![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
Upadek Systemu
W grudniu ubiegłego roku do naszych rąk trafił album jednej z najważniejszych kapeli XX i początku XXI wieku. Mowa oczywiście o nikim innym jak System of a Down i ich najświeższym dziele, płycie „Hypnotize”. Płycie słabej i zawodzącej oczekiwania prawdziwych fanów grupy.
„...Wszyscy idą na imprezę, żeby fajnie spędzić czas...”
Gdy w 1998 roku światło dzienne ujrzał pierwszy album zespołu o wdzięcznym tytule ”System of a Down”, światek muzyczny oszalał na ich punkcie: „Oto kapela, która zmieniła oblicze ostrego grania” - mówiono. Mieszanka stylów, dynamika, żywotność, surowość, genialne riffy, cudowny wokal Serja - oto krótka charakterystyka tej płyty. Czegoś podobnego w muzyce dotychczas nie było. Daron Malakian, Shavo, John Dolmayan, Serj Tankian - geniusze muzycznego świata! Do tego trzeba dodać, że dzieło było ambitne, nie nastawione na komercję i trafiające do wyznaczonego kręgu odbiorców. Zdecydowanie najlepszy debiut 1998 roku. Powstało pytanie: Co dalej? W jakim kierunku pójdzie grupa? Kolejna płyta zespołu „Toxicity” przyniosła odpowiedzi na wyżej postawione pytania.
„...Ludzie karmiący szaleństwo. Szatan jest taki rozkoszny....”
Okazało się, że systemowcy wybrali (o zgrozo) nieco łagodniejsze brzmienie. Na „Toxicity” mamy całe mnóstwo melodyjnych „ładnych” piosenek. Utworów takich jak „Sugar” czy choćby „Know” szukać tu można na próżno. Wielu było zawiedzionych, ale jeszcze więcej zadowolonych, bo tym razem zespół postanowił zwrócić się do odbiorcy masowego. Pomimo pewnych mankamentów trzeba przyznać, że płyta jest dobra, momentami nawet bardzo dobra, a co ważniejsze ukazująca, jaką drogę wybrał dla siebie zespół. Mimo łagodniejszego brzmienia muzyka tworzona przez System, nadal utrzymywała się na wysokim poziomie. Świadczyć mogą o tym takie utwory jak „Forest” czy „Science”, które na pewno przejdą do historii ostrego grania.
Po „Toxicity” nastąpił istny bum na SOAD. Niemal każdy mieszkaniec naszego kraju poznał ich twórczość (głównie dzięki zasłudze stacji „Rmf fm”, która nad wyraz chętnie puszczała utwór „Chop suey! „). Minął rok od wydania „Toxicity” i o zespole zrobiło się cicho. Wszyscy czekali na nowy materiał. I jak się okazało przyszło nam na niego czekać jedynie rok, bowiem grupa zaskoczyła wszystkich i postanowiła wydać album zawierający „odrzutki” z poprzednich sesji nagraniowych.
„...Zabiorą Cię i przerobią...”
Dość przewrotny tytuł owej składanki „Steal this Album” był wymierzony przeciwko internetowemu piractwu. Jako, że znalazły się tam same nagrania nie dopuszczone wcześniej do żadnej oficjalnej produkcji, można było mieć podejrzenia, że materiał pierwszej jakości to to nie będzie. I rzeczywiście, obok bardzo dobrych utworów takich jak: „Streamline”, „Innervision”, czy „Mr. Jack”, znalazło się też sporo kiepskich z „Pictures” i „.36” na czele. Wszystko to można było sobie wytłumaczyć tym, że „hej, w końcu to tylko składanka z odrzutkami”. Płyta wywoływała dość skrajne odczucia, od nienawiści po miłość włącznie. Mi osobiście „Steal this Album” podszedł średnio i traktuję go raczej jako ciekawostkę, niż poważne dzieło muzyczne. Potem znowu zrobiło się o chłopakach cicho.
„...Mam dom, ale pragnę wędrówki....”
Z utęsknieniem spoglądaliśmy na strony internetowe szukając jakichkolwiek informacji o tym, co dzieje się z członkami zespołu. Wreszcie w lutym 2005 roku pojawiła się informacja: będzie nowa płyta Systemu (Ha! Będą to nawet dwie płyty, ponieważ zespół postanowił wydać album dwupłytowy!), a zwać się będzie „Mezmerize”.
Pierwsze wątpliwości naszły mnie, gdy po jakimś czasie usłyszałem, że owszem będzie to album dwupłytowy, ale wydany osobno w różnych terminach. Pierwsza płyta miała dotrzeć do sklepów 17 maja, a druga dopiero w listopadzie. Malakian nawet próbował wytłumaczyć, dlaczego muzycy wybrali akurat takie rozwiązanie. Otóż, w dzisiejszych czasach młodzież jest tak zabiegana i zapracowana, że nie ma praktycznie czasu na to, by usiąść sobie spokojnie w domciu i wysłuchać albumu trwającego 80 minut. Dzięki temu, że SOAD wyda te dwa albumy osobno, każdy miał mieć czas na dokładne zapoznanie się z treścią płyty i skupieniu się na każdej pojedynczej piosence. Z całym szacunkiem dla Malakiana, ale nie kupuję tego. Dla mnie chodzi tu zwyczajnie o kasę i tyle. Dwie osobne płyty to dwa razy więcej pieniążków.
„...To jest ciągłe disco...”
Gdy nadszedł chwalebny dzień 17 maja, pełen nadziei, pomimo licznych obaw, z bijącym sercem włożyłem do swojej wieży nowy krążek jednej z moich ulubionych kapel. Pierwsze niemiłe zaskoczenie: płyta trwa zaledwie 38 minut. Kolejne niemiłe zaskoczenie: płyta jest beznadziejna!
Po okropnym intrze, do naszych uszu dociera „B.Y.O.B.”, utwór bardzo dobry, który budzi nadzieje, że reszta też taka będzie. Niestety, od tej pory z piosenki na piosenkę jest coraz gorzej. Mogłoby się wydawać, że wszystko jest ok, ponieważ występuje różnorodność dźwięków, wymieszanie gatunków itp. Jednym słowem wszystko, co z Systemem nieodłącznie jest związane. Ale co z tego, skoro efektem tego są proste pioseneczki, skoczne i radosne. Wprost na imprezę u Kasi. System, jaki ja znam, to nie jest. „Question”- jedyny poza wymienionym wyżej znakomity utwór na płycie. O reszcie żal choćby wspominać.
Do tego wszystkiego Malakian, który na poprzednich płytach przyśpiewywał tylko czasami na utworach, teraz postanowił najwyraźniej ukazać światu swoje „zdolności wokalne”. Słychać go niemal na każdej piosence. I nie są to tylko chwilowe wejścia (utwór „Lost in Hollywod” należy całkowicie do niego.) Moim zdaniem gitarzysta SOAD powinien zostać tylko przy swoim instrumencie i pisaniu muzyki. Śpiewanie mu zdecydowanie nie wychodzi. Jakby tego było mało Malakian stał się także współ-producentem płyty, a nawet wziął się za partie basu. ”Co za dużo, to nie zdrowo” jak powiadają niektórzy.
Rozczarowanie, smutek, przygnębienie. Tym było dla mnie „Mezmerize”. I niech mi nie piszą sławni „krytycy”, że jest to płyta dobra, bo nią po prostu nie jest. Każdy, kto choć troszkę zna twórczość Systemu i wie, o co chodzi w tej muzyce, odrzuci „Mezmerize”. Reszcie życzę miłego słuchania popowego grania.
Jeśli chodzi o teksty to także stoją na niskim poziomie, często są niezrozumiałe i odpychające. Przykład: „Depcze malutkich, zatruwa w zlewie, mruga alleluja, staje na krawędzi, to dziwka twojej matki...”. Bożesz ty mój!
„...Bóg ubiera się w czerń...”
Grudzień wielu z nas kojarzy się z prezentami. System najwyraźniej postanowił wręczyć swoim fanom rózgę, bowiem druga część „Mezmerize”, zatytułowana „Hypnotize”, to nawet nie porażka, ale klęska zespołu. Pozornie jest bardziej dynamiczna, mniej popowa i melodyjna od poprzedniczki. Cóż z tego, skoro po przesłuchaniu całości pozostajemy puści i całkowicie nieporuszeni tym, co dotarło do naszych uszu. Od dobrej płyty wymagam jednego - aby po wyłączaniu wieży muzyka usłyszana przeze mnie nadal we rozprzestrzeniała się po moim wnętrzu, abym o niej myślał, powracał do niej. „Hypnotize” nie ma w sobie nic. Nic. Jedyny (jedyny!) dobry utwór to „Vicinity of obscenity” - nacechowany jest prawdziwą świeżością, dynamiką i energią, jakiej reszcie utworom zwyczajnie brakuje.
I w tym momencie należą się słowa wyjaśnienia. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem ortodoksyjnym fanem SOAD i najchętniej bym chciał, żeby zespół w ogóle się nie rozwijał i grał cały czas to samo. Otóż nie. Zespół jak najbardziej powinien się zmieniać i ewoluować, z płyty na płytę szukać dla siebie nowych dróg. Rozwój jest naturalnym elementem życia. Nie inaczej jest z muzyką. Tylko rozwój ten musi przebiegać w odpowiednim kierunku. Taki kierunek, jaki wybrał zespól na pewno dobrym nie jest. Kariera SOAD kojarzy mi się z tym, co spotkało kapelę Limp Bizkit. Po wydaniu pierwszej znakomitej płyty „Three Dolar Bill, Y’all$” panowie postanowili zmienić sposób gry i tak go zmienili, że wkrótce znaleźli się na okładkach „Bravo” i pierwszym miejscu listy przebojów MTV. Za potwierdzenie moich słów niech służy następujący przykład: Moja koleżanka ma 12-letniego brata hip-hopowca, który o muzyce pojęcie ma takie, co ja o grze w golfa. Zgadnijcie, jaką płytę chciał ode mnie pożyczyć? Bingo. „Bo to fajny taki zespół i fajną mają tą piosenkę, co na MTV leci. Spoko ziomale” usłyszałem od 12-letniego krytyka muzycznego.
Jeszcze na jedno chciałem zwrócić uwagę - image zespołu. Chłopcy postanowili najwyraźniej zmienić styl. Serj znany ze swojego luźnego ubioru (trampki, szerokie spodnie, koszulka) tym razem na scenie występuje cały na czarno (obcisłe jeansy, czarna koszulka włożona do spodni i skórzane buty). Podobnie reszta grupy przyjęła „ciemny styl”. Efekt - tragedia do potęgi n-tej. Żal na nich patrzeć. Nie jest to kapela, którą kochamy i chcemy oglądać.
Rzesze nastolatków pewnie rzucą się na „nowy System”, jak babcie na miejsce w tramwaju. Jednak dla starych wyjadaczy nowy SOAD nie jest w niczym pociągający. Jeszcze przed rokiem byłem dumny obwieszczając ludziom, że jestem wiernym i oddanym fanem System of a Down. I rzeczywiście tak było. Miałem wtedy powód do dumy. A jak jest dzisiaj? Dzisiaj nie wymieniam SOAD nawet w pierwszej dwudziestce swoich ukochanych zespołów. Co najwyżej wspominam tylko ”no i jeszcze lubię stary System”.
Wypadałoby by się teraz spytać, co dalej będzie dziać się z tym zespołem? Jaką teraz wybiorą dla siebie drogę? Jaka będzie kolejna płyta? Ale szczerze mówiąc... jakoś mnie to już nie obchodzi.
autor artykułu: Kamil Downarowicz
Jak dla mnie to koleś ma dużo racji... Soad obrał złą drogę, ich muzyka staje się powoli masówką MTvikową... Nie rozumiem tylko czepiania się ich imagu... ja osobiście wolę gdy Daron nie ma takiej różowej kitki na głowie
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Heh... moja ulubiona ich płytkaPłyta Steal This Album! wywoływała dość skrajne odczucia, od nienawiści po miłość włącznie.
![Cool 8)](./images/smilies/icon_cool.gif)