało mi się ją przeczytać i po tej lekturze dałem temu zespołowi kolejną szansę, bo Gira wydawał mi się tak ciekawym umysłem i tak podobało mi się jego podejście do muzyki, że szkoda mi było nie dać kolejnej szansy jego kreacjom, do tego niejednokrotne wzmianki o ich ekstremalnie głośnych koncertach sprawiły, że aż nabrałem ochoty na usłyszenie ich na żywo co najmniej raz w życiu (miało to miejsce już trzy razy i w listopadzie czeka mnie czwarty, po 25 listopada to będzie drugi zespół po Judas Priest, który zobaczę i usłyszę największą ilość razy na żywo) i oto jesteśmy w tym miejscu, dziś Swans to jeden z moich ulubionych zespołów. To co mnie ujmuje to hipnotyczność tych długich kawałków, które są podzielone na kilka części i pewna prostota, szczególnie tekstowa, gdzie w kółko potrafią być powtarzane te same słowa czy wersy. Czy ta muzyka jest prosta, na papierze może być, ale trzeba się wykazać jakąś dyscypliną, by grać przez x minut ten sam motyw, niejednokrotnie jedno czy dwudźwiękowy, i nie dostać od tego pierdolca i przypadkiem palców w inne miejsce nie przesunąć :lol: Sam Gira potrafił i pewnie do tej pory potrafi jebać muzyków za to jak grają o jeden dźwięk za dużo i próbują się przy nim popisywać swoimi umiejętnościami. Ale wracając do "The Seer", to te podfolkowione momenty absolutnie zawładnęły moją duszą i dzięki nim jest taki apokaliptyczny posmak, do tego jeszcze znalazło się tu miejsce na free-jazzowe 93 Ave. Blues, więc jak jeszcze usłyszałem tutaj coś takiego to już w ogóle zostałem kupiony, nie pamiętam czy wcześniej lub później podobne nagranie pojawiło się na płycie Swans (pomijam, że liczba 93 jeszcze co najmniej raz w moim zestawieniu się pojawi). Jak siedzisz tak długo przy tak kolosalnej płycie, trwającej dwie godziny i słuchasz tych instrumentali, bo ta muzyka jednak w bardzo dużej mierze jest instrumentalna i generalnie słyszysz te ultra-monumentalne utwory, które momentami nie są aż tak dalekie od jakiegoś Godspeed You! Black Emperor, to nie tylko potrafisz się przenieść na drugi koniec dowolnego kontynentu, w pozaziemskie istnienie czy doświadczyć jakiegoś miejskiego brudu (cóż, wspomniany wcześniej utwór z tymi piskliwymi saksofonami dał mi takie skojarzenie), ale i w jakieś czasy odległe o dziesiątki czy setki dekad, w których żaden z dzisiejszych ludzi (chyba, że są wampirami) nie miał okazji nawet żyć. Tool potrafi robić to samo ze słuchaczami i nie zdziwiło mnie jak na jednym koncercie Swans zobaczyłem kogoś w bluzie tego zespołu :D

Ulubione utwory: Apostate, The Seer, Mother of the World

19. Comus - "First Utterance" (1971)

Obrazek

Nie bez powodu to jest jeden z przedstawicieli tzw. freak-folku, bo ta muzyka jest naprawdę dziwna i, żeby niezbyt ładnie rzec, po prostu pojebana, bardzo rytmiczna i chwytliwa z plemiennym bębnieniem i przyprawiającymi o zawrót głowy smyczkami, ale również i wzniosła i dramatyczna. Taki The Prisoner mógłby z powodzeniem być przemianowany na jakiegoś potężnego rockera przez jakąś utalentowaną kapelę, ale też i jest w tym ogromne piękno, aby od razu przejść do The Herald, gdzie są te śliczne kobiece wokale. I nie dość, że freak folk, to jeszcze apocalyptic folk, z którego inspiracje brało przynajmniej jedno Current 93; no nie ma co się dziwić, że "First Utterance" to jedna z ulubionych płyt Tibeta, on sam też scoverował otwierający ten krążek Dianę i poza tym na "Earth Covers Earth" czy "Thunder Perfect Mind" też można usłyszeć Comusa do pewnego stopnia. Nie wiem co mogę napisać bardziej mądrego o tym albumie, po prostu go kocham od kiedy go usłyszałem po raz pierwszy i najlepiej po prostu posłuchać tej muzyki, by się przekonać jak wspaniała i potężna ona jest, mi tu słowa dużo nie wyrażą, zresztą jak i przy każdym innym dowolnym krążku.

Ulubione utwory: Drip Drip, The Herald, The Bite

18. Širom - "The Liquified Throne of Simplicity" (2022)

Obrazek

Tak, cały ten post poświęciłem na płyty, które mogłyby być puszczane przy końcu świata i chociaż propozycja Słoweńców (?) nie zawsze taka może się wydawać, to jednak ma zatrważające momenty, przedostatnie Prods the Fire with a Bone... mogłoby się znaleźć na płycie wyżej umieszczonego Comusa, ale jest trochę rzeczy, które odróżniają Širom od tamtego zespołu. Jeden utwór nie czyni z nikogo plagiatora, ale jak wspominałem, na pewne rzeczy można wpaść niezależnie od siebie. Generalnie, to jest bardzo rozjamowiony i instrumentalny folk z jazzowymi elementami i te utwory są oparte na pewnej powtarzalności, można tu usłyszeć bardziej niestandardową rytmikę nawet i bezsłowne kobiece wokalizy. O ile dobrze kojarzę, to oni sami inspirowali się The Art Ensemble of Chicago i poza tym chcieli ukazać dzięki tym dźwiękom słowiańskie krajobrazy, być może im to wyszło, bo mogę sobie wyobrazić przy słuchaniu tego hipnotycznego i nieco kinematograficznego dzieła jakieś horyzonty, góry czy wioski.

Ulubione utwory (teraz je oddzielę enterem, bo jeden ma przecinki):

Prods the Fire with a Bone, Rolls over with a Snake
A Bluish Flickering
Ostatnio zmieniony pn wrz 29, 2025 3:44 pm przez Caracalized, łącznie zmieniany 1 raz.
https://borderlineissues.bandcamp.com/

Awatar użytkownika
Caracalized
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 653
Rejestracja: śr maja 21, 2025 4:53 pm
Skąd: Catland

Re: Top 50 płyt - wyzwanie - Caracalized

Postautor: Caracalized » pn wrz 22, 2025 7:48 am

17. The Crazy World of Arthur Brown - "The Crazy World of Arthur Brown" (1968)

Obrazek

Pamiętam jak jeden znajomy pokazał mi wideo do Fire i byłem zszokowany wizerunkiem wokalisty, bardzo proto-metalowym z tym corpse-paintem, białym prześcieradłem i płonącym hełmem, przypominało mi to trochę Ghost, nie tylko wizerunkowo, ale i muzycznie, a potem Brown jebnął tymi falsetami, które są takie diamondowe i dodatkowo mnie zamurowało. Zaintrygował mnie ten image i to co usłyszałem, więc naturalną koleją rzeczy było zapoznanie się z całym debiutanckim krążkiem legendy tzw. shock-rocka i w ogóle innymi jego dziełami, o ile to można do końca nazwać rockiem i sam termin shock-rock też nie jest do końca terminem muzycznym ile po prostu wizualnym, dźwiękowo to jest po prostu psychodela z małą domieszką surrealizmu, całość jest pozbawiona sześciostrunówek, więc siłą rzeczy aż takiego rockowego sznytu to nie ma, ale i właśnie bez tych elektrycznych gitar potrafią być dosyć ciężkie momenty jak na swój czas, Confusion ma naprawdę dojebany groove. Ten album i w ogóle Arthur Brown to nie tylko Fire, nie brakuje tu świetnego songwritingu w innych utworach i całość od początku do końca jest spójna, szalona i słucha się jej naprawdę lekko. Może Rest Cure trochę mi odstaje od reszty, to jest bardzo popowy i chwytliwy kawałek, nie ma w nim psychodelii praktycznie, ale i tak jest świetny i generalnie nie ma słabego momentu na tym longplay'u.

Ulubione utwory: Nightmare, Fire, Time/Confusion

16. Albert Ayler Trio - "Spiritual Unity" (1965)

Obrazek

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem otwierającą album pierwszą wariację Ghosts to z miejsca główny motyw stał się jednym z moich absolutnie ulubionych w całej muzyce, jest przepiękny, melodyjny i taki przepełniony jakąś nadzieją, zapraszający do zjednoczenia dusz, jak dziwnie by to mogło nie zabrzmieć, lecz całość jest dziwna i nieco out of place, skojarzenia i interpretacje mogą tu być bardzo dowolne i gdybym usłyszał, że Ayler nagrał tę płytę w zaświatach to absolutnie by mnie to nie zdziwiło; została zarejestrowana i wydana za jego życia, ale jest w tej muzyce coś takiego duchowego i międzyplanetarnego nieistniejącego na naszym świecie, te wolne improwizacje są grane z taką pewnością i lekkością, że wierzę, że w muzyków mógł wstąpić duch święty lub inna wyższa siła żyjąca w metafizycznych sferach, kojarzę że bohater tej płyty zresztą chyba przyznawał kiedyś coś takiego. W tych uniesieniach nie tylko jest ta duchowość, ale i jakaś zaduma nad przechodzącym życiem, te dźwięki stają się dosyć smutne kiedy przenoszą słuchacza w bezczasowy bezkresny wymiar, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość jednocześnie. W pełni instrumentalna muzyka właśnie w tym jest świetna, że nie daje prostych odpowiedzi i daje szeroki wachlarz do interpretacji odbierającemu. Ta muzyka jest bardzo piękna, ale jednocześnie jest w niej też coś niepokojącego.

Ulubione: obie wariacje Ghosts

15. Tool - "Lateralus" (2001)

Obrazek

Mój pierwszy kontakt z Toolem nie był najlepszy, grałem w Guitar Hero: World Tour i przyzwyczajony do heavy rockowego czy innego nu metalowego łomotu nie doceniłem ich muzyki, wydawała mi się nudna i sztywna, ale jakiś czas później jak do niej wróciłem to kliknęło. Wróciłem, bo zdarzało mi się myśleć o tym zespole i coś po prostu do niego mnie ciągnęło, dlatego dałem mu kolejną szansę i polubiłem, a z czasem pokochałem, tę enigmatyczną atmosferę. W rzeczy samej, instrumentaliści są bardzo utalentowani, aby przede wszystkim wskazać na sekcję rytmiczną, nie bez powodu Danny Carey jest uznawany za jednego z najlepszych perkusistów swojego pokolenia, a nawet i w ogóle, ale to klimat jest największą zaletą tych albumów, czy tego, który wstawiłem do tej topki czy innego "10,000 Days" czy "Aenima". Uważam, że każdy album narzędzia jest wyśmienity, łącznie z "Fear Inoculum", na które też tak jak i wiele innych osób psioczyłem przez jakiś czas, ale w końcu się do niego przekonałem i lubię to co się tam znajduje. Nieważne jak technicznie świetni byliby muzycy to nie spodoba mi się ich muzyka dopóki nie będzie wystarczająco intrygująca, a Tool zupełnie nie zaintrygował mnie techniką, dopiero potem zwróciłem uwagę na dekoncentrującą rytmikę jak już lepiej pojąłem jakieś teoretyczne aspekty muzyki, ale to jaki nastrój potrafią kreować jest właśnie zajebiste, taki tajemniczy i jak wspomniałem przy "The Seer", te kompozycje potrafią przenosić człowieka w zupełnie inny wymiar, dzięki tym wschodnim, ambientowym czy okołopsychodelicznym wpływom po prostu nie potrafią brzmieć inaczej niż z jakiejś odmiennej od naszej rzeczywistości.

Ulubione utwory: Ticks & Leeches, Schism, Parabol/Parabola

14. Miles Davis - "Bitches' Brew" (1970)

Obrazek

Poznałem ten album w bardzo podobnym czasie co "Trout Mask Replica " i podziałał na mnie w podobny sposób, nie pamiętam który przesłuchałem w pierwszej kolejności, ale zostałem w pewien sposób olśniony i wydawało mi się to ultra ciekawe i dziwne, absolutnie pokochałem tę płytę od pierwszego odsłuchu. Częściej wracałem do "In a Silent Way", ale w ostatecznym rozrachunku to kocioł szmat wywraca wszystkie poprzednie dokonania Davisa do góry nogami, to jest absolutny szczyt twórczy w jego katalogu i co by nie mówić, świetnie się słucha tego psychodelicznego zrobionego na kwasie jamowania. Yep, oczywiście to kwestia gustu, ale kocham hipnotyczność tego albumu i ta długość działa tylko na jego korzyść, gdyby trwał jakąś połowę krócej to czułbym niedosyt, a tak te półtorej godziny sycą mnie bardzo wystarczająco. Dwa albo trzy razy słuchałem "Bitches' Brew" jak się poiłem alkoholem i ta muzyka przy procentach to było naprawdę wspaniałe doświadczenie, lecz w rzeczy samej nie potrzeba żadnych używek, aby docenić te eteryczne nagrania i oczywiście nikomu tego nie polecam, te dźwięki się bronią same z siebie bez żadnych wspomagaczy.

Ulubione utwory: Pharaoh's Dance, Bitches Brew
https://borderlineissues.bandcamp.com/


Wróć do „Ankiety”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości