No to tak o Dublinie pisac juz nie bede bo chyba pisalem a jak nie to bylo juz to dawno i nie prawda
BUDAPESZT
Zaczelo sie typowo rockandrolowo dzien przed koncertem bo impreza w hotelu potoczyla sie tak, ze obudzilem sie w sobote w hotelu tej samej sieci, ale nie dokladnie w tym samym w ktorym mialem pokoj
Potem szybkie zwiedzanie miasta, zeby rozchodzic kaca.....upal na taki stan umyslu jaki prezentowalem tego dnia nie byl najlepszym przyjacielem
Na miejsce festiwalu dotarlismy dosc pozno, bo weszlismy tam chyba jakos po 19. troche po 20 zaczalem wyprawe pod scene. jesli mnie pamiec nie myli maiden zaczelo rowno o 21 i dosc szybko znalazlem sie w drugim rzedzie i juz tam zostalem do konca koncertu.
Na wickermanie dzwiek byl slaby, ale generalnie poczatek koncertu i jeszcze na froncie to sie nie dziwilem. natomiast zaraz na poczatku Ghost Of The Navigator wszystko sie posypalo. Jeden z glosnikow na scenie sie zdupil - brzmialo tak jakby poprostu odpial sie kabel i kolumna odkrecona na maxa generowala bolesny dzwiek.........
W tym calym zgielku zespol nie mogl dojsc do tego ktory to glosnik tak wyje. bruce latal po calej scenie i po kolei nasluchiwal skad ten ryk. W ogole w szoku bylem ze oni sa w stanie w tej masakrze tam odegrac ten kawalek do konca i jak sie Bruce w tym z tekstem znalazl, bo ja kompletnie nie wiedzialem w ktorym momencie utworu sa. Dopiero na sam koniec udalo sie odciac zepsuty glosnik, tak wiec GOTN kompletnie zmarnowany szczegolnie dla tych pod barierka po lewej stronie. Potem wiele lepiej nie bylo. Pomimo ze bylem po stronie Dave'a to na takim Benjaminie ledwo slyszalem jego solowa gitare, ktora robi zazwyczaj taki super klimat tego kawalka na poczatku :/
Potem jakby lepiej juz bylo, wystarczajaco jak na pod scena, ale slyszalem ze w tyle zespol byl poprostu za cicho. Szkoda szczegolnie dla tych osob co mogli zobaczyc Maiden tylko raz wlasnie na tym koncercie.
Po koncercie wracalismy do hotelu na piechote i zeszlo nam z tym do godizny 1. Dlatego nie zdecydowlaismy sie juz jechac do hotelu gdzie spal zespol. Potem tego zalowalem, bo kilka osob co tam bylo a wybieralo sie jednoczesnie do Rumuni dostalo od samego Dave'a backstagepass'y. Mnie na nich nie zalezalo, ale sobie pomyslalem ze moze bym ugral cos w sprawie Udine, ktore chcialem zrobic, a bylo niestety sold out.
RUMUNIA
Wyjechalismy z malym poslizgiem, ale nei bylo strachu. W polowie drogi Madril sie zle poczul, pewnie zaszkodzila ta woda rpsto z dunaju podawana na Sziget. No i dobrze ze ja jednak nie poszedlem na impreze z zespolem, bo przynajmniej moglem go zmienic za kolkiem.
Do Cluj dotarlismy jakos przed 16. Wlasciwie tylko zakwaterowalismy sie w hostelu , polecielismy zjesc cos na miasto i udalismy sie w kierunku centum handlowego. Ja jeszcze probowalem w miedzyczasie kupic maskotke wampira,ktorego zamierzalem wrzucic na scene przed blood brothers, ale ze byla niedziela wiekszosc sklepow byla pozamykana i nie udalo mi sie nic znalezc.
Na miesce koncertu dotarlismy juz chyba dosc sporo po otwarciu bram bo na parkingu w srodku bylo juz wiele osob. Zmartwilo to nas bo byl;ismy przekonani ze na opaske pod scene sie juz nie zalapiemy. Okazalo sie ze jednak wiekszosc osob, nawet nie zamierzala isc pod scene, wiec jeszcze jakims cudem sie zalapalismy na miejsce pod scena.
Sam koncert jesli chodzi o dzwiek duzo lepiej niz w Budapeszcie, kilka bledow bylo, podobno Bruce pomieszal wszytsko w dance of death - ja tam tekstu za dobrze nie znam wiec nie zauwazylem. Natomiast zauwazylem za janickowi sie ciezko bylo skoncentrowac na tym co ma grac.........hehe no impreza w budzie go musiala dosc zmeczyc
Na koncertcie bylo sporo przypadkowych ludzi, bo bilety mozna bylo dostac za darmo robiac np zakupy za odpowiednia kwote. Pod scena byli jednak fani i jak dla mnie bylo super.
Po koncercie dosc dlugi powrot do hostelu, bo ciezko bylo zlapac jakas taksowke, poszlismy jeszcze na kilka piwek do rumunskiej knajpy. Generalnie musze wspomniec o niesamowicie przyjaznym nastawieniu miejscowych. Bylismy tam krotko,a le gdziekolwiek nie poszedlem, ludzie byli bardzo mili, sprawiali wrazenie jakby sie cieszyli ze ktos z daleko w ogole tam przyjechal.
ja ostatecznie wtedy podjalem tez decyzje ze nie jade do Udinese. Nie chcialem jechac i nie miec pewnosci czy sie dostane, a przeplacenie u konikow nie wchodzilo w gre.....
Szkoda, bo jeszcze potem sie okazalo ze mam wygrane FTTB na ten koncert
W poniedzialek wylecialem z Cluj do Katowic z szybka przesiadka w Forli we wloszech. mialem na nia tylko troche ponad godzine, wiec istnialo ryzyko ze utkne tam, wtedy pewnie juz z braku innej mozliwosci pojechalbym do udine. Stety albo niestety wszystko poszlo sprawnie i wieczorem w poniedzialek bylem w domu. Wtorek odsypialem a w srode kolejny wyjazd
PUKKELPOP
Dobrze ze PKP jezdzi z opoznieniami bo nie zdazylbym na pociag, a lecialem w srode w nocy z Wroclawia. Na lotnisku w Charleroi bylem okolo 23, i nie pozostawalo mi nic jak tylko dokimac jakos do rana zanim pojade na miejsce festiwalu. Noc jednak do cieplych nie nalezala i nawet w srodku terminala umieralem z zimna :/ No ale coz zrobic. rano juz bylo lepiej, podjechalem busem do dworca kolejowego zrobilem zakupy sniadaniowe i stamtad juz za darmo pociagami do Kiewit. Bilet jednodniowy na festiwal kosztowal nie malo bo 80 euro, ale jak wziasc pod uwage ze na terenie belgii dojazd dla p[osiadaczy biletu jest za darmo to ta cena wydaje sie bardzo dobra.
Jechalem do Kiewit pociagiem wypelnionym szczelnie fanami , tyle ze dziwnym odsc uczuciem bylo to, ze tylko ja tam jechalem na Iron Maiden. Smieszne to dosc bylo, mysle ze na calym festowalu moze z 10% osob bylo tam dla koncertu Maiden.
Przynajmniej koncert obejrzalem sobie z drugiego rzedu zupelnie na lajcie bo przedemna staly tylko jakies dzieciaki czekajace na koncert Placebo, ktore gralo po Maiden (tez smieszna sprawa). Dlatego Maiden zaczelo grac dosc wczesniej i przez wiekszosc koncertu bylo jasno. Jako ze tych fanow za wiele nie bylo to np Adrian rzucal kostki nieustanie w moim kierunku, niestety tak niefortunnie, ze zawsze jakos w ostatniej chwili zmienialy tor lotu i ladowaly gdzie indziej, albo w fosie i tam juz zabierala je ochrona wsrod ktorej wiekszosc gosci byla fanami maiden, bo praktycznie caly koncert pod nosem spiewali teksty razem z publika
Po koncercie spotkalem sie z Widelcem, ktory w ostatniej chwili postanowil przyjechac i kupowal bilet od konikow (festiwal byl sold out!!) Dobrze, ze podrzucil mnie na lotnisko, bo czekajac na pociag w Kiewit, gdzi enie bylo hali dworca to bym chyba w nocy sie pochorowal z zimna.
VALENCIA
W piatek kolo 15 wyladowalem w Valencii. Pokrecilem sie troche po miescie, spotkalem znajomych. Potem wieczorem wybralismy sie do knajpy. tym razem namowilem znajomego irlandczyka ze jak zawsze on lata po irish pubach to tym razem idziemy do polish pubu, poleconego przez dziewczyne z recepcji, ktora oczywiscie byla polka - wszedzie nas pelno jak widac. No ale jakos tak wyszlo ze w drodze do tej polskiej knajpy irlandczyk przekonal mnie ze warto wejsc na jedno piwo do irish pubu zobaczyc co sie dzieje i wypytac czy moze zespolu tu nie ma. W pubie bylo pusto i nic nie zapowiadalo zeby tu cos sie mialo dziac. Ale na jedno piwo usiedlismy, gdy nagle ni stad ni z owad obok mnie stoi Janick i kupuje browary
Zachowujac zimna krew powiedzielismy tylko czesc i tyle. Pogadalismy jeszcze troche z innymi fanami, ktorzy sie tam zjawili i zgodnie z planem poszlismy do polskiego baru na kilka piwek z zamiarem powrotu jak sie sytuacja rozkreci. Zawsze sie zastanawialem co to znaczy Polish Pub
Generalnie w tym przypadku knajpa z Polska miala tyle wspolnego, ze wlasciciel byl Polakiem, ale bylo to naprawde przyjemne miejsce i w porownaniu jak w irish pubie male piwo kosztowalo 3,5 euro to tutaj juz tylk 2 euro. A ze wlasciciel byl goscinny to do kazdego piwa dostawalismy jeszcze darmoego shota .
Po 4 takich piwach juz na pelnymluzie wrocilismy do irish pubu i tam siedlismy przy stoliku z Janickiem , ekipa techniczna i kilkoma fanami i nikt w ogole o to napinki nie zrobil. najzwyczajniej siedzielismuy i gadalismy o jakis pierdolach. Troche o tym co technicy zamierzaja zrobic w zwiazku z tym ze jutro jest ostatni koncert trasy i takie tam
Potem impreza sie tylko rozkrecala.
Tyle moge powiedziec
Poranek byl oczywiscie ciezki, kolo 13 pojechalem juz pod miejsce koncertu. Dochodzilem powoli przyjmujac duze ilosci plynow. Takiego upalnego dnia z koncertem to jeszcze nie pamietam. Duzo mi pomogl kapelusz ktory poprzedniego dnia dostalem od Janicka - gejowski taki, ale coz zrobic. Powiedzieli zeby przyjsc w nim na koncert to przyszedlem
No i pozatym okazalo sie to zbawienne na tym sloncu.
Wygralem FTTB i w poscie dostalem informacje ze mam byc pod bramami o 16:30. troche przegieli bo wpuscili nas dopiero po 18. Duzo ludzi nie wytrzymywalo tego upalu. Potem w srodku jak juz ludzie stali pod scena to popierwszy kilkunastu minutach ochrona musiala wyciagac z tlumu nieprzytomne osoby. Omdlen bylo cale mnostwo. Wiadomo sporo bylo dzieciakow, ktore przed koncertem pewnie zamiast wody pily piwo i tak sie to skonczylo.
Ja mialem idealne miejsce w koncu pod barierka na samym srodku. Im blizej wieczora tym sie zrobilo przyjemniej i chlodniej, przyszla lekka bryza od morza i koncert ogladalem w idealnych warunkach. O dziwo porywczy hiszpanie w ogole nie pchali i nie trzeba bylo specjalnie walczyc zeby utrzymac sie na pozycji. Kilka klopotow technicznych bylo. Steve mial kilkakrotnie jakis problem ze swoim basem i sporo sprzezen na mikrofonie Becura, pozatym dla mnie chyba najlepszy koncert na tej trasie, moze Dublin sie moze z tym porownywac bo byl w hali, a ja takie koncerty preferuje.
Na Running Free postanowilem oddac jankowi kapelusz i wrzucilem mu go pod nogi. oczywiscie go zalozyl. Po chwili z backstagu pozostali 3 gitarzysci tez dostali po jednym na glowie i tak panowie zakonczyli elegancko w melonikach trase na ten rok
http://www.youtube.com/watch?v=BuvzZcf9vmQ od 4min30sek zaczyna sie cala akcja
PO koncercie zepsol uciekl na lotnisko i odlecial. Mysmy siedzieli w tym samym pubie co dzien wczesniej, bylo tam pare osob z ekipy maiden. Potem jeszcze po zamknieciu pubu balowalismy na ulicach walencji do 6 rano.
Tak swietnie nam szlo, ze zaspalem na poranny pociag do Madrytu. Potem sie okazalo ze wszystkie ekspresy nie maja miejsc i nie mam jak dojechac na samolot. W koncu w znalezli mi jakie polaczenie z przesiadka i w Madrycie bylem o 19:15. Tam sie dowiedzialem ze mi sie pomieszaly godziny odlotu i zamiast 23 (tak jak myslaem) to odlot mam 20:25 a bramki zamykaja 19:55. Po przeanalizowaniu sytuacji i stwierdzeniu ze metro musze 3 razy zmieniac zeby dotrzec na lotnisko podjalem decyzje ze jedyna szansa to taxi. Bylo jak na filmie kevin sam w domu
Do taksiarza mowie senior rapido rapido i gnalismy momentami nawet 170kmh. Z 20-25 minut kotre podawal taksiaz jako czas przejazdu zrobilo sie tylko 15
Na lotnisko wpadlem jak torpeda, przepchalem sie przez odprawe bepieczenstwa i biegiem jak na wspomnianym filnie do bramki............po czym okazalo sie ze moj lot jest ponad 1h opozniony!! Moglem spokojnie metrem dojechac za 2 Euro zamiast za 30 taksa
No ale taki lajf, rownie dobrze moglem utkwic tam na dobre i musiec kupowac nowy bilet lotniczy za pewnie jakies 200 euro
lot z Madrytu mialem do Frankfurtu tam jeszcze na kilka godzin postanowilem odwiedzic Luxemburg i wieczorem wponiedzialek przylecialem do Katowic totalnie wykonczony, ale jak najbardziej szczesliwy.
teraz pozostaje tylko splacic dlugi i zaczac zarabiac na nastepna trase
To chyba na tyle. wiem ze haos ale mi sie nie chce redagowac tego teraz. Jakies foty wrzuce pozniej bo jeszcze ich nie zgralem