Dwa miechy temu? Dwa miechy temu było coś innego:
Ja nie wracam jakoś do TFF ,o ile A Matter...przyjąłem chłodno,to wywoływał on jakieś moje emocje,natomiast Final Frontier jakoś nie. Może dlatego,że wtedy byłem 4 lata młodszy,a może dlatego,że TFF w ogóle mnie nie zaskoczył. Spodziewałem się podobnej płyty,mamy niechlujne rockery utrzymane na poziomie kawałków tego typu IM ostatnio jak El Dorado czy Alchemist. Mamy nic nie wnoszący do dyskografii IM epik Steve'a When the Wild Wind Blows,który podobnie jak For the Greater Good of God pokazuję pewien przykry schemat ,a co gorsza są coraz bardziej oddalone od klasycznego heavy .To już nie jest Alexander the Great czy Clansman biorąc pierwszy z brzegu utwór z lat 80 i 90.
Mamy utwory utrzymane w stylistyce solowego Bruce'a jak Coming Home czy Starblind,wreszcie coś w stylistyce płyt z Blazem-Man Who Would Be a King.
Jedyny utwór ,który mnie autentycznie zaskoczył to Isle of Avalon.
Znowu utwory są za długie ,ogromnym zawodem są solówki,zwłaszcza Janick kompletnie się nie popisał i wraca do swoich standardów niechlujstwa ,a szkoda,bo jego sola z lat 1995-2000 naprawdę pokazywały jego wielki progres. Ostatnie w 100% udane utwory IM to Dance of Death i Paschendale i tu nic się nie zmienia, za dużo chaosu,niespójności ,ale to nie dziwi,biorąc pod uwage fakt,że Ironi teraz idą w długość,niekoniecznie w jakość.
Paradoksalnie prosty singiel Final Frontier ma przynajmiej tą zaletę,że słucha się go jednym tchem,czego o miejscami świetnym Talisman nie da się powiedzieć, intro to niestety porażka na całej linii,mówiąc szczerze.
Przykre,ale wątpie by Ironi jeszcze kiedyś zaskoczyli swoją muzyką,niestety to nie jest już zespół przez wielkie Z,gdzie odbywają się próby,a pomysły zapisywane są na szybko,tak jest z każdym wielkim zespołem,Purple przykładem ,nie ta pasja grania i motywacja,bo skąd ma się brać?
Ale swoją drogą miło, że Ci przypadł do gustu