Relacja nudna i fatalna:
Dolecieliśmy sobie do Stutgartu, z powodu spożycia wódki w samolocie już byłem dość wesoły, więc dansa makabra Tobiasz i Łiker jakoś ogarnęli drogę pod halę. Tam było fajno w opór, dostaliśmy jakieś głupie passy i weszliśmy do hali. Ludzi mało, jakieś 1000, ale to dopiero grał fatalny Mastodon. Po nim, jeszcze bardziej fatalny koncert dał Amon Amarth, ludzi przybyło, a my się jaraliśmy, że będzie Slayer. Tak więc skończyło Amon Amarth, Wicker&Tobi Co. dostał wejściówkę na scenę skąd oglądał koncert Trivium, ja dostałem photo passa, więc z fosy robiłem im zdjęcia. Dość oryginalnie, bo komórką je robiłem, a obok mnie byli jacyś profesjonalni photokapturatorzy z obiektywami większymi ode mnie. No ale nic, po 4 kawałkach mnie stamtąd wygonili i cud malinka. Trivium jakoś nudno zleciało, nie porwali mnie zupełnie, ale ludziom się chyba podobało. No i cóż, skończyło się Trivium, no to wbita na backstage, zagadalimy się tam trochę, a tu już Slayer zaczął grać. Chcieliśmy powtórzyć to co Tobi i Wicker na Trivium, ale na scenę udało nam się wejść tylko na chwilę. Wprawdzie i tak mieliśmy ciekawą perspektywę, bo taką oto:
http://img160.imageshack.us/img160/7961 ... enalw4.jpg
Mało tam było słychać, ale przebolałem, bo zdawałem sobie sprawę, że z takiej perspektywy Slayera już raczej nigdy nie zobaczę. Jak już wspominałem setlista była dość dziwna, zmienili otwieracz, a moim zdaniem Disciple to najlepszy koncertowy otwieracz w historii muzyki. No niestety zaczęli tym razem od Flesh Storma. Potem poleciało parę klasyków War Ensemble, Chemical Warfare, GOW, potem kawałek, od którego na żywo jest tylko gorsze Hejloł Maszin Heda, czyli "Jihad". No dopiero potem Disciple, w środku kocnertu nie ma tego typowego jebnięcia, czyli przejścia od Darkness Of The Christ, ale i tak geniusz ! No i potem, największa dla mnie niespodzianka czyli... Psychopatic "Pathology" Red! Ależ to rozmiotło na żywo, jak macie szansę iść na koncert Slayer, a już kiedyś widzieliście to idźcie tylko dla tego kawałka! Zdecydowanie najlepszy moment koncertu. Potem kiepskie Dittohead i Payback, rozdzielone (też niespodzianka) Live Undead. Jeszcze tam parę kawałków poleciało, zakończyli tradycyjnie coverem Judas Priest "Angel" i zeszli ze sceny. Forma zespołu niesamowita, Tom rewelacja dalej, nie to co w zeszłym roku. Przy każdym kroku Kerry'ego słyszeliśmy jak mu łancuchy napierdzialają, więc nie jest to tylko jakaś styropianowa atrapa jak mi się kiedyś wydawało. Nie wiem co jeszcze mogę napisać o koncercie, bo był genialny, największym minusem oczywiście miejsce, z którego oglądaliśmy, ale przez to był to najbardziej wyjątkowy koncert Slayer, który widziałem (ale nie najlepszy niestety). Aaaah zesrałem się z poniety jak sobie przypominam ten koncert, po koncercie jeszcze fociaki
http://img394.imageshack.us/img394/5629/kerryln3.jpg \m/
http://img394.imageshack.us/img394/7708/jeffrd1.jpg \m/
i poszliśmy spać, a Tobiasz jest gruby i mnie w nocy kopał, Wicker nie zdejmuje skarpetek jak śpi, a Kerry jadł bułkę : - (
Oczywiście w relacji ominąłem wiele wątków mniej lub bardziej ciekawych, ale starałem się skoncentrować na koncercie. Za tydzień powtórka w Wiedniu, a potem w Pradze ! ! ! ! SLAYER! ! ! ! !
Buziax 4 Robercik i Tobi :*