05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Info o koncercie? Zlocie? Imprezie? Patrz tutaj

Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM

Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: blackcocker » pn cze 10, 2024 2:04 pm

Mystic Festival 2024 jest już historią... Ale to jaką! Małe osobiste podsumowanko klawiszami moderatora. Starałem się updatować was na bieżąco, ale teraz zbierim to do kupy. Sory za błędy, nie czytałem tego, chyba by mnie musiało pojebać :lol: Zapraszam :D

Warm-up day:
Z pierwszych organizacyjnych zmian - bardzo byłem zadowolony, że otworzyli drugą bramę - prowadzącej na fest od strony Main Stage. Niestety, nie można było na niej wymieniać biletów na opaski, ale to jeszcze nie tak wielki grzech. Nie zdążyłem na Sznura, który akurat kończył jak wchodziłem na teren MF. Nie był to mój priorytet, ale spoko byłoby zobaczyć po dłuższej przerwie, no ale przedłużyła mi się wizyta w muzeum 2WŚ, do którego już od 2 Mystików próbowałem się wybrać, ale jakoś nie wychodziło. Na reszcie się udało, polecam bardzo każdemu. Psie grosze za 4h (albo i więcej) łażenia. Festiwalowanie zacząłem od kupna Żywca, na barze za Desert Stage. Niezadowolony spytałem czy będzie gdzieś na którymś barze SPECJAL, tak jak to było rok temu, że był na Krakenie tylko przy Main Stage. Pani zdezorientowana takim pytaniem powiedziała, że nie będzie. No to pierwsze rozczarowanie :( Ale przynajmniej od razu wziąłem sobie piękny kubeczek z jakimś dziwnym stworem z długimi, pomarszczonymi cyckami, bardzo ładny, niestety został mi zgubiony... ale to jeszcze do tego dojdziemy :D Pierwszy mój koncert to HellFuck na The Shrine. Bardzo ładnie zagrany thrashyk z Polski. Już było całkiem sporo osób, jak na tak wczesną porę i Warm up. W trakcie HellFucka podjarałem się widząc krany na barze, bo była tam etykieta SPECJALa, ale niestety, po pytaniu czy to serio SPECJAL, pan odpowiedział, że Żywiec. Masz ci los... No ale tatuś musi, więc wziąłem tego szczocha i poszedłem przejść się po festiwalu i zobaczyć co się zmieniło. Widziałem kątem oka .ten56, nie brzmiało to najlepiej. Poszedłem w stronę Park Stage, od razu zauważyłem, że przeorganizowano strefę tojków, w sumie zmiana na +, gdy stały wzdłuż drogi do Park/Main, kolejki do kibla potrafiły spowalniać duże tłumy, które wieczorami migrowały z Elektryków na dwie największe sceny festiwalu. Przejrzałem na szybko jedzonko, Strefa Jelenia stała na swoim miejscu (dobrze!). Merch zespołowy rozstawiony podobnie jak rok temu, przy Parku. Poszedłem dalej, za Park Stage, gdzie zaraz miał grać Textures. Obok wejścia na teren Maina (jeszcze wtedy zamkniętego) kolejna strefa tojków, której nie kojarzę z tamtego roku. Poza strefą tojków był nowy Chill-out zone. Dwa spore namioty, gdzie teraz byli powystawiani różni wystawcy z merchem, płtami, biżuterią dla wikingów i słowian i innymi cudami. Oni zostali tu przeniesieni względem ubiegłego roku z tej strefy tuż za główną bramą po prawej. W sumie według mnie lepsze jest rozwiązanie tegoroczne, gdzie za wejściem są toje, a sprzedawcy umieszczeni w ramach tego chill-out zone'a. Z tych namiotów można było wyjść bezpośrednio na tą nową bramę. Między namiotami była strefa gastro z drugim ekranem (pierwszy był jak rok temu, w chill strefie na Elektryków), leżaczkami i stołami. Fajnie, że dołożyli ten drugi chill-out zone. Poszedłem na Textures, nie porwało, ale tak o, żeby sobie posiedzieć na trawie i żeby coś pograło w tle to nie było tragedii. Nowa scena Park Stage, z telebimem po lewej, zmieniony kształt, stała już na warm-upie i prezentowała się bardzo pięknie, nie powiem, że nie :D Posiedziałem na trawce, zaczęło kropić to zacząłem iść w stronę The Shrine, gdzie za moment miało wystąpić Totenmesse, pierwszy wyczekiwany przeze mnie koncert festiwalu. Akurat przed wejściem do kompleksu przy Elektryków zaczęło w chuj lać, dobrze było się schować :D Poczekałem trochę przed sceną, jakoś w 4 rzędzie i wyszli panowie. Wujek w pięknym trzypaskowym dresie adidas, z bulletbeltem i w ramonie z litrowym Jagerem, już w jakiejś 1/4 upitym. Koncert bardzo dobry, choć grali tylko rzeczy z nowej płyty, której nie lubię aż tak jak debiutu. No ale brzmiało to naprawdę potężnie. Oczywiście, największą robotę robił Wujo ze Stawem. Ten pierwszy opętańczo snuł się po scenie, jakby w narkotyczno-alkoholowym transie, ale śpiewał bardzo dobrze. Staw zadowolony z basem napierdalał i widać było, że dobrze się czuje na scenie. Dziwnie go oglądać z instrumentem i bez mikrofonu przy ustach :D jakoś w trakcie 4 czy 5 kawałka nagle wszystko przestało grać i zgasło światło. Ludzie zaczęli wychodzić (już nie padało), to też wyszedłem z nastawieniem, że obejrzę fragment Ingested na Desercie i wrócę na Totki jak ogarną XD Okazało się, że przy Elektryków prądu brakło :D Mystic twierdził, że to była awaria w całej dzielnicy, ale no trochę to dziwne, bo Park stał i nie było tam problemów technicznych. W końcu koncert Ingested przeniesiono na po północy. Totki nigdy nie dokończyły swojego gigu. Poszedłem na Park, na Fear Factory. Spoko koncert, dobrze brzmiący, ludziom się podobało, było dużo publiki w koszulkach FF tego dnia. No ale to nie moja muzyka, po chwili już byłem znudzony. Ale przynajmniej znalazłem JM Admina i jego lepszą połówkę. Po przywitaniu się postaliśmy trochę na koncercie i poszliśmy zwiedzać teren, ja już w formie przewodnika B) Evil Invaders miało na początku problemy techniczne, panu wokaliście nie grała w ogóle gitara jakoś przez pierwsze 2 numery, ale w sumie nie było to katastrofalne, bo sekcja i drugi wiosłowy robili wystarczające zamieszanie. Bardzo mi się ten koncert podobał. Zawsze fajnie na Mystiku usłyszeć jakieś heavy metale. Bardzo sprawna kapela, jakby grali w Krakowie, mógłbym się na nich przejść. I tutaj jest różnica pomiędzy kimś kto gra generic heavy z polotem a tymi co grają generic heavy po kwadratowemu jak Roadhog czy Axe Crazy. Nie wiem czy to kwestia wczutki muzyków, czy czego, ale panów z EI się po prostu chciało słuchać i oglądać. Złapałem końcówkę Crystal Lake, ale podobało mi się mniej niż na płytach. Podczas Body Count in da house zaczęło padać. Ludzi było sporo i widać było, że mimo deszczu dobrze się bawią. Nie jest to też moja muzyka, ale na tyle fajnie to bujało i się ich oglądało, że nawet mimo tego deszczu dostałem do końca i nie poszedłem na Mork, więc było gites :D No w domu bym ich nie włączył, ale na taki festiwal, super :D Wybór między Vio-lence i Suffocation był dla mnie oczywisty. Dlatego pojawiłem się w The Shrine. Szkoda, że parę miesięcy temu Demmel opuścił Vio. Na gitarce grał w jego miejsce, jak mniemam, gitarowy Evil Invaders :D Muzycznie było bardzo przyzwoicie, jedynie wokal wg mnie trochę niedociągał, ale może to tylko moje wrażenie :D Bardzo solidny gig, nie będę ukrywał :D Na ostatni numer wpadł do nich Robb Flynn, który miał z Maszynową Głową headować kolejny dzień. Kreator już przed Megadeth w tamtym roku pokazał mi, że koncertowo nie są dla mnie. Odegrane to tak od linijki, bez jakiegoś polotu, Petro brzmi jak stara babcia. No nie wiem, studujnie jestem w stanie ich posłuchać (i starego, i nowego, choć wolę nowy), ale no na żywo nie ma między nami chemii. Najlepszy otwierający Hate Uber Alles. W trakcie Kreatora poszedłem na Sabbath Stage na Witching. Fajny koncert, choć miałem wrażenie, że pani czyste wokale to trochę mocno podfałszowywała, ale nagłośnienie akurat na tym gigu nie było wyśmienite, więc może coś niedosłyszałem, albo robiła to specjalnie (nie mylić ze SPCECJALem) :D Po koncercie wpadłem na Villagers of Ioannina City, co do których miałem spore oczekiwania. I nie zawiedli. Super koncert, pan z dmuchaną świnią robił niezłą zadymę na scenie, choć czasem mógłby być trochę głośniej, nie zgadzam się z pztem, według mnie byli nagłośnieni ogólnie bdb. Szczególnie rozjebało mnie Father Sun, które uwielbiam i zamykający For the Innocent, który wszystkich zachęcił do tańca. Piękne zakończenie warm-upa, bo nie zostawałem na przeniesione Ingested i zespół na S, którego  nazwy nawet nie jestem w stanie przepisać bez pomyłki.

Dzień 1:
Pierwsze i chyba moje jedyne bardzo duże zastrzeżenie do organizacji. Byliśmy koło 14 przy drugiej (tej nowej) bramie, a ona jest otwierana o 15... co za kurwa scam. Jeszcze poprzedniego dnia po Villagersach chcieliśmy wyjść tą bramą to nas ochrona odsyłała do głównej, mimo że teoretycznie miała działać do końca dnia, w kolejne dni już było ok. No więc obeszliśmy teren i poszliśmy na Ampacity. Przyjemne instrumentalne granie, bardzo dobrze się tego słuchało. Klawisze czasem się gdzieś gubiły, ale byłem zadowolony z tego gigu. Potem z ciekawości zobaczyć Gutalax. Było bardzo dużo dziwacznie ubranych ludzi, myślę, że gdyby Gutalax był z Polski to by grali na juwenaliach w każdym mieście, mam wrażenie, że to zespół właśnie dla takiej Kochankowo-LejMiPójowo-ŁydkoGrubasowej publiki. No było dużo osób pod sceną i zabawa wyglądała na dziką :D Po 15 minutkach przerwa na żarcie poza terenem festu. Wracaliśmy na Kadavara, ale jeszcze udało się zobaczyć Blackgold podczas pierwszej wyprawy na strefę Krakena w poszukiwaniu SPECJALa. Okazało się, że jest i to tańszy niż ta żywiecka szczyna, więc git. Blackgold przeraźliwe gówno, ale to już jak słuchałem studyjnie było wiadomo, że to większe gówno niż Gutalax, bo ci przynajmniej byli śmieszni do oglądania. Kadavar był dobry. Bardzo fajnie brzmieli i dobrze ich się oglądało, ale ja zdecydowałem, że urywam się z nich, żeby w końcu zobaczyć Wija, z którym w Krakowie jakoś się dotychczas mijałem. No i to była świetna decyzja, bo Wij zagrał koncert fenomenalny. Energetyczny, wspaniale brzmiący, a Odnurza pod sceną, a było naprawdę mocno nabite, były bardzo głośne i dobrze się bawiły. Mega gig, ale zdecydowanie na większą scenę, bo tutaj było ciasno, choć ten Desert ma niepowtarzalny klimat. Szybka wpadka na końcówkę Endseekera na Sabbath. Szkoda, że tylko końcówka, bo walcuch jechał, a brzmiało to przepotężnie. Gitary selektywne, melodyjnie, ale nie za bardzo, riffy cięły pięknie. No i pan basista, który wyglądał jak bliźniak @Zelazny, a zawsze dobrze zobaczyć lubianą twarz w nieoczywistych okolicznościach, pozdrawiam! Chwila przerwy na doładowanie baterii i jedyne barierkowanie festiwalu, choć na szczęście nie wymagało stania od południa. Dool zniszczył, wiedziałem że to będzie dobry koncert, ale nie że aż tak. Szkoda, że grali głównie materiał z najnowszej płyty, której jeszcze nie mam dobrze osłuchanej i nie podobała mi się aż tak jak dwie poprzednie, ale muszę przyznać, że te kawałki się wybroniły. Świetna energia, było przebojowo, było pięknie. Bilet na krakowski koncert w październiku już czeka "w szufladzie", nie mogę się doczekać. Zniszczony po tym fenomenalnym koncercie, znalazłem się na Main Stage, gdzie zaczynał już grać Dickinson. Nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań od tego koncertu, nie jestem ultrasem Dicka solo, lubię bardzo ChW, Accident i Tyranny, resztę płyt uważam za średnie/przeciętne/słabe. No ale koncert mi się naprawdę podobał, mimo że były te wrzuty z nowej, której nie lubię. Oczywiści najbardziej zniszczyło mnie Chemical Wedding, jak wjechał główny riff to mnie niemal wyrwało z butów, no i super był też Tower. Na dźwięk nie narzekam, brzmiało to wg mnie dobrze. Ten zespół Dickinsona bardzo fajny, gitarzyści żywi, Tanya też kozacka. Nie no ogólnie pozytywne zaskoczenie, nawet te nowe numery się broniły (choć nie wszystkie). Potem wbiliśmy na High on Fire. Ależ to był młyn. Ogólnie nowa płyta bardzo mi się podobała. Bardzo głośno byli rozkręceni, dla mnie na granicy słuchalności, niestety, ogólnie mega energia :D Na Machine Head wchodziłem jak zaczynali Imperium. Już wtedy miałem ciary na plecach :D Bardzo mam dziwną relację z tym zespołem, a Flynna zwyczajnie nie lubię, ten skład mi średnio siedzi, ale ta muzyka to kawał mojego "wchodzenia" w metal. No i sentyment robi na pewno swoje, choć uważam, że płyty od Ashes do Bloodstone się dalej bronią. Dlatego jak grali wspomniany Imperium, Aesthetics, Locust (z mojej ukochanej do dziś UTL) czy Halo, no to byłem mega zachwycony. Set niezły, choć dwa numery z Burning Red to dla mnie za dużo :D Młyn był potężny, ludzi bardzo dużo, nie myślałem, że Machine Head ściągnie tyle ludzi, dość że raczej sporo z nich podśmiechujek :D No ale okazało się, że MC doskonale wie co robi dobierając zespoły na swój fetiwal, bo na frekwencję na headach (i ogólnie) chyba narzekać nie mogą, a moje oczekiwania przebili. Myślałem jeszcze o Zeal & Ardor, widziałem pierwsze 5/10 minut, ale się zwinąłem, bo ciężkie były te dwa dni, a jeszcze dwa były przed nami :D

Dzień 2:
Zaczęliśmy od Rascala, który z płyt mi się całkiem podobał. No i koncert chłopaki zagrali naprawdę dobry. W słońcu, na Desercie o 14.30 wyszli na pewniaczku i widać było, że porwali publiczność. Był młyn, ludzie się dobrze bawili i ochoczo reagowali na interakcje z wokalistą. No nic może wyjątkowego to nie jest, ale bardzo sprawnie zagrane i zaśpiewane, zdecydowanie mogę polecić komuś wybranie się na nich w roli supportu przed jakimś większym bandem w przyszłości. W trakcie, gdy zasuwałem plecak jakiemuś gościowi, to zaczął mi opowiadać, że Sodom zajebisty, no ja że nie widziałem, bo czekałem na Doola, a on że Gutalax zajebisty też i że dostali mandat od straży miejskiej z ziomami, bo nieśli tojkę XDDDD Blood Command dwie pierwsze płytki były całkiem ok, żeby posłuchać. Niestety od tamtego czasu trochę się tam pozmieniało w tym zespole, na pewno wokalistka i te nowe to już średnio mi się podobają, ale koncert nie był zły. Bardzo energetyczny, w cztery osoby na tej sporej Parkowej scenie zrobili ruch... choć w sumie, zrobiła go tylko pani wokalistka, która swoją drogą poza trzęsieniem dupą to była jeszcze dość obrzydliwa - już na początku gigu wymieszała sobie trochę Żywca ze śliną, wypluła to na rękę i rzuciła w stronę pierwszego rzędu. No nie widziałem czegoś takiego na koncercie. Muszę jej przyznać, że całkiem wygimnastykowana z niej babka :D Cały zespół obrandowany Adidasem, ciekawe czy mają jakąś współpracę, czy po prostu lubią tri poloski :lol: Odpuściłem Manbryne na rzecz przerwy na jedzenie. Widziałem ich już z nowym materiałem, nie miałem parcia. Powrót na końcówkę Insomnium. Średnio jestem fanem takiego melo-skandynawskiego-deathu, ale te kilkanaście minut nie było takie złe, choć myślę, że cały gig by mnie znudził. Ku mojemu zdziwieniu już było naprawdę sporo ludzi pod Mainem. Na Crowbar nie czekałem jakoś bardzo, przez początek gigu trochę się wynudziłem i poszedłem dalej na Elektryków, ale muszę przyznać że Amerykanie brzmieli przepotężnie. Chwilkę posiedziałem na kanapach między strefą gastro a Shrinem. Jak już ktoś wspomniał, super sprawa te kanapy :D Posłuchałem w ten sposób trochę Vltimas, a potem już wszedłem na salę, obejrzałem trochę koncertu z płyty, a potem wszedłem na balkon, skąd był bardzo fajny widok, mimo że było tam naprawdę sporo ludzi. Fajne to Vltimas, myślę, że sobie ich trochę zapoznam jak już wróci mi ochota na słuchanie metalu po tych 4 dniach :lol: Mimo takiej gęstości i intensywności to brzmieli naprawdę całkiem selektywnie, a nie jak zbita ściana dźwięku. Chciałem trochę odpocząć przed kolejnymi obowiązkowymi koncertami dnia, więc poszedłem na leżaczek i obejrzałem sobie trochę Life of Agony. Nie jestem fanem, ale całkiem ok to było, w sumie fajnie, że takie granie też się pojawiło na festiwalu. Czas na Leprous, mega byłem ciekawy jak wypadną. No i pierwsza lepa na ryj - zaczęli od Have You Ever z nowej płyty. Ja pierdole. Naprawdę, jak chcesz zdobywać fanów na takim festiwalu sprawiając, że stary fan ma ochotę się wypisać? :D Potem już było tylko lepiej, wpadło niezawodne Price i Valley. No i zagrali nowego singla, który na żywo robi robotę. Fajnie, że uwzględnili go w secie. Potem już trochę siadła atmosfera, zakończyli znów The Sky Is Red, ale wtedy już zacząłem się oddalać, bo miał się zaraz odbyć jeden z moich koncertów festiwalu. Nie liczyłem, że ludzie zmontują dla Paradise Lost dobrą setlistę, ale do tego wszystkiego doszły jeszcze gigantyczne problemy techniczne, które zaorały mocno experience. Spóźnienie o jakieś 10 minut, po intro jeszcze techniczny rozklejał setlisty - jak potem się okazało, pewnie zupdatowana po wykreśleniu 2 kawałków, niestety schedule festiwalowy jest bezlitosny. Początkowo nie było słychać w ogóle Holmesa, gitary też coś nie tege. Potem słychać było, że wyraźnie Nickowi przerywał mikrofon, stukał w niego niejednokrotnie widocznie poirytowany. Przed Hallowed Land zapowiadał "this is..." i nie było słychać co dalej, mimo że widać było, że rusza ustami. No słychać było, że ktoś tam na żywo ich kręci, nie wiem czy wjechali z takim opóźnieniem i nie mieli próby, czy co... Nigdy nie słyszałem czegoś takiego na takim poziomie, bo nie liczę problemów z nagłośnieniem na koncertach z okazji WOŚP w Busku Zdroju w 2016 roku ;) Ze śmieszniejszych rzeczy, do Nicka podleciał mniej więcej na wysokości głowy mały dron, który w trakcie koncertów latał wewnątrz sceny. "Oh, what's that?" i wyciągnął rękę do tego drona, tak jakby pod niego, jakby chcial go wziac na dłoń. Nie wiem czy dotknął śmigieł czy co, ale dron nagle spadł na scenę, zbierał go od razu stamtąd operator kamery. Holmes był niezwykle zdzwiony i dopytywał ile taki kosztuj, "oh, 2 grants? shieeet" :D Niemniej, starałem się wyciągnąć z tego gigu ile mogłem. Pośpiewane było, poskakane, ale niesmak pozostał. Super, że wpadł Tragic Idol, Mouth i Small Town Boy. Było na nich mnóstwo ludzi (przede mną i jak patrzyłem za mnie to też raczej dużo), tym bardziej szkoda, że tak lipnie to wypadło... Wyrzucili z seta Pity the Sadness i Eternal. Mimo wszystko gardło było zdarte, ale ja po prostu lubię ten zespół, mimo że od koncertu można było oczekiwać dużo więcej, nawet nie będąc fanem. Tutaj była techniczna fuszera, tylko nie wiem czy po stronie zespołu czy obsługi technicznej, czy po prostu nagłośnieniowca, nie wiem... Eh szkoda. Po tym gigantycznym ciosie w prosto w sercę udałem się na Accept na Park Stage. Wszedłem w trakcie Reckoning z nowej płyty. Dobrze to brzmiało, to było to, Mareczek już jechał, od razu było słychać, że wszyscy są w formie. Potem cios w postaci Living for Tonite. Restless zawsze dobrze wypada, choć wolałbym jakiegoś Mareczkowego hiciora. Z nowej jeszcze poleciał Straight Up Jack i mega mi nie siadł na żywo, przynajmniej w tym czasie mogłem skupić się na szukaniu w tłumie JM Admina. Midnigh Mover i Dying Breed (!!!!) mnie ładnie poskładało, co za numery i wykony! Najgorszy moment dla mnie to zdecydowanie medley ze Starlight na czele, zieeeeeew. Princeska i Serduszko odskakane i odśpiewane, ale raczej tylko z obowiązku. Nie zrozumcie mnie źle, to dobre numery, ale ja zwyczajnie nie jestem fanem ery Udo. Dobre miało dopiero nadejść. Jeden po drugim Teuronic Terror i Pandemic sprawiły, że gardło już miałem czerwone, a łydki i stopy bolały od skakania. Kurwa, Mareczku, kocham cię! Z czystym sercem odpuściłem Shark i Balls, żeby zdążyć jeszcze na końcówkę Graveyard. Nie było chyba aż tyle ludzi co na Wiju, bardzo dobre było to co słyszałem. W końcu udało się choć trochę ich zobaczyć, pamiętam, że chyba w 2016 sporo ich słuchałem. Kolejny dobry strzał na Desercie. Potem na Megadeth, oj tu było naprawdę dużo ludzi. Co prawda, w ciągu dnia widziałem sporo młodzieży w koszulkach Deth, ale oni stanowili tylko część publiki. Widać, że mimo tych rotacji w składzie i narzekań na Rudego, Mega to bardzo mocna marka w Polsce. Publika głośna, w pewnym momencie pomiędzy numerami, miałem aż wrażenie, że skandowanie "ME GA DEF" jest puszczone z taśmy XD No a sam koncert super. Rudy brzmiał dobrze i wokal był dobrze słyszalny, nie ukryty pod instrumentami. Byłem ciekawy Teemu, bo jestem raczej hardkorowym fanem Kiko i po tym jak odszedł w ogóle mi ciśnienie spadło na ten gig. No ale okazuje się po raz kolejny, że nie ma ludzi niezastąpionych. Teemu sprawdza się na scenie świetnie, a grajkiem jest z podobnej półki co Kiko. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że to gitarowe bliźniaki, ale nie widziałem go aż na tyle, żeby to jeszcze przyklepać moim podpisem :D Setlista dla mnie super, było Skin i Countdown. Wiadomo, że chciałoby się mniej kotletozy ogólnie, ale to był dopiero mój 3-ci Mega, więc byłem i tak zadowolony z tego co dostałem, jeszcze w super wykonaniu, które przeszło moje oczekiwania. O reszcie się nie wypowiem, bo nie ma co gadać. Dirk to król, a Lomenzo na scenie prezentuje się bardzo dobrze, ale to już wiedziałem po ostatnim gigu w Katowicach. Kotleto-końcówkę Mega odpuściłem na rzecz zobaczenia trochę Wayfarera. Dobrze to na żywo działa, choć trochę traci na klimacie względem płyt studyjnych. Robi się trochę z tego po prostu kolejny bm zespół, ale wykonawczo było dobrze, ciekawy jestem jak na solowym gigu bym ich odebrał, bo oczekiwania przed tym miałem spore i nie sprostali im w 100%. Obejrzałem trochę Furii, bo liczyłem, że zaczną jak na SDL, gdzie początek musiałem odpuścić, ale niestety. Zaczęli od blastowania, to już mi się odechciało :D Na szczęście po 2 kawałkach z Huty poleciały numery z Księżyca. Ćma mega klimatyczna, taką Furię chciałbym o 1 w nocy na Parku oglądać przez godzinę, a nie wyrywki wśród tej ściany dźwięku z nowego albumu. Nie można mieć wszystkiego, przynajmniej sobie na Nihila popatrzeć można było, a uwielbiam go oglądać na scenie. Czas do spania.

Dzień 3:
Ten dzień miałem zacząć od Dodsrit, ale wypadli z lineupu paręnaście dni przed festem. Dlatego przyszliśmy dopiero na The Last Decade, ale że byliśmy wcześniej, to pobujaliśmy się trochę i jeszcze zaliczyliśmy kolejnego ultra kupsztala - Ghostkid. No ciężkie przeżycia. Fajne było to, że gitarzyści zeszli w widownie i grali po środku młynu, ale to muzycznie absolutnie nie moja bajka. The Last Decade grało swój pierwszy w ogóle koncert. No i ja jestem na razie na "tak". Gothic rockowe, dość przebojowe granie, melodycznie i z fajnymi riffami. Na żywo to działa. Co ciekawe jest dwóch wokalistów, jesten śpiewający przez cały czas i jeden dorabiający chórki, trochę się marnował i robił niepotrzebny tłok na scenie według mnie. Bez problemu te chórki mógł im zrobić któryś instrumentalista. Gitarzysta, co go mieliśmy na przeciwko bardzo miał wczutkę, widać że mega się cieszył z grania, a że odbiór mieli naprawdę dobry jak na pierwszy koncert ever, to reszta też wyglądała na naprawdę zadowolonych. Będę obserwował tą kapelę. Jak wychodziliśmy z Sabbath to Dvne brzmiało interesująco, ale trzeba było jakieś amu odpalić :D Jeszcze chwila Muta zobaczyliśmny na Mainie. Taki chillowy polski rock do radia, nie brzmiało tragicznie to co słyszałem. Na pewno lepiej niż Wargasm, za których wpadli w ostatniej chwili :D Mega gratki dla MC, że tak szybko ogarnęli temat i scena nie stała pusta. Tym bardziej, że zmiana na plus :D Na chill strefie przy szamce posłuchane było Until I Wake na telebimie. Kolejne przykre przeżycie, mam wrażenie, że chłop jak czysto śpiewał to trafiał w dźwięki tylko przypadkiem :D Nie moje granie, nie podobało mi się. Widziałem fragmencik LotL, ależ to jest złe, brzmiało tak samo kupiaście jak na płytach :D Współczuję Sanatorianom, którzy mieli FFTB na gigach Maiden z nimi. Bewitched miałem nawet nie oglądać, ale jednak poszliśmy na Shrine i o matko, co to był za koncert. Świetnie brzmieli, wściekle napędzali młyn i słuchało się tego przepysznie. Na żywo miazga. Widziałem trochę KK, fajnie to brzmiało, ale ogólnie nudy, akurat nie trafiłem na numery Selera, a ta jego płyta no to generator jak jasna ciasna :D Podczas Bewitched zgubiono mój piękny kubek z długimi, pomarszczonymi cyckami. No to chodziłem po różnych barach, żeby sobie kupić na pamiątkę, bo lubię takie suweniry z takich wydarzeń. Ale nigdzie go kurde nie było! Proponowałem wymiankę na inny paru osobom, ale no widać było, że ten wzór się wszystkim podobał i nikt nie chciał się wymienić. Nawet pustego na kubek z podwójną jagerbombą... No cóż. Na szczęście lepsza połówka JMA zauważyła faceta z obsługi niosącego wielką wierzę kubków, miał ich ze 30 myślę i były pojedyncze czarne. Poszedłem za nim do baru gdzie je odłożył i tam dorwałem mojego świętego graala :D Po pogonii za panem od kubków, High Vis słuchałem siedząc i czilując na Elektryków, brzmiało przyjemnie jako tło do rozmowy i relaksu. Asphyx w Shrine to była niezła mordownia. Brzmieli przepotężnie i jak na taki napierdol, naprawdę selektywnie i masywnie. Nie jestem jakimś mega fanem, jak słuchałem sobie ich przed festiwalem, to podobały mi się bardziej raczej nowsze płyty, ale posłuchać na żywo było przyjemnie. Satyricon na Parku był bardzo spoko. Ludzi nabite, ja na chillu obserwowałem ten koncert z podwyższenia przy merchu zespołowym. Widać było, że publice się podoba. Studyjnie mi szczególnie nie siedli, ale to co słyszałem na żywo zachęciło, żeby spróbować dać im szansę jeszcze raz, dość że robiłem maraton przesłuchaniowy przed Mystikiem, więc może po prostu mi się spodobało ze względu na dużo nowości. Orange Goblin na Desercie to był jeden wielki młyn. Co za energia! Dziwne, że ta scena się nie zawaliła. Panowie z zespołu widać, że zachwyceni odbiorem, zdecydowanie byli za duzi na Deserta, ale dobrze, że ten koncert odbył się w plenerze, bo nie chciałbym się dusić w klubie na tej rzeźni :D Ależ to była sztuka, mimo niedostatecznej znajomości materiału mnie porwali do vajbowania i machania łbem :D Zdecydowanie do obejrzenia jeśli będą w Polsce. Fragment Bring Me The Horizon obejrzany jedynie z ciekawości jak to wygląda i brzmi na żywo... no i jaka publika tam będzie :D Zdecydowanie najmniejszy head jakiego widziałem na tym feście (no, może poza Danzigiem po Mother XD), oczywiście pod kątem ilości ludzi. Brzmiało to bardzo źle, no ale to jest muzyka, której raczej znieść nie mogę. Mimo luzów w dalszej części płyty, z przodu publika była bardzo głośna, widać, że BMTH przyciągnęło trochę fanów tylko dla siebie. Chciałem jeszcze zobaczyć Chelsea Wolfe i Five the Hierophant, ale już nie było siły po tym maratonie, a trzebaby było jeszcze chwile poczekać, bo Blasphemy mnie nie interesowało. Wyszło na plus, bo zaraz jak wróciliśmy na chatę, to zaczęło lać jak z cebra.

Cóż mogę powiedzieć? Mystic znów dowiózł. Kupę nowej muzyki poznałem, do której będę wracał. Przede wszystkim Dool, w którym, po ogarnianiu artystów przed festem, od razu się zakochałem. Mnóstwo takich, których na pewno jeszcze będę sprawdzał, albo przy okazji na koncerty chodził. Odhaczone marzenie blackcockera, kiedy był zaledwie małym czarnym pyrtusiem, zobaczyłem Machine Head (z dobrym setem XD), zaliczyłem też trochę legend jak Dickinson czy Vio-lence, na których solowe koncerty bym nie poszedł (Dickinsona może tak, ale nie za te pieniądze, które woła na tej trasie). No i przede wszystkim spędziłem czas w super miejscu z super ludźmi! Dziękuję towarzyszom i do rychłego zobaczenia!

A teraz czas chwilę odpocząć, kupować karnety na przyszły rok i wyczekiwać z wypiekami, bo wiem, że będzie wspaniale. Zawsze jest. Piękna jest ta miejscówka, z roku na rok coraz więcej usprawnień organizacyjnych i technicznych, może być tylko lepiej. Kręciłem nosem na wiele ogłoszeń, ale i tak okazało się, że było co robić (muzycznie ;)) i czasem trzeba było dokonywać trudnych wyborów. Ufam MC na tyle, że oddaję się w ich ręce, bo mam wrażenie, że po prostu wiedzą co robią. Byle im się szczęściło i do zobaczenia za rok :D Tylko na diobła, załatwcie więcej kegów SPECJALa :lol: :pijak:
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.

Awatar użytkownika
Max323
ZASŁUŻONY SANATORIANIN
Posty: 2384
Rejestracja: sob maja 26, 2018 8:58 pm

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Max323 » pn cze 10, 2024 2:12 pm

Niezły kolos redaktorze. Dokończę w domu. Evil iNvaders grali na kamiennej w kwietniu zeszłego roku. Frekwencja była, tragiczna. Było miejsce pod sceną by zagrać w twistera albo jedno podanie.

Nie streszczajcie nugzowi. Niech się męczy.
A
B
C
D
E

Awatar użytkownika
johnny_o
-#Weekend Warrior
-#Weekend Warrior
Posty: 2727
Rejestracja: śr sty 24, 2018 10:28 am

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: johnny_o » pn cze 10, 2024 2:17 pm

O w kurwę... Czyżby najdłuższy post w historii Sanktuarium? W wolnej dłuższej przeczytam na raz, ale zapowiada się cudnie.

Awatar użytkownika
Schizoid
-#Lord of light
-#Lord of light
Posty: 9806
Rejestracja: śr cze 25, 2014 3:01 pm

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Schizoid » pn cze 10, 2024 2:18 pm

Fajna relka. Miło, że Mystic dowiózł i się rozwija.
Lord of infernal, gather my strength
Carry me through the gates

nugz
SMERF MARUDA
Posty: 5793
Rejestracja: ndz lip 15, 2018 10:08 pm

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: nugz » pn cze 10, 2024 2:22 pm

Między wierszami doczytałem: "Mystic znów dowiózł" - wystarczy :)

Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: blackcocker » pn cze 10, 2024 2:25 pm

O w kurwę... Czyżby najdłuższy post w historii Sanktuarium?
Nie wydaje mi się, wydaje mi się, że po ubiegłorocznym trochę bardziej się rozpisałem, podobnie po wybacje na Judas Priest na Woodstocka XD
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.

Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: blackcocker » pn cze 10, 2024 2:30 pm

Niezły kolos redaktorze. Dokończę w domu. Evil iNvaders grali na kamiennej w kwietniu zeszłego roku. Frekwencja była, tragiczna. Było miejsce pod sceną by zagrać w twistera albo jedno podanie.

Nie streszczajcie nugzowi. Niech się męczy.
Jaki panie redaktorze? Gdzie mi tam do gumbyy'ego, choć jakby szukał robotnika, to czasem mogę coś skrobnąć, a przynajmniej spróbować! Będzie długo, ale za to chujowk i drogo :D
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.

Awatar użytkownika
Schizoid
-#Lord of light
-#Lord of light
Posty: 9806
Rejestracja: śr cze 25, 2014 3:01 pm

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Schizoid » pn cze 10, 2024 2:33 pm

Relacja z Woodstocka faktycznie była potężna i może być najdłuższym postem w historii forum. Ale podejrzewam, że w którymś z tematów o Maiden mogły mieć miejsce ostre spory i ktoś mógł tam zaserwować ścianę tekstu.
Lord of infernal, gather my strength
Carry me through the gates

Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: blackcocker » pn cze 10, 2024 2:40 pm

Zdecydowanie, obrońcy i atakujący Sepuku niejednokronie pokazali swoją determinację
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.

Awatar użytkownika
Schizoid
-#Lord of light
-#Lord of light
Posty: 9806
Rejestracja: śr cze 25, 2014 3:01 pm

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Schizoid » pn cze 10, 2024 2:41 pm

Sprawdziłem i relka z Woodstocka krótsza i to znacznie!
Lord of infernal, gather my strength
Carry me through the gates

Awatar użytkownika
johnny_o
-#Weekend Warrior
-#Weekend Warrior
Posty: 2727
Rejestracja: śr sty 24, 2018 10:28 am

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: johnny_o » pn cze 10, 2024 2:47 pm

Są ściany tekstu i są Ściany Tekstu... Od dawna czytam forum w całości i nie przypominam sobie takiego kolosa. Masz swoje, a równocześnie forumowe Empire of the Clouds :)

Deleted User 4876

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Deleted User 4876 » pn cze 10, 2024 2:52 pm

czy redaktor gumbyy pracuje już nad streszczeniem?

Awatar użytkownika
Mr. M
-#Clansman
-#Clansman
Posty: 4351
Rejestracja: pt sty 08, 2010 4:21 pm

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Mr. M » pn cze 10, 2024 3:00 pm

Czas na podsumowanie ode mnie. Ogólnie festiwal na duży plus, mimo że nie miałem już takiego efektu "wow" jak będąc za pierwszym razem, to jednak całość była lepsza, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i koncertowym. W przyszłym roku muszę jednak trochę chyba odpuścić inne atrakcje w Trójmieście, bo takie combo zwiedzanie+koncerty nieźle daje kondycyjnie, tak że już nie miałem siły trafić na wszystkie koncerty, które wstępnie planowałem :B.

Warm-up Day - pomimo braku głównej sceny, praktycznie pierwszy pełny dzień festiwalowy. Bawiłem się głównie na Park Stage (która btw. robiła większe wrażenie niż rok temu; jak wysłałem mamie fotę z koncertu Kreatora, to myślała, że to main stage, hehe) i w miarę postępu koncertów zwiększał się też poziom wrażeń muzycznych. Na Fear Factory było ok, choć grudniowy koncert w Proximie bardziej mi się podobał, szczególnie dlatego, że tu wokal mocno ginął pod resztą instrumentów. Na Body Count było już bardzo dobrze, Ice-T to jednak szef. Na Kreatorze było już zajebiście, zarówno pod względem dźwiękowym, jak i oprawy koncertu (jedynie set zawsze mógł być jeszcze lepszy :B). Jakby dostali slot headlinera na głównej scenie, to imho udźwignęliby ciężar gwiazdy dnia. Z minusów muszę wskazać 2: deszcz (chociaż jeszcze nie aż tak mocny jak na finał w sobotę) oraz to, że źle spojrzałem w rozpiskę i dopiero w czwartek przed południem zorientowałem się, że już grało Vio-lence, a chciałem chociaż kawałek zobaczyć :facepalm: Przynajmniej do końca festiwalu już bez niemiłych niespodzianek się obyło (poza deszczem :mryellow:).

Dzień pierwszy zacząłem od koncertu Wodos. Dobrze zagrany klasyczny thrash, no i w sumie tyle. Na festiwalu można zobaczyć, na solowym koncert nie wiem czy bym się wybrał, chociaż w takiej Proximie pewnie byłby klimat pasujący do zespołu (ciekawie czy analogicznie Tom zwracałby się do publiczności "Warschau" jak to było na Mysticu z "Danzig" :mryellow:). Szkoda, że nie zagrali mojego ulubionego kotleta, czyli Ausgebombt. Następnie nadszedł czas na jeden z bardziej dyskutowanych koncertów na Sanatorium, czyli Bruce we własnej osobie. Od razu przyznam - należę do tej części, której się koncert podobał. Rzeczywiście, na początku były problemy z brzmieniem wokalu, ale po paru utworach zostało to poprawione i Bruce brzmiał bardzo dobrze. Po drugie, bardzo dobry kontakt z publiką, co na szczęście jest standardem dla Polski w jego przypadku. Po trzecie, widać, że cały zespół tworzy fajny vibe i dobrze się ze sobą czują na scenie. Set spoko, szkoda może, że nie zagrali jeszcze więcej z The Chemical Wedding, jak to jest na niefestiwalowych gigach. W nową płytę się nie wsłuchiwałem za bardzo, a kawałki z niej bardzo fajnie wypadły na żywo, nie miałbym nic przeciwko temu, aby usłyszeć je znowu live. Mam też takie wrażenie, że przy lepszej produkcji koncertu, Bruce w pełni by wypełnił slot headlinera. Musiałoby się jednak trochę poprawić szczególnie w kwestii wizualizacji, bo te były zrobione tak na polską normę, czyli 30% :D.
Następnie widziałem trochę Biohazard. Bardzo dobra sztuka, choć zeszłoroczny występ na Owsiakfeście jeszcze bardziej mi się podobał. Nieźle rozbujali ludzi pod Park Stage. No i nadszedł czas na danie główne - Machine Head. Po ich ogłoszeniu jako heada było dużo komentarzy wątpiących, że to zespół nadający się na gwiazdę dnia. Na szczęście, Robb i spółka jak najbardziej dowieźli. Bardzo profesjonalne show, świetny dźwięk, widać, że zespołowi też się bardzo podobało. Nie bez powodu piszę "Robb i spółka", bo jak miałbym się do czegoś przyczepić, to do tego, że niestety miałem miejscami wrażenie, że oglądam Flynna solo grającego set Machine Head. Jednak jak pomyślę sobie, że widziałem ich w kiedyś w składzie: Flynn-Duce-Demmel-McClain, to odzywa się gdzieś we mnie wewnętrzny boomer mówiący "kiedyś to byyyło..." :mryellow:. No nic, skoro Flynnowi udało się namówić Madera i Kontosa na wspólną trasę po latach, to może też jeszcze doczekamy się powrotu składu z dwóch najlepszych albumów MH, czyli The Blackening i Unto the Locust. Btw. to dosyć znamienne, że Flynn pokłócił się z innymi o Catharsis, podczas gdy to jedyny album, z którego nic nie zagrali, bo widocznie nikt oprócz Flynna nie chce słuchać tego krążka :D (na Mysticu nie było nic też z Bloodstone&Diamonds, ale dlatego, że się nie zmieściło w secie, bo na niefestiwalowych gigach grają "Now We Die").

Cdn...

Awatar użytkownika
gumbyy
ZASŁUŻONY SANATORIANIN
Posty: 13303
Rejestracja: śr cze 01, 2005 1:49 am
Skąd: Wrocław

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: gumbyy » pn cze 10, 2024 3:05 pm

Niezły kolos redaktorze. Dokończę w domu. Evil iNvaders grali na kamiennej w kwietniu zeszłego roku. Frekwencja była, tragiczna. Było miejsce pod sceną by zagrać w twistera albo jedno podanie.

Nie streszczajcie nugzowi. Niech się męczy.
Jaki panie redaktorze? Gdzie mi tam do gumbyy'ego, choć jakby szukał robotnika, to czasem mogę coś skrobnąć, a przynajmniej spróbować! Będzie długo, ale za to chujowk i drogo :D
Dajesz :)
www.MetalSide.pl

Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: blackcocker » pn cze 10, 2024 3:08 pm

Masz swoje, a równocześnie forumowe Empire of the Clouds :)
Ehhh czyli jednak chujowo i grafomańsko :lol: Ale cóż, taką sanktuariankę przyjmę!
Sprawdziłem i relka z Woodstocka krótsza i to znacznie!
Czyli jednak, no to cóż. Wychodzi na to, że mam nudne życie :lol: albo pracę :D
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.

Awatar użytkownika
gumbyy
ZASŁUŻONY SANATORIANIN
Posty: 13303
Rejestracja: śr cze 01, 2005 1:49 am
Skąd: Wrocław

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: gumbyy » pn cze 10, 2024 3:11 pm

czy redaktor gumbyy pracuje już nad streszczeniem?
Nie jestem godzien, aby tak piękny tekst streścić... toż to byłby zamach na Artyzm i Sztukę! :cry:
www.MetalSide.pl

Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: blackcocker » pn cze 10, 2024 3:16 pm

(na Mysticu nie było nic też z Bloodstone&Diamonds, ale dlatego, że się nie zmieściło w secie, bo na niefestiwalowych gigach grają "Now We Die").
O to rzeczywiście szkoda, przyjąłbym ze smakiem ten numer :D
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.

Awatar użytkownika
Dzosef
-#Clairvoyant
-#Clairvoyant
Posty: 1030
Rejestracja: czw gru 08, 2022 12:36 pm
Skąd: Wziac pieniadze

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Dzosef » pn cze 10, 2024 5:19 pm

Skopiowalem tego posta cockera do notatnika, jak kiedyś nie będę miał zasiegu to przeczytam

Awatar użytkownika
Mr. M
-#Clansman
-#Clansman
Posty: 4351
Rejestracja: pt sty 08, 2010 4:21 pm

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: Mr. M » pn cze 10, 2024 9:58 pm

Część 2:

Drugi dzień festiwalu nie zaczął się po mojej myśli. Miałem w planach być na Crowbar, a dotarłem dopiero gdzieś prawie w połowie Leprous :B. Co do samych Norwegów, mam odczucia podobne jak przy Soen rok temu. Koncert przyjemny, aczkolwiek mało pasujący do Park Stage. Chętnie spróbuję się kiedyś wybrać na klubowkę, bo tam klimat może być dużo lepszy.
Po tym niestety nadszedł czas na najgorszy koncert jaki widziałem w tym roku na Mysticu - Paradise Lost. Spóźnienie, obcięty set, problemy techniczne i śpiewający na czuja Nick, to wszystko powodowało, że miałem wrażenie, jakbym oglądał próbę generalną przed koncertem, a nie sam koncert, w dodatku taką, na której nikt nie powiedział zespołowi, że będzie jakaś publika. Pomimo obsuwy, skończyli punktualnie (nawet minutę przed czasem), a nagłe zakończenie wyglądało trochę tak, że jakby skończyli te 8 minut później, to można by wstawić twarz Nicka w słynnego mema z papieżem: "kurde bele, jak już późno, czas do łóżka". Mam nadzieję, że w ramach zadośćuczynienia Knock Out ściągnie ich na klubówki z zaległą trasą rocznicową Icon :).
Z trzech koncertów Accept, które widziałem, ten mi się podobał najmniej, ale to nie zmienia faktu, że wciąż było bardzo dobrze. Dobra forma zespołu, set w miarę ok jak na festiwal, Living for Tonight, Midnight Mover, medley starszych klasyków oraz te "nowsze klasyki" z Blood of the Nations zawsze miło usłyszeć. Bardzo dobrze przyjęcie przez publiczność też mi dało takie wrażenie, że Accept w składzie z 2010 i z lepszą produkcją sceniczną mógłby spokojnie headować głównej scenie i dałby radę.
Na Accept nie zostałem do końca (tym razem yayowanie mnie ominęło :B), bo wybrałem się zawczasu pod Main Stage. Miałem duże obawy, czy Dave spełni oczekiwania stawiane przed headlinerem, biorąc pod uwagę formę w ostatnim czasie (jak oglądałem jakiś czas temu filmiki sprzed paru lat, to naprawdę źle to wokalnie brzmiało) oraz wysoką poprzeczkę postawioną przez inne bandy (tutaj odsyłam do akapitu, w którym pisałem o Kreatorze dzień wcześniej). Na szczęście obawy okazały się bezzasadne. Bardzo dobra sztuka, przede wszystkim należy podkreślić rewelacyjne nagłośnienie (szczególnie po padace z PL 2 godziny wcześniej), do ideału brakowało może jedynie tego, aby drugą gitarę było momentami lepiej słychać, bo gdzieś uciekała. Wokal Dave'a nadspodziewanie dobry, np. takie Sweating Bullets super wypadły, choć w paru momentach, szczególnie w wyższych partiach, już nie dawał w pełni rady (szczególnie to było słychać w finalnym Holy Wars). Trochę mnie zaskoczyła scenografia - tylko płachta, zero ekranów, całość efektów oparta na grze świateł. Na szczęście, zdało to egzamin i wrażenia i tak były świetne. Set dobry, fajnie było posłuchać więcej kawałków z Countdown, bardzo lubię ten album. Po końcowym pożegnaniu Rudego widać było, że jemu też bardzo się podobało. Oby tak dalej trzymał formę.
Drugi dzień skończyłem thrashem i trzeci dzień rozpocząłem thrashem. Kerry King na scenie nie zawiódł. Odczucia towarzyszyły mi podobne, jak przy Dark Angel rok temu. Godzina konkretnego napierdolu, czyli tak, jak powinno się grać dobry thrash. Nawet nadspodziewanie mała liczba kawałków Slayera nie przeszkodziła - solowe kawałki z nowej płyty też zrobiły robotę. Jedyny minus, że skończył parę minut przed czasem, a taki Angel of Death lub inny kotlet na deser byłby idealnym zakończeniem tego porządnego gigu. Nie wiem też, skąd narzekania na nagłośnienie - pod sceną brzmiało bardzo dobrze. Może nie aż tak, jak na Megadeth dzień wcześniej, ale wciąż była moc.
Wybrałem się w końcu na pozostałe sceny, przekonać się jak tam klimat wygląda. Miałem okazję zobaczyć przez chwilę Dark Funeral - kompletnie nie moje klimaty - oraz posłuchać High Vis i tutaj brzmiało to bardzo dobrze. Nie bez przyczyny napisałem "posłuchać", bo, biorąc pod uwagę tłum ludzi, ciężko było cokolwiek zobaczyć. Tutaj zdecydowanie jest numer 1 do poprawy za rok - coś zmienić z Desert Stage. Jeśli ma być znowu prawie 15 tys. ludzi, to może należałoby pomyśleć o lekkim przeorganizowaniu przestrzeni festiwalu, a najlepiej powiększeniu terenu (jest jeszcze trochę stoczni do zagospodarowania). Może Desert Stage przenieść tam, gdzie w tym roku była nowa strefa Chill Zone? Luźny pomysł do przemyślenia.
Po krótkim spacerze po festiwalu (miałem okazję jeszcze się załapać na wystawę zinów w piwnicy - nie taka fajna, jak zeszłoroczna wystawa obrazów, ale też dobra ciekawostka do zobaczenia) wróciłem pod Main Stage. Tam się szykował koncert jednego z moich ulubionych zespołów, czyli Enter Shikari. Panowie jak zwykle nie zawiedli i dali mega energetyczne show, aczkolwiek to był jak na razie koncert, który mi się najmniej podobał z ich dotychczasowych gigów, na których miałem okazję być. Zeszłoroczna klubówka w Progresji zdecydowanie lepsza pod względem wrażeń, przede wszystkim wizualizacji, efektów i świateł, a dźwiękowo miałem tutaj miejscami wątpliwości, czy wszystko na pewno odpowiednio brzmi. Za to na ogromny plus set - połowy kawałków nie grali w listopadzie, wskoczyło kilka pozycji, które bardzo lubię, chociaż System i Meltdown czy Jailbreak. Może będę nieobiektywny, ale mając lepszą produkcję (chociażby taką jak ostatnio w Progresji), spokojnie mogliby być headem dnia. Patrząc po tym, ile osób dookoła mnie się dobrze bawiło, nie byłbym chyba jedyny w tej opinii :). Następnie widziałem kawałek Satyricon - niezbyt moje klimaty, ale brzmiało dużo ciekawiej niż Dark Funeral. Przy innym harmonogramie może bym został pod Park Stage dłużej, ale raz, że był tam naprawdę tłum ludzi i ciężko było przejść, a dwa, nadchodził w końcu czas na gwiazdę festiwalu, czyli Bring Me the Horizon. Po koszulkach wokoło można się było zorientować, że co najmniej kilka tysięcy ludzi przyjechało specjalnie na nich, głównie w wieku licealno-studenckim (zasmuciło mmie trochę, jak zdałem sobie sprawę, że podwyższam średnią wieku pod sceną :evil:). Kto przyjechał nawet i tylko na nich, to zdecydowanie nie wyszedł rozczarowany. Naprawdę dojebane show (mode nie banuj), z efektami różnego rodzaju: od sceny pokrytej ekranami, podobnie do Gojiry rok temu, poprzez oszałamiającą grę świateł, lasery i porządną dawkę pirotechniki, aż do treści wideo w klimacie ostatniego albumu zespołu, które były przetłumaczone na język polski - pełna profeska. Sam zespół w świetnej formie, widać, że mają już wystarczające doświadczenie sceniczne do rewelacyjnego show z przemyślanym setem: z pierwszych trzech albumów nic nie grają, skupiając się na swoich nowocześniejszych brzmieniach, balansując gdzieś na krawędzi electrorocka i metalcore'u. W praktyce sprawdza się to wspaniałe, bo ze sceny leciał hit za hitem, killer za killerem. Takie Shadow Moses czy Can You Feel My Heart wykonane tak, że palce lizać. Do tego należy dodać rewelacyjne nagłośnienie i mamy przepis na koncert headlinera festiwalu. Osobny fragment należy poswięcić Oliverowi - jako frontman nie bez przyczyny powoduje pisk dziewczyn na widowni. Świetnie i czysto go było słychać, a on sam już odpowiednio operuje wokalem, aby nie zarzynać się. Do jednej piosenki wyciągnął z pierwszego rzędu jedną dziewczynę do śpiewania - co prawda jednak słabo znała tekst, ale jak ktoś dobrze zauważył, wciąż jej wokal było słychać lepiej niż Nicka Holmesa dzień wcześniej :lol:. Inny utwór Oli zaśpiewał na barierce, dając się przytulać przez osoby z pierwszego rzędu, trzymając w jednej ręce mikrofon, a w drugiej sticka z kamerą, z której obraz od razu leciał na telebimy. Kontakt z publiką na pewno warty odnotowania, a z innych ciekawostek - jako że ostatni album wyszedł jakieś 2 tygodnie temu, to jeden z utworów poleciał całkowicie premierowo live. Czy to był najlepszy koncert na Mysticu w tym roku? Jak dla mnie tak, nie dziwię się, że BMtH dostaje headlinerskie sloty też na innych festiwalach. Na forum pewnie będzie inne zdanie na ten temat :B.
Na koniec chciałem jeszcze zobaczyć Chelsea Wolfe, ale przez konkretny deszcz, który zaczął padać akurat na ostatnim kawałku Bring Me the Horizon, trzeba było przeczekać część pod dachem, a potem już skierowałem się do wyjścia. Przechodząc, miałem okazję kawałek koncertu zobaczyć i zapowiadał się bardzo dobrze, więc mam nadzieję wybrać się kiedyś na klubówkę.

Podsumowując: bardzo udany Mystic, oby festiwal sie tak dalej rozwijał. Ja natomiast wpisuję już na stałe do swojego rocznego planu wizytę w Trójmieście w tym okresie :D.

Awatar użytkownika
blackcocker
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 10198
Rejestracja: czw cze 14, 2018 9:04 pm
Skąd: HerbacianePolaBatumi

Re: 05-08/06/2024 - Mystic Festival - Gdańsk

Postautor: blackcocker » pn cze 10, 2024 10:10 pm

Część 2:
Może Desert Stage przenieść tam, gdzie w tym roku była nowa strefa Chill Zone? Luźny pomysł do przemyślenia.
Wtedy myślę, że nie mogłoby być clashów z Mainem, absolutnie żadnych.
#blackcocker2023

Najlepszą prozę pisze życie.
Ostatni jest wtedy, kiedy idziesz rzygać.


Wróć do „Koncerty, Imprezy, Spotkania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości