Pearl Jam

Dyskusje o innych zespołach i albumach

Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM

Deleted User 4876

Re: Pearl Jam

Postautor: Deleted User 4876 » pn lip 01, 2024 2:20 am

qwa, brałem bezzwrotnego PeKaPe :/ eh... najpierw Boss, teraz Edek...:/

Awatar użytkownika
kam
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1755
Rejestracja: pt gru 02, 2011 5:27 pm
Skąd: Stolica

Re: Pearl Jam

Postautor: kam » pt lip 05, 2024 4:22 pm

Jutro pierwszy z dwóch koncertów w Barcelonie. Kolejny w niedzielę. Póki co brak info o odwołaniu, więc chyba Eddie już zdrowy.

Awatar użytkownika
kam
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1755
Rejestracja: pt gru 02, 2011 5:27 pm
Skąd: Stolica

Re: Pearl Jam

Postautor: kam » sob lip 06, 2024 9:39 am

Dzisiejszy koncert się odbędzie :) Dopiero 3 gig na europejskiej trasie...

Awatar użytkownika
kam
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1755
Rejestracja: pt gru 02, 2011 5:27 pm
Skąd: Stolica

Re: Pearl Jam

Postautor: kam » ndz lip 07, 2024 9:48 am

I pierwszy z dwóch koncertów w Barcelony zrobiony.

https://www.setlist.fm/setlist/pearl-ja ... ba788.html

Spoko set, tym bardziej, ze trafila się perełka w postaci 'Life Wasted'. Rzadko grany numer - w ostatnich 7 latach tylko 4 razy, kiedy to w tym czasie PJ zrobili blisko 100 koncertów.

Deleted User 4876

Re: Pearl Jam

Postautor: Deleted User 4876 » pn lip 08, 2024 3:44 am

tymczasem kurwie z livenation germania za bilet kasowali 174,5 ale oddają już tylko 161,5 - no bo przecież kasa się musi zgadzać czy gig się odbył czy nie... ponad 30 tysięcy biletów na dwa gigi sprzedane. i cyk 330 k ojro za nic.

Awatar użytkownika
johnny_o
-#Weekend Warrior
-#Weekend Warrior
Posty: 2727
Rejestracja: śr sty 24, 2018 10:28 am

Re: Pearl Jam

Postautor: johnny_o » pn lip 08, 2024 9:32 am

No jak to za nic? Za trzymanie kasy, opłaty serwisowe i manipulacyjne które są od sprzedanego biletu a nie odbytej sztuki. Standard.

Deleted User 4876

Re: Pearl Jam

Postautor: Deleted User 4876 » pn lip 08, 2024 9:50 am

no ale na fakturze masz 172 ticket i 2,5 eur booking fee. I tyle. Żadnych opłat serwisowych. Także kurwie kradną sobie jawnie.

Awatar użytkownika
johnny_o
-#Weekend Warrior
-#Weekend Warrior
Posty: 2727
Rejestracja: śr sty 24, 2018 10:28 am

Re: Pearl Jam

Postautor: johnny_o » pn lip 08, 2024 11:37 am

No to trochę gorzej, ale nadal bez zaskoczenia.

Awatar użytkownika
Recit The Thornographer
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 571
Rejestracja: ndz paź 15, 2006 6:54 pm
Skąd: Midian

Re: Pearl Jam

Postautor: Recit The Thornographer » pn lip 08, 2024 12:24 pm

Szkoda, że fani i artyści im na to pozwalają. Livenation wiemy wszyscy jakie jest, a ludzie wciąż lgną na koncerty.

Awatar użytkownika
kam
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1755
Rejestracja: pt gru 02, 2011 5:27 pm
Skąd: Stolica

Re: Pearl Jam

Postautor: kam » pn lip 08, 2024 2:58 pm

Czyli paskudne zachowania LN to nie tylko domena polskiego branchu. No cóż...

A tymczasem dziś drugi gig w Barcelonie, a w czwartek Madryt i potem Lizbona, a na te ostatnie 2 gigi z trasy sie wybieram. Z tego co widzę to dostali sloty na prawie 2h na obu festach, więc zagrają niewiele krócej niż na swoim regularnym koncercie, gdzie są scenie 2h 20-25 min.

Awatar użytkownika
kam
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1755
Rejestracja: pt gru 02, 2011 5:27 pm
Skąd: Stolica

Re: Pearl Jam

Postautor: kam » wt lip 16, 2024 12:53 am

Będąc w Madrycie i Lizbonie zaliczyłem swój 10 i 11 koncert Pearl Jam. Cała europejska trasa ultra krótka, bo tylko 6 koncertów (9 było planowanych, ale 3 zostały odwołane). Tym samym ja byłem na 3 gigach, czyli zaliczyłem połowę trasy. Ale po kolei.

Dzień 1.
Lot do Madrytu miałem o 5:45, więc pobudka o 3. Niestety z racji ostatnich stresów w życiu oraz faktu, że się niestety podziębiłem to nie mogłem zasnąc. Stało się to dopiero o 2, więc miałem ledwie godzine snu. W Madrycie byłem przed 10, więc szybkie ogarnięcie się i transport z lotniska, sklep i liczenie, że wpuszczą mnie do hotelu przed oficjalnym check-in time. Tak się stało i chwilę przed 13 byłem już w pokoju, wykąpałem się i w kimę na 90 min, żeby choć trochę zyskać energii na festiwal, który odbywa się w ciężkim hiszpańskim upale (w słońcu ponad 40 stopni).

Dotarcie na festiwal bez problemu, byłem tam rok temu, więc wiedziałem co i jak. Natomiast coraz gorzej się czułem. Bolała mnie głowa i ogólnie byłem osłabiony z racji postępującego podziębienia i tego niewyspania. W każdym razie fest zacząłem od Larkin Poe. Bluesowo-rockowe granie w wykonaniu dwóch sióstr, dość ładnych. Gdyby to były jebane grubaski to bym ominął występ szerokim łukiem. A tak to było spoko do posłuchania, ale tyle. Wątpie, zebym poszedł ich na solo koncert, a grały te panie w Wawie już kiedyś i pewnie ponownie zawitają. Bezpośrednio po Larkin Poe nadszedł czas na The Heavy - bardzo lubię ten zespól i długo czekałem na ich występ. Słucham ich od wielu lat i serio nie wiem dlaczego nikt ich jeszcze do PL nie ściągnął. I The Heavy dowieźli solidny, godzinny koncert, fajny set i dość żywiołową publiką. Podobało mi się to w opór.

Niestety zacząłem się już czuć źle. Do tego stopnia, że kolejny koncert, czyli występ Michaela Kiwanuki zaliczyłem leząc na ziemi, patrząc się w trochę w niebo, a trochę w telebim i na scenę. Pełna chillerka. Widziałem go już kiedyś i nawet lubię te jego płyty, ale momentami trochę przynudzał. Niemniej wytrwałem do końca gigu i nastąpił czas decyzji, żebym się kurwa ogarnął, bo była już prawie 21, a Pearl Jam wchodził o 22:40. Także szybkie napojenie się, jedzenie i jednak wycieczka do punktu medycznego, bo czułem, ze jestem rozpalony i mam przynajmniej stan podgorączkowy. Słabo juz byłem ze mną, trochę już miałem wrazenie ze mna telepie i zwyczajnie nie dałbym rady dalej bez jakiegoś tabsa albo nawet placebo, żeby organizm myslal, ze coś mu pomagam w tej sytuacji. W każdym razie podchodzę do ratownika medycznego, mówię, że mnie głowa (nie chciałem mówić, ze gorączka itp) i że chcę ibuprofen, oczywiście typ po angielsku ani w ząb, więc woła swoją hiszpańską kolezanke, która po angielsku coś tam gada. Przetłumaczyła gościowi o co chodzi, a on, że ibuprofen to nie, ale ze da mi "grande" paracetamol i pokazuje dłonmi, że to rzeczywiscie ma byc "grande" tabletka. I taką babeczka mi przyniosła, rzeczywiście kobyła z tego tabsa.

Do Pearl Jam został ponad godzina więc udałem się już bliżej sceny, żeby zająć sensowne miejsce, blisko i z dobrym widokiem. W miare upływu czasu czułem jak "grande" paracetamol mnie stawia na nogi i po godzinie od zazycia czułem się już naprawdę OK. Nie wiem co ci Hiszpanie mają w tych swoich tabletkach, ale nasz Apap to gówno i syf w porównaniu do ich medykamentów.

Pearl Jam wbił spóźniony o dobre 15 min (podobnie zrobili w Dublinie), ale tutaj problem taki, że slot czasowy mają od do, wiec mogło to poskutkowac krótszym gigiem. Zawsze jak wchodza na scenie to się jaram czym zaczną i w którą stronę będą szli w koncertem. Czekałem na jakieś mini niespodzianki i nie zawiodłem się, ponieważ grając Daughter często przedłużają ten utwór, bo w outro wrzucają fragmenty innych piosenek, np. Another Brick in The Wall albo Give Me the Cure od Fugazi itp. Marzyło mi się w końcu usłyszeć W.M.A. i to się stało. Kocham ten kawałek i biorąc pod uwagę, że grali na żywo w całości ledwie 18 razy w całej karierze (w Europie tylko 1 raz w 2022!) to nawet te 1,5 minuty outro Daughter z tekstem W.M.A. sprawiło, że cieszyła mi się japa. Drugą niespodzianką było wykonanie Unthought Known z zapomnianej, bo krotkiej jednak płyty Backspacer z 2009. I też grają rzadko ten numer. Od 2015 ledwie 27 razy a odegranie go na Mad Cool było pierwszym razem w tym roku, czyli tzw. Tour Debiut. Sam Eddie wydawał się być w dobrej formie, standardowo próbował mówić w języku kraju, w którym się znajduje i szło mi nawet-nawet po tym hiszpańsku (na pewno lepiej niż po polsku). Na Encore zabrakło Setting Sun, choć był on na setliscie, ale to że nie zagrali tego tłumaczę po prostu brakiem czasu.

https://www.setlist.fm/setlist/pearl-ja ... ba616.html

Po koncercie, który się skończył w okolicach 1 w nocy czekała mnie wycieczka do hotelu oddalonego o około 15 km od miejsca festiwalu. On się odbywa de facto na obrzeżach miasta, jest tam końcowa stacja metra, które przywiozło mnie do centrum. Przesiadłem się w inną linię, aby podjechać jeszcze kawałek i tym samym skrócic nocny spacer na Madrycie z 4,5 km do 3 km. W hotelu zameldowałem się koło 2:30, co oznaczało szybkie kąpanie, wzięcie Apapu Extra z dupy, która ma się nijak do mocy "grande" paracetamolu z hiszpańskiej ziemi i położenie się spać. Pobudka była już przed 7.

Taka uwaga, że Hiszpanie kiepsko mówią po angielsku więc serio za kazdym razem gdy podbijałem po colę/wodę na festiwalu, pytałem jakieś laski w InfoPoint o coś czy w końcu robiłem check-in w hotelu to te wszystkie panny na końcu mnie przepraszały za swój angielski, lol. Celowo zagaduje zawsze do dziewczyn, bo po co mam z facetami gadać jak jestem na solo tripie.

Dzień 2.

Przed 7 byłem już na nogach, żeby zjeść śniadanie i chwilę po 8 wyruszyć z hotelu na lotnisko, gdzie czekał mnie lot do Lizbony na kolejny festiwal. Na szczęście Pearl Jam grał dopiero w sobotę, więc miałem cały piątek, żeby się doprowadzić do porządku. Czułem się już lepiej, ale wjechał mi katar i generalnie zatkany nos, czego nie znoszę. Na szczęscie prewencyjnie wziałem ze sobą krople, które mnie ratowały w tej sytuacji.

Lot do Madryt-Lizbona trwał 1h 20 min, ale jest różnica czasu -1h. Zatem startując o 11:00 z Madrytu byłem w Lizbonie o 11:20 czasu lokalnego. Ta dodatkowa godzina mnie nie cieszyła zbytnio jednak, bo byłem po 2 nieprzespanej nocy. Po szybkim wyjściu z lotnisku obrałem azymut z buta na oddalony o okolo 2,5 km pensjonat po drodze zaliczając sklep i upewniając się, że będe wpuszczony przed oficjalny check-in o 14. Chwilę po 13 byłem na miejscu, więc podobnie jak w Hiszpanii czas na prysznic i spanie. Dziwilem się czemu w pokoju mam klimę na ścianie i jednocznieśnie jakiś wentylator powietrza na ziemi, który był włączony kiedy wszedłem do pokoju. Wyłączyłem go w pizdu, ale swój błąd zrozumiałem w nocy, o czym za chwilę. Po szybkim reście, który trwał niecałe 2 godziny czas był wyjść na miasto w celu zjedzenia obiadu i udania się na festiwal, który był dla mnie obcy (Mad Cool znałem jak już wspomniałem) - nie znałem dojazdu itp. Przeglądając restaurację na Google zobaczyłem, że blisko metra, do którego muszę iść jest włoska knajpa, która się jak okazało była prowadzona przez panów proweniencji ewidentnie hinduskiej, którzy przybyli na portugalskiej ziemią. Poniewaz nie jestem rasistą (nie lubię tylko grubasek i Ukrainców) to opierdoliłem tam bardzo dobrą pizzę ogladając powtórkę meczu Niemcy-Hiszpania z Europie.

Po tym udałem się już na festiwal czując, że Apap Extra wzięty rano już ze mnie schodzi. Początkowo miałem plan zostać na terenie festiwalu do połnocy, tj. do zakończenia koncertu Michaela Kiwanuki, ale zacząłem już wątpić w ten scenariusz. Po wbiciu na teren festu od razu dało się odczuć, że jest on sporo mniejszy od Mad Cool w Madrycie, o czym wiedziałem wcześniej. Jednak skala te różnicy mnie zaskoczyła. Niby spoko bo bardziej kameralny festiwal, ale jednak z drugiej strony przy dniu, który jest sold-out może być trochę ciasno (Pearl Jam wyprzedał swój dzień na NOS Alive już w grudniu 2023 roku, krótko po ich ogłoszeniu - ja sam nie zdązyłem kupić jednodniowej wlotki, wiec musiałem kupić dwudniową, tj. 12-13 lipca, żeby móc w ogóle zaliczyć PJ). Fajnie, że jedna ze scen, gdzie odbywały się koncerty była zadaszona (coś na kształt Tent Stage na Openerze, choć sporo mniejsza powierzchnia). Tam też się udałem na widzianych wczoraj Larkin Poe oraz The Heavy. Pierwszy z tych bandów, czyli siostry z gitarami nawet mnie przekonały do siebie bardziej, może też wpływ na odbiór miało to, że czułem się mimo wszystko lepiej niż dnia wczorajszego. Po nich już grali moi ulubieniu The Heavy, gdzie znowu koncert był pełen energii, zabawy i przede wszystkim dobrej muzy. Publika oczywiście mniejsza i nie bawili się ludzie tak jak w Madrycie, ale nie przeszkadzało to w odbiorze. Z racji krótszego slotu zagrali o 1 utwór mniej niż w Madrycie.

Lizbona jest chłodniejsza niż Madryt, a sam festiwal jest przy samym oceanie, więc czuć tę bryze. Mi to nie było na rękę, bo będąc podziębiony odczułem ten wiatr dużo mocniej niż inni. Było mi juz po prostu zimno, ja krótkie spodenki + T-Shrit, a nos zatkany i duże zmęczenie z niewyspania i faktu ciągłego chodzenia - to wszystko robiło już swoje jeśli chodzi o moje samopoczucie. Po The Heavy uznałem, że ide do merchu i kupuje sobie bluzę Pearl Jam, taki typowy hoodie z trasy 2024, ale ciepły i fajnie wykonany. W Dublinie kupiłem T-Shirt z trasy i miałem w planach coś jeszcze, więc spoko, że wjechała ta bluza. W tym momencie było już chyba koło 19 i czas był na występ Nathaniel Rateliff & the Night Sweats, o których wiedziałem niewiele, bo tyle, że blues/folk rock i że made in USA. Natomiast mając bluzę było mi cieplej, więc przetrwałem i ten gig. Poprawnie, ale bez fajerwerków. Może posłucham studyjnie i bardziej się zaznajomię z bandem w najbliższym czasie. Po koncercie miałem duzy dylemat co robić dalej. Z jednej strony ma zaraz grać Aurora, a po niej Michael Kiwanuka, ale z drugiej... jestem tak zmęczony, perspektywa bycia na festiwalu kolejnych 4 godziny oraz około godzinnego powrotu do pensjonatu była słaba, a dodatkowo wkurwiają mnie fani Dua Lipa, którzy już są obecni wszędzie (grała chyba 23:45). Szkoda mi było tej Aurory i Michaela, ale uznałem, że wrócę, odeśpię 2 nocy, żeby następnego dnia być już w pełni sił na ostatni koncert na europejskiej trasie mojego ukochanego Pearl Jam. Także jak pomysłalem, tak zrobiłem, umarłem jak zyłem i wyszedłem z festiwalu po 21 idąc w przeciwnym kierunku niż tłumy dziwnych ludzi walających na Dua Lipa.

W swoim wynajętym pokoju byłem przed 22 i pierwsze co zrobiłem to krople w nochal, żeby odblokować przepływ powietrza i móc zacząć oddychać nosem jak biały człowiek. Szybkie kąpanie, jakaś przekąska i do spania... I tu się kurwa zaczęło. Czuję, że coś jest nie tak, że jakoś się męczę. Przewracam się z boku na bok, mijają kolejne godziny i była chyba 3 nad ranem kiedy już nie dałem rady. Byłem cały mokry, pościel cała mokra. W pokoju nie było gorąco, lizbońska noc jednak chłodna, a ja celowo nie włączałem na noc klimy, żeby sie pogłębiąc przeziębienia. Ale kurwa... nie można być tak spoconym, normalnie lało się ze mnie jakbym wyszedł z basenu. Źle się czuje, boli mnie głowa, bo jednak mocno się odwodniłem. Myśle sobie, ze chyba jednak przeziębienie się pogłębia, wpadam w jakas grypę kurwa w Portugalii, jestem tu sam i zaczałem się po prostu bać o siebie, a najgorsze, że w takim stanie nie dam rady pójść na Pearl Jam... Chwilę później przychodzi trzeźwość, patrzę na wyłączone urządzenie wentylujące, którego obecności nie rozumiałem wchodząc do pokoju kilkanascie godzin wcześniej. Włączam! Okazuje, że w wilgotność powietrza w pokoju to kurwa 88%, woda w powietrzu, w zasadzie trochę jak sauna parowa. Szybko widzę jak wilgotność się zmniejsza, ja sie napiłem i dalej próba kimy, żeby sie zregenerować.

Dzień 3.

Rano pobudka, bo śniadanie i o 11 miałem wykupiony bilet do Ocenarium Lizbońskiego. Ogarnąłem się i stwierdzam, że czuje się naprawdę spoko. Katar prawie zszedł, głowa nie boli, samopoczucie wzglednie dobre, a super porównając do czwartku w Madrycie. Paradoksalnie to wypocenie się w nocy chyba zabiło tę infekcję, którą złapałem. Wszystko ze mnie wylazło. Takie szczęscie w nieszczęsciu ta wilgotność 88% i strach w nocy, że kurwa chyba umieram. Zatem wychodze na miasto na małe zwiedzanko i serio polecam te Oceanarium - to chyba największy tego typu obiekt w Europie i rzeczywiście to akwarium, w którym są rekiny, płaszczki, mnostwo gatunkow ryb to robi wrażenie. Tym bardziej, że można przyglądac jak się one wszystkie tam pływają na różnych wysokościach, z róznych strony. Dobrze zainwestowane 25 euro i fajnie spedzona godzina. Po tym szybki powrót w strone mojego pokoju po uprzednim zaliczeniu zakupów w Lidlu. Czas już powoli się przygotowywać na wypad na drugi dzień festiwalu, gdzie gra Pearl Jam.

Po dotarciu na miejscu czułem sie juz naprawdę super. Żadnego sladu infekcji, więc mogłem się w pełni cieszyć miejscem, gdzie jestem i czekać na Pearl Jam bez martwienia się czy fizycznie dam rade. Na pierwszy ogień poszedł King John, nie znałem w ogóle, ale przyjemnie było posłuchać. To było taki typowy warm-up band, bo większe tematy były później. Po nich poszedłem na chwilę na główną scenę Blasted Mechanism, portugalski band, który chciałby być trochę jak The Prodigy. Straszne gówno w kazdym razie i nie polecam. Wpadłem tylko na jakieś 30 minut, bo i tak miałem w planie iść na Black Honey, który znałem i chciałem ich zobaczyć. Dobry to był koncert, fajny rockowy zespół z takim typowym brytyjskim zacięciem. Wokalistka dobrze ten występ ogarniała, ale niestety chwilę przed planowanym końcem koncertu musiałem już szybko maszerować na głowną scenę ponownie, żeby zobaczyć The Breeders, czyli zespół 3 starszych już pań (serio starszych). To projekt poboczny byłej basistki Pixies, Kim Deal, która w The Breeders gra już na gitarze, a basie jest jakas inna starucha, która przez cały koncert nie uśmiechnęła się ani razu i wygladała po prostu strasznie. Jeśli mieliscie starą i złowieszczą nauczycielke od matmy w liceum, której się baliscie i marzyliscie po cichu, żeby się wyjebała na schodach z kawą, to własnie tak wyglada ta pani na scenie. Mimo tego oraz swojego wieku panie dociągnely koncert do końca (pamietajmy, że faceci starzeją sie jak wino, a baby jak mleko) i był to poprawny występ, który z boku sceny ogladał m.in. Josh Klinghoffer. Mi podobało mi się tym bardziej, że widziałem je na żywo tylko raz (Warszawa 2018), a znam też trochę dyskografię.

Jak wspominałem NOS Alive jest mniejszy niż Mad Cool, więc wiedziałem, że po The Breeders, gdzie stałem dość blisko sceny, muszę szybko ogarnąć kibel, kupno wody i wrócić pod głowną scene, żeby zaklepać sobie fajną miejscówkę. Do Pearl Jam było jeszcze ponad 3 godziny, a przed nimi miał grać Sum41... No nic, szybko zrobiłem co miałem zrobić i wracam polować na dobre miejsce blisko sceny. Tak się też stało, ale niestety zanim dostąpiłem nagrody w postaci Pearl Jam musiałem przetrwac Sum41. Ja pierdolę, Panowie... co to jest za gówno? Kto tego słucha? Ludzie z Sum41 są po 50, stylizacja jakby mieli 16 lat i męcząca punk-rockowa muza w takim miernym wydaniu. No dramat, do tego co chwilę piro i konfetti, co oznaczało sporo syfu, który będzie musiał być posprzątany przed Pearl jam. Strasznie mnie wymęczył ten koncert tego Sum41, cos tam gadał wokalista, że wydają płytę i potem mają trasę pożegnalną i kończa działaność (myśle sobie, o kurwa jak dobrze). Najlepszym momentem tego ich występu to było jak zaczął grać riff ze Smoke On The Water i chwilę potem Seven Nation Army. Mogłem przez 2 minuty przestać słuchać ich chujni przynajmniej. Nie no dramat, jeden z gorszych koncertów jakie widziałem od dawna.

Na szczęscie Sum41 dostali tylko nieco ponad godzinę slotu więc po nich rozpoczeło się odliczanie do ostatniego występu Pearl Jam w Europie w tym roku. W końcu wyszli koło 23:15 (5 min spoźnienia) i zaczeli niestandardowo, bo wjechało Daughter, a po nim od razu Dark Matter (chyba mój ulubiony kawałek z ostatniej płyty). Z niespodzianek to był przed wszystkim utwór Animal, który już słyszałem chyba w 2014, ale i tak rzadko go grają. To było tez pierwsze wykonanie tego utworu na tej trasie, czyli Tour Debiut. Kolejna część setu już bez większych niespodzianek, ale Eddie dużo więcej rozmawiał z ludzmi (także po portugalsku, choć szło mu zdecydowanie gorzej niż z hiszpańskim). Był bardziej wylewny, przepraszał za odwołane koncerty z trasy (Londyn i 2x Berlin) i że mu przykro, bo wie ilu ludzi jeździ za nimi po całej Europie. No i widać było, że się cieszy tym zywiołowo reagującym tłumem. W Dublinie i Madrycie tak nie reagował i nawet powiedział, że publika w Portugalii jest super i że docenia to co teraz się tu dzieje, ze nigdy tego nie zapomni i podkreslil, ze nie mówi tego na kazdym koncercie tylko tam, gdzie rzeczywiscie czuje, ze nie mógłby tak powiedzieć. I widzac Pearl Jam 11 razy mogę zaswiadczyc, ze Eddie nie gada kazdego wieczoru, że publika jest 'awesome'. W trakcie Black, ktory ludzie chóralnie odśpiewali Eddie nawet tak kucnąl i widać było łzy w jego oczach, wzruszył się slysząc to wszystko. Na Encore wyszedl on sam jako pierwszy, zeby wykonac solo Imagine Johna Lennona. Ten cover tez jest rzadko przez niego grany na koncertach Pearl Jam. W calej historii tylko 23 razy, z czego raz w Lizbonie, raz w 2023, a wczesniej dopiero w 2018. Niestety trochę sie zawiodłem widząc setlistę ponieważ zespół brał uwagę, zeby zakończyć koncert wykonaniem Baba O'Riley i przepieknym Indifference (slyszalem tylko raz na zywo ten utwor w Pradze w 2018), ale wybrali jednak standardowe Rockin' in the Free World oraz Yellow Ledbetter. Ale nie narzekam, dla mnie i tak to było super. Chłonałem każdą minutę i kazdy dźwięk wiedząc, że za chwilę zejdą ze sceny i będzie to koniec występów w Europie.

https://www.setlist.fm/setlist/pearl-ja ... ba6e5.html

Po Pearl Jam czekała mnie długa podróż do pensjonatu. Niestety metro w Lizbonie kursuje tylko do 1, a Pearl Jam skończył grać trochę po tej godzinie. Wyjście z festiwalu troche trwało i zanim dobiłem na miejsce było sporo po 3 nad ranem. Także czekał mnie prysznic, włączenie wentylatora, zeby trzymać sensowną wilgotność powietrza i spanie, bo była już niedziela i zblizał się mój powrót do PL wielkimi krokami.

Kontynuując wcześniejszą myśl o jezyku angielskim i komunikacji to muszę powiedzieć, że w Portugalii laseczki nalewające wodę / sprzedające żarcie mówiły dużo lepiej po angielsku, więc jak sie chce to można. Hiszpanie to jednak leniwy naród pod kątem językowym, na to by wychodziło z moich samozwańczych, ale jednak empirycznych badań lingwistyczno-spolecznych.

Dzień 4.
Tutaj całodzienna przeprawa przez Europę do Warszawy. Pierwszy lot miałem po 12, który zabrał do mnie Amsterdamu, gdzie miałem 3 godziny czekania na kolejny lot do Warszawy. Chwilę przed 22 wyladowalem i niecała godzinę później byłem w domu. Zdazylem nawet na ostatnie 10 minut finału Euro. Dobrze, ze ci Anglicy dostali w pizdę.

Sama ta wyprawa zakończyła mój mały maraton koncertowy, który się zaczął na początku lipca:

02/07 - Thievery Corporation (Warszawa
03/07 - Foo Fighters, Maneskin, Tom Morello, Kim Gordon (Gdynia)
05/07 - Metallica, Architects, Mammoth WVH (Warszawa)
07/07 - Metallica, Five Finger Death Punch, Ice Nine Kills (Warszawa)
11/07 - Larkin Poe, The Heavy, Michael Kiwanuka, Pearl Jam (Madryt)
12/07 - Larkin Poe, The Heavy, Nathaniel Rateliff & the Night Sweats (Lizbona)
13/07 - King John, Black Honey, Blasted Mechanism (jakieś 30 min byłem), The Breeders, Sum41, Pearl Jam (Lizbona)

Trochę sie zmeczyłem, bo spania mało, w ciągu 4 dni zrobiłem około 70 km na własnych nogach, ale czuje, że fajnie spędziłem czas i o to chodzi :) Mało rzeczy mnie już cieszy w życiu szczerze mówiąc, ale takie balety dają mi wciąż sporą dawkę energii i poczucie, że zrobiłem coś dla siebie, co po prostu lubię. Teraz chwila odpoczynku i niedługo znowu na robotę, na kolejne koncerty.

Nie wiem czy komuś się bedzie chciało przeczytać to wypracowanie, ale nudziło mi się wieczorem, więc postanowiłem wylać na papier, tzn. ekran swoje przemyslenia dla potomnych. Amen.

pz
-#The Man Who Would Be Spammer
-#The Man Who Would Be Spammer
Posty: 18042
Rejestracja: śr maja 07, 2014 12:56 am
Skąd: z Sanatorium

Re: Pearl Jam

Postautor: pz » wt lip 16, 2024 9:09 am

Grubo popisałeś, ale warto było poczytać. Dobra relacją. Fajnie, że mimo problemów udało się ogarnąć większość planów.


Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: Pearl Jam

Postautor: blackcocker » wt lip 16, 2024 9:57 am

Fajna relacja, lubię takie osobiste relki. The Heavy są przezajebiści, bardzo lubię odkąd usłyszałem w openingu Borderlands 2 ich hit Short Change Hero. Kurwa, to już ponad 10 lat temu... Świetna kapela, bardzo chciałbym ich usłyszeć na żywo.
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.

Awatar użytkownika
Max323
ZASŁUŻONY SANATORIANIN
Posty: 2384
Rejestracja: sob maja 26, 2018 8:58 pm

Re: Pearl Jam

Postautor: Max323 » wt lip 16, 2024 10:13 am

Fajna relacja kam. Podziwiam zajawkę.
A
B
C
D
E

Awatar użytkownika
gumbyy
ZASŁUŻONY SANATORIANIN
Posty: 13303
Rejestracja: śr cze 01, 2005 1:49 am
Skąd: Wrocław

Re: Pearl Jam

Postautor: gumbyy » wt lip 16, 2024 10:31 am

Fajna historia :)
www.MetalSide.pl

nugz
SMERF MARUDA
Posty: 5793
Rejestracja: ndz lip 15, 2018 10:08 pm

Re: Pearl Jam

Postautor: nugz » wt lip 16, 2024 11:04 am

Czyli w skrócie - podobało się.
OK :)

Awatar użytkownika
Recit The Thornographer
-#Ancient mariner
-#Ancient mariner
Posty: 571
Rejestracja: ndz paź 15, 2006 6:54 pm
Skąd: Midian

Re: Pearl Jam

Postautor: Recit The Thornographer » wt lip 16, 2024 12:17 pm

Fajna relacja, dobrze się czytało! Gratuluję świetnej przygody :D

Awatar użytkownika
johnny_o
-#Weekend Warrior
-#Weekend Warrior
Posty: 2727
Rejestracja: śr sty 24, 2018 10:28 am

Re: Pearl Jam

Postautor: johnny_o » wt lip 16, 2024 4:33 pm

Świetnie się czytało, gratuluję wytrwałości i mega przygody.

Awatar użytkownika
kam
-#Moonchild
-#Moonchild
Posty: 1755
Rejestracja: pt gru 02, 2011 5:27 pm
Skąd: Stolica

Re: Pearl Jam

Postautor: kam » wt lip 16, 2024 7:49 pm

O dzieki Panowie za mile slowa, fajnie, ze jednak ktos to przeczytal :) Teraz widze, ze wkradło sie pare literówek i okropnych błędów (np. napisalem wielka litera slowo ukraincy), ale coz, nie bede juz poprawiac. Niech tak zostanie.

Co do PJ to niby zapowiedzili tak niesmialo w komunikacie, ze postaraja sie zrobic mimo wszystko te koncerty w Berlinie, ktore zostaly odwolane przez chorobe Eddiego. Troche w to nie wierze i raczej stawiam, ze kolejna trasa europejska to bedzie 2026 i wtedy napisze na pewno kolejna relacje!

KillersDrums
-#Prodigal son
-#Prodigal son
Posty: 49
Rejestracja: sob lip 27, 2024 12:55 am
Skąd: małopolska

Re: Pearl Jam

Postautor: KillersDrums » sob lip 27, 2024 2:54 pm

Najnowszego albumu jeszcze nie słuchałem, okładka w stylu muzyki Tool. :D


Wróć do „Zespoły i Albumy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości