UWAGA
W relacji są SPOILERY
więc jak ktoś nie chce znac setu itp. to proszę nie czytać
uhuuu, moja pierwsza w życiu relacja z koncertu, więc bądźcie wyrozumiali
Z Royal Tunbridge Wells (bo tam te parę dni mieszkałem) wyruszylismy ok. godziny 17 aby zdążyć na samo maiden, supporty nas nie interesowały. Dojazd 2 i pół godziny, znaleźliśmy parking, stamtąd na stadion piechotą szło się 30 minut z groszami.
Po przejściu przez bramę znaleźliśmy sklep z koszulkami. Muszę przyznać, że wybór nie był imponujący, sporo koszulek, jeden szalik, dwie "nakładki" do kubków, zestaw przypinek, czapka. Od razu uderzyła mnie kultura osób czekających na zakup. U nas polskie bydło zadeptałoby sklepik razem ze sprzedającymi, a tu, w Anglii, nikt się nie pcha, czekasz na swoją kolej jakieś 15 minut itd. Od razu pochwalę się, że dokonałem zakupu koszulki Aces High (chyba Janick w trakcie koncertu miał na sobie taką samą!) i szalika, razem 30 funtów. Koszulka specjalna na ten koncert była niezła, ale jakoś nie zachwyciła.
Na Twickenham prowadzą klatki schodowe, kierujące do danych sektorów, po wejściu na dany poziom, są bramy na dany sektor, a tam obsługa wskazuje Ci miejsce, które masz na bilecie. Sam stadion jest olbrzymi!! Są 3 poziomy sektorów!! My siedzielismy w sektorze M7 czyli na środku zachodniego skrzydła, środkowy poziom. Miejsca na stadionie są tak zrobione, ze nikt nikomu nie zasłania, aczkolwiek rzędy krzesełek są dość wąskie i "wielkoludy" powinny uważać, żeby nie stracić równowagi
. Usiedliśmy na miejscach koło godziny 20. Muzyczka, jaka leciała w tle była całkiem miła: najpierw "Breaking the Law" Judas'ów, a potem "Wheels of Steel" Saxon'a. To co w tym momencie przyciągnęło najbardziej moją uwagę, to to, że stadion jednak nie był wyprzedany, na sektorach na wprost sceny były wolne miejsca, a na płyta była po bokach i z tyłu pustawa. Jak pisze Rod w swoich pamiętnikach z Twickenham, na płytę nie mogli wpuścić więcej ludzi ze względów bezpieczeństwa.
Kiedy na scena została odsłonięta (z przykrywających ją dotąd czarnych materiałów) rozległ się krzyk kilkudziesięciu tys. gardeł
Po bokach samej sceny były 2 telebimy, a scena była "obramowana" obrazkami Eddy'ego z SiT (po lewej), SSOASS (po prawej) i z Powerslave (nad sceną).
Po chwili ruszyło "Doctor, Doctor" , potem Transylvania, w trakcie której na telebimach wyświetlili jakiś filmik o trasie, ale to dosłownie 2-minutowa zajawka była. Potem nastąpił Churchill's Speech, po którym, przy błysku ogni na scenę wybiegli Maiden. Chyba musiałem być w tym momencie w szoku, bo Aces High trwało jakoś za krótko, dosłownie nie zdążyłem sie dobrze ustawić, a już się skończyło. Następny w kolejce był "2 minutes..". W trakcie któregoś z dwóch pierwszych utworów Bruce powiedział, do publiczności aby przesunęli się o dwa rzędy w tył, i faktycznie widać było taką falę ludzi, jak sie przesuwa po płycie, cóż za kontrola nad tłumem
Następne "Revelations", wykonywane w ostatnich latach znakomicie i nie inaczej było 5 lipca, potem "The Trooper", w którym Bruce standardowo latał w swoim wdzianku z Union Jackiem w ręce. Utwór potęga
Następnie na ruszt poszedł "Wasted Years" , ale co dziwne słabo go pamiętam
kolejny hit "The Number Of The Beast" z niesamowitymi efektami pod postacią kilkumetrowych słupów ognia!! (specjalnie powiększone na Twickenham), zaraz potem panowie zagrali "Can I Play With Madness?", ale ten jakoś średnio mi przypasował (nie wiem czemu, może to wynika z innych przyczyn, o których potem napiszę). Kolejny "Rime Of The Ancient Mariner" - masakra, potęga i wszystko w jednym
i nawet ten wolny przerywnik w środku się nie dłużył jakoś. Kolejny "Powerslave" również klasa! , ognie z których wyskakuje Bruce oślepiają! przez chwilę miałem przed oczami czerwoną plamę hehehe. Następny "Heaven Can Wait" całkiem niezły, na scenę podczas "ooooo" wlazło chyba z 50 osób!! "Run To The Hills" - niesamowita forma Bruce'a jak dla mnie, kiedy obejżałem sobie ten kawałek na YT jeszcze raz, zwróciłem uwagę, że wokal jest jak sprzed 10 lat, na prawdę coś w niego wstąpiło
potrafił z siebie wydac wysokie, czyste dźwięki. Kolejny "Fear Of The Dark" - niby nie wiadomo co robi na tej trasie, ale mi w żaden sposób nie przeszkadzał! "Iron Maiden" - no tu wiadomo, Eddie z sarkofagu. Swoją drogą jakoś słabo było w tym kawałku słychać te 3 gitary, na dvd z RiR to jest potęga, a tutaj dźwięk się jakoś zlał w jedno. Potem przyszły bisy, na pierwszy ogień "Moonchild" , ze świetnym wstępem Bruce'a, który przedstawił zespół, zapowiedział, że myślą już o nowym albumie (tu chyba rozległ się największy wrzask tego wieczoru!) i jak zwykle pochwalił publiczność (w trakcie przemowy powiedział coś o tym, że mieszkańcy dzielnicy chcą spać, co wywołało buczenie na całym stadionie, a potem dodał, że my pewnie nie chcemy, co z kolei wywołało oczywiście aplauz), po czym zaintonował "Seven deadly sins...." i utwór ruszył z kopyta. Następny po nim "The Clairvoyant" - nigdy jakoś nie był dla mnie specjalny, a w tamtą sobotę, początkowe nuty utworu, myślałem, że rozniesie stadion!! Dosłownie czekałem aż się zacznie trząść w posadach
No i przyszedł czas na ostatni "Hallowed Be Thy Name". Bruce w fantastycznej formie, 3 razy pod rząd wołał "Scream for me Twickenhaaaam"!!
Po tym utworze czekaliśmy jeszcze chwile, bo myślałem, że może panowie wyjda na jakiś bonusowy bis, ale nic takiego nie miało miejsca, aż niektórzy gwizdali
Podsumowując:
Maiden w doskonałej formie!! Bruce śpiewał jakby mu odjęło z 10 lat!
Dźwięk na stadionie świetny, nie za gośno, nie za cicho, w sam raz. Poza tym dało sie słyszeć wszystkie 3 gitary, bass i perkusję, a ten z Amigos, który miał akurat solówkę, był chyba lekko podgłaśniany. Najlepsze, że nad lotniskiem lądowały samoloty na pobliskie Heathrow, i ich nie było wogle słychać
Efekty na scenie niesamowite! Ognie w NOTB czy Powerslave, albo mgła w Rime.
Cóż wadą koncertu było to, że odbywał się przy świetle dziennym, niestety ze względu na mieszkańców pobliskich domów. Ciemno było właściwie już tylko na bisach, więc w sumie nie uświadczyliśmy w pełni efektów świetlnych ze sceny, ale nie ma co narzekać. Kolejny, raczej drobny, minusik to publiczność. Koleszka po mojej lewej stał cały koncert z rękami w kieszeniach: chłopie jestes na koncercie heavy-metalowym!!!!! Generalnie mało ruchawi byli ludzie, za to przede mną o 2 rzędy dalej, dwóch (na oko) 50-latków dawało ostrego czadu, za co mają mój wielki szacun!
Ale jeśli chodzi o śpiewanie to większość śpiewała, ale też miałem wrażenie, że z osób w moim otoczeniu tylko ja śpiewam, skaczę itd. Przed nami stała matka z dwoma synami, heheh szacunek za to, ze wytrzymała cały koncert i nawet śpiewała.
Dziwne mam przemyślenia z koncertu. Czekałem pół roku, koncert niesamowity, ale jakoś mało z niego pamiętam, musiałem sobie na YT przypominać co Bruce jak zaśpiewał itd. Też miałem taki odruch, że nie patrzyłem na scenę, tylko na telebim najczęściej, bo na scenie mało widać trochę (to chyba taki odruch, tkwiący gdzieś w psychice). Sporo się rozglądałem po stadionie i ludziach, jak reagują itd. Czasem śpiewałem razem ze wszystkimi, a czasem tylko słuchałem. W sumie mam dziwne wrażenie, że żeby w pełni uczestniczyć w tym koncercie tak jak bym chciał, to bym musiał na nim ze 3 razy być hehehe
Nie wiem, czy z tych co byli pierwszy raz na Maiden, czy macie podobne przemyślenia??
Powrót do parkingu znowu około pół godziny, a potem wyjazd z parkingu trwał z półtorej godziny!! masakra, w końcu dotarliśmy do hotelu po 1 w nocy. Ale było warto!!
Ufff... ale długa ta relacja, jak ktoś dotarł do końca, to gratuluję cierpliwości
Pozdrawiam!!!