Był to pierwszy album na który czekałem, no to tyle, zobaczymy jaka ocena będzie.
Wicker - Zaczyna się z przytupem, wokal Dicka w bardzo dobrej formie. Refren nie robi już takiego wrażenia jak kiedyś. Jeszcze co do produkcji albumu, to nawet daje radę. Solo Adriana nic specjalnego, dobre dla 12 letnich kuców. I znowu ten refren, zamiast np jakąś trąbkę dać . 5,5/10
Ghost - pitolenie na początku? - do wora. Riffy niby agresywne, ale takie miękkie to to. Dickinson nawet dobrze wyje, następnie przechodzimy w refren (zbyt słodki jak na mój gust) Solo mizerne, Gers to nie jest dobry wymiatacz. I znowu ten refren, meeen ile można... 5,5/10
Tytułowy - Fajny, nastrojowy początek. Refren beznadziejny. Solówki może podciągną ocenę. Pierwszy Janick - ujdzie. Dave - chłop wymiata (to jeszcze jego dobre lata) 5,5/10
Blood Brothers - Refren fatalny, reszta wcale nie lepsza, gitary grają jakby puszczały pule. Solo Dave'a niestety nic specjalnego. Janick wypada lepiej w solówkach w tym utworze, i znowu ten męczący refren :/ 3,5/10
Mercenary - Konkretny początek, bas fajnie klekocze, zespół podkręca tempo (może w końcu będzie wyższa nota) ale refren wszystko psuje. Dave - meen, dobry shred (jak na razie najlepsze solo na płycie zaraz za BNW) no i mamy Adrianka też, takie sobie, gorzej niż jego koleżka. 5/10
Dream - Początek strasznie leniwy, można usnąć. Dickinson śpiewa z feelingiem, to chociaż na plus. Okolice 3 minuty, no coś się zaczyna dziać. Refren daję radę (nareszcie) znowu to usypianie, to w sumie taka pół-ballada. Wracamy na właściwe tory. Mamy nawet patatajowanie, Dickinson dobrze śpiewa. Podoba mi się tutaj gra Nicko. Janick - takie dziwne solo w sumie, ale chłop jeszcze coś ciekawego wtedy potrafił tworzyć. Jeszcze raz refren (zupełnie niepotrzebnie już) i kończymy. 5,5/10
Angel - Kolejny szybszy numer (szkoda, że tak mało razy grany na żywo) refren nie powala, ale to norma na tym albumie. Solówki ciekawe, najlepsza Dave'a oczywiście, najgorsza Gersa. Ostatnie 15 sekund najlepsze, Dickinson fajnie wyciąga. 5,5/10
Nomad - nic mnie to nie interesuje, że to w pewnym momencie plagiat. Orientalne gitarki, to coś co lubię. Kiedyś dawałem temu wałkowi 10/10 zobaczymy jak będzie teraz. Refren nie jest najgorszy, ale nic odkrywczego. Solówki dają radę (zwłaszcza Murray, ale to norma na tym albumie) no i ten wolny moment, kij, że plagiat, mnie się podoba

ale później już nie, bo w ok 7 minuty prawie przysnąłem. 5,5/10
Planeta - Nie cierpię takich riffów (wiadomo, że Gers, to się nazywa wesołkowata patajka) ale zapomnijmy o tym. Dickinson śpiewa ciekawie, szkoda, że mało wykonywany na żywo, bo wałek ma potencjał na przebój (w końcu był singlem) refren taki sobie, trochę mi się kojarzy z OtGDY. Solo Janicka kiepskie. Ostatnia minuta zbędna, bo powtarza się tylko jeden wers. 5,5/10
Thin Line - Też 10/10 dawałem kiedyś, nie będę ukrywać, że to był mój faworyt na krążku. Znośny początek, dobry refren. 4 minuta zaczyna się najlepszy moment utworu. 4:49 - Dave Murray, kolo rozjebał system. Dobra gra Nicko. Znowu ta boska gitara i boski wokal Bruce'a. Jeszcze jedno solo, fajna gra instrumentalistów. I następne solo, dobry feeling. Bruce emocjonalnie śpiewa nazwę kawałka i to już koniec. 6,5/10 - a niech mają xD
Średnia końcowa, 5,35/10, no i styknie, najlepszy album od czasów Reunion (chyba, że Frontier go u mnie pobije)
Podsumowanie: Wielki powrót Iron Maiden, ale po latach płyta traci (największą zmorą dla mnie jako słuchacza są częste powtarza refrenu) przeciętniak jeśli chodzi o Iron Maiden. Okładka ostatnia bardzo dobra imo.