OK, zatem czas na moją relację
:
Na stację metra na Racławickiej dotarłem koło godziny 18:20, tam o "wpół do" umówiony byłem z przyjacielem mym, w celu późniejszego udania się na koncert Iron Maiden. Po odszukaniu się, udaliśmy się w kierunku Gwardii. Po dojściu pod obiekt (jakoś koło godziny 19), zdziwiło mnie, że sporo ludzi stoi, a nie wchodzi. Myśmy weszli "z marszu", po czym zaraz za bramką koledze przeszukali torbę i kazali wyrzucić nakrętkę od Coli, bo przecież po to idziemy na koncert, żeby rzucać butelką w ludzi, no nie?
Po przejściu przez bramkę postaliśmy chwilę w alejce, k. kortów tenisowych, słuchając Made of Hate i czekając na ekipę znajomych kumpla, którzy ostatecznie nie pojawili się (gościa z biletem VIP nie chcieli normalnie na płytę wpuścić hahahaha
) no więc udaliśmy się na trybuny.
Od razu z wejścia znaleźliśmy dobre miejsce u góry trybuny i tam już staliśmy do końca. W tym miejscu chciałbym podziękować bardzo miłemu Panu, który zechciał mnie przepuścić przed siebie, tak, że widziałem wszystko dobrze i ja i ten Pan. Bardzo serdecznie dziękuję
W tym czasie Made of hate zepsuł się wzmacniacz, ale chłopaki nie poddawali się, tylko nadal rozgrzewali publiczność, za co mają mój szacuneczek, bo w końcu nie było to proste przy 20-kilku tys. masek, ale oni nie stracili zimnej krwi
Generalnie muza jaką grali była jak dla mnie OK, jak raz, żeby coś tam grało, w każdym razie kolega twierdził, że za bardzo Children of Bodom kopiują, ale mnie tam pasowali. Po zakończeniu supportu, trzeba było czekać na Maiden, troche sie dłużyło, ale jakoś wytrwaliśmy, bawiąc się przy okazji obserwując niedaleko nas dwóch podpitych kolesi, którzy zrobili "niedźwiedzia" i stali przytuleni, podczas gdy w tle leciał "Heartache every moment" HIMa
dla mnie ta cała scena wygrała po prostu!!! Potem ta sama dwójka, jeszcze przed 20 zaczęła skandować "Maiden, Maiden" , co w sumie średnio wyglądało, zważywszy na to, że nikt do nich nie dołączył.
Nareszcie oczekiwanie dobiegło końca. Pan koło mnie dostrzegł, ze w kierunku sceny idzie zespół! (Widać ich było z naszego miejsca, jak szli, koło tych tirów w kierunku sceny). No i za chwilę zaczęło się!
Najpierw "Doctor, doctor",potem "Transylvania". W końcu poleciało intro
Churchill's speech. Dla mnie jest ono genialne na koncerty. Zaraz potem wyskoczyli na scenę bogowie metalu! Naturalnie wywołując wrzawę na Gwardii. Teraz opiszę pokrótce kawałki, które grali:
Aces High świetna forma Bruce'a sprawiła, że wykonanie Aces High nie tylko z Gwardii, ale w ogóle z tej trasy przebiło LAD , po prostu piękny opener, w sam raz na koncert
2 minutes to midnight generalnie na tej trasie wykonywane b. dobrze, ale to jak zaśpiewali ten utwór na Gwardii, to dla mnie było MISTRZOSTWO!, stawiam niemal na równi z wykonaniem z LAD!
Revelations fajne było, jak Bruce przez chwilę trzymał flagę naszego kraju, potem rzucił ją w publiczność
Revelations jak zwykle wykonane perfect! W tym utworze Maideni nie schodzą od paru lat poniżej wysokiego poziomu.
The Trooper bardzo mi się podobał, ale jakoś tak standardowo zabrzmiał, po prostu typowy koncertowy utwór, ale na Warszwskim gigu średniak moim zdaniem, choć fajnie było popatrzeć jak Bruce lata w mundurze i z flagą
Wasted Years oczywiście na koncercie szalałem na każdym z utworów, ale jakoś Wasted moim zdaniem średnio pasuje na koncerty (zwrotki są dynamiczne, ale jakoś refren taki dziwny), podobnie jak HCW, coś z tymi utworami jest nie tak, takie mi sie czasem wydają "toporne" w porównaniu do takiego Aces high, czy Revelations, niemniej jednak oba były solidnie wykonane
Number of the Beast wstęp recytował chyba każdy na tym stadionie, no i ten krzyk Bruce'a na początku utworu: miodzio
po prostu klasyk koncertów Dziewicy
Can i play with madness wstęp Bruce'a "o jazzie" uważam za b. fajny, jakoś tak zaskoczył mnie tym wstępem, a potem nagle wszyscy "Can i play with madness"!! fajnie to wyszło, sam utwór, standardowo, b. dobrze
Rime of the ancient Mariner heheh, numer z pytaniem kto był na Long Beach i oczywiście połowa osób krzyczy, że byli, mimo, że średnia wieku na koncercie wynosiła jakos tak koło 26-27 lat pewnie
Sam utwór = perełka
no i scenografia (od nas, z sektoru nie było tego widać, ale potem na fotach widziałem te podarte żagle niby, fajnie robiły klimat utworu). Nie wiem tylko czemu nie pozwolili mgle spływać na ludzi (jak w Londynie), dziwnie ją podwiewali, ale fajny był moment jak była cała scena we mgle i na środku tylko Steve'a było widać z basem
Powerslave podobało mi się jak chłopcy przeszli od razu z Rime do Powerslave. Sam utwór wykonany super, tylko Bruce sie dziwnie spóźnił na te "ognie" z których powinien wychodzić, a tu ogień zapłonął, zgasł i wtedy dopiero Bruce wybiegł, więc trochę to sie nie zgrało, dziwne też, że nie wychodzi dopiero w refrenie, lepszy efekt by był. Sam "Powerslave" i "Scream for me Polska!" to coś pięknego!!
Heaven can wait patrz ->
Wasted Years HCW fajne, tylko dziwnie tych ludzisków na scenie trzymał ochroniarz, nie mogli wyjść sobie spokojnie stanąć, w Londynie to po całej scenie chodzili i było OK
Run to the hills kiedyś tam czułem przesyt tym utworem, ale uważam, że dobrze się nadaje na koncerty i powinien nadal być grany, bo na Gwardii (podobnie jak na Twickenham) wyszedł b. dobrze
Fear of the Dark zupełnie mi nie przeszkadzał na tej trasie, mimo, że nie z tego okresu, wykonanie na Gwardii potwierdziło mnie w przekonaniu, że bez tego utworu koncert Maiden odbyć się nie może
Ponadto był to jedyny utwór, gdzie na prawdę słyszałem całą publiczność (o czym później dokładniej napiszę)
Iron Maiden lubię ten moment, jak Dave gra riff i tylko na niego jest światło skierowane, a potem inne gitary dołączają. Dla mnie ten utwór to hymn Iron Maiden, w Warszawie nie inaczej! Świetnie się krzyczało "Iron Maiden 's gonna get you, wherever you are!"
No i Eddie mumia (niestety słabo go widziałem, bo mimo, że pod lepszym kątem niż w Londynie, to scena w Warszawie, była bardziej "obudowana" od boków, czyli głębsza jakby, więc Eddiego widziałem tylko w sumie rękę
) , najfajniejszy Eddie ze wszystkich chyba tras Maiden.
Po utworze Maideni zbiegli ze sceny, oczywiście rozległo sie "Maiden, Maiden" i klaskanie. Zaraz potem wrócili, wokalista przedstawił zespół, a Nicko powiedział, ze Bruce ma 50 lat (jakbyśmy o tym sami nie wiedzieli
) więc udało się w końcu skoordynować Happy Birthday, bo wcześniej to słabo wychodziło. Następnie pora na bisy:
Moonchild ze wstępem z płyty 7 son.... robi wrażenie, generalnie b.solidny utwór, powinni go na innych trasach też grać
The Clairvoyant wstęp do tego utworu mnie rozwala, uwielbiam moment jak gra sam bass, potem dołącza sie jedna gitara, druga, i potem na całego, na koncercie to wychodzi rewelacyjnie! Eddie-Cyborg także super! szkoda, że tak krótko był na scenie
Hallowed be thy name nienawidzę końców koncertów Iron Maiden, nie nawidzę...
ten utwór to miazga , klasyka panie i panowie
No i po ostatnim utworze, jeszcze tylko patrzeliśmy jak zespół wychodzi ze sceny, jak idą w kierunku swojego transportu i poszliśmy z kumplem w kierunku wyjścia, tam czekaliśmy na ekipę z VIPów (nie chcieli ich wypuścić z VIPowskiego sektora hahahaha
) Przy okazji widziałem Wicker Mana ze znajomymi (byćmoże to ktoś z Sanktu...??) bo staliśmy pod przychodnią przy wyjściu. Po zebraniu ekipy poszliśmy w kierunku metra
Czas na podsumowanie (i od razu porównam do koncertu w Londynie):
forma zespołu bardzo dobra!!!! Kiedy czytałem w pamiętnikach Roda, że chłopaki w Londynie grali na 110%, specjalnie na tamten koncert się szykowali, to trochę się bałem o Polski koncert, że nie będzie aż tak fantastycznie. Powiem, że było tak samo, jeżeli nie lepiej.
To właśnie świadczy o wielkości zespołu, że grają zawsze na full możliwości, niezależnie czy w Londynie przy 50 tys. czy w Polsce przy 30 tys. czy w hali w Paryżu przy 15 tys. No i "Scream for me Warsawa" czy "Scream for me Polska" , to było wspaniałe, dwa słowa po Polsku, a ile tłum miał radochy
Organizacja i obiekt No wiadomo było od początku, że w Anglii lepsza organizacja i wygodniejszy obiekt, i spodziewałem się szczerze tragedii na Gwardii, że będzie b. kiepsko. Mile byłem zaskoczony
nie było źle, w każdym razie nic nie przeszkadzało w odbiorze widowiska (jedyny minus to te zakrętki do butelek)
nagłośnienie W Anglii może trochę lepsze, ale generalnie w obu koncertach tak samo, czyli dla mnie wystarczająco dobrze, a nawet bardzo dobrze. Słyszałem wszystkie gitary, perkusję, wokal, bas itd. Nie uważam, że na koncercie musi być idealny dźwięk i w ogóle, bo to nie dvd, to nie album studyjny, tylko koncert. Niemniej jednak słyszałem o problemach ze słyszalnością gitar czy wokalu, nawet na płycie - co każe mi przyznać ocenę za nagłośnienie powiedzmy 4-
publiczność na Gwardii, nie byłem pewien czemu, słabo słyszałem publiczność - nie dość, że koło mnie mało osób śpiewało, to tych z płyty w ogóle nie słyszałem, jakoś się rozmywało, stąd nieudane Happy Birthday, czy "Sto Lat", jedynie na FOTD dobrze słyszałem wszystkich oraz w trakcie akcji z klaskaniem do utworów, wtedy można było to jakoś skoordynować ze sobą, pewnie wynikał ten problem z otwartości stadionu Gwardii, bo jednak Twickenham był takim zamkniętym "pudełkiem" , tylko bez "sufitu" , więc tam o wiele lepiej słyszałem publikę. A zatem przez to, że nie słyszałem ludzi, to w Warszawie mniej śpiewałem, więcej słuchałem, próbowano parę razy w naszej okolicy "Sto lat" ale stadion "nie podłapał".
Flaga Jack i Budziol = SZACUNEK!!! flaga była doskonale widoczna i krążyła po całej Gwardii, nawet do nas dotarła
Ciekawe co Maideni na stronce napiszą (Rod w pamiętnikach)
Podsumowując - koncert był zajebisty!!!!
stawiam go o małe oczko wyżej niż ten w Londynie, chyba gównie ze względu, że był dla Polaków
Na zakończenie powiem tylko tyle: jakoś następnego dnia całą radość z koncertu zabrał mi wypadek w Czechach. Bardzo smutne wydarzenie, a gdy pomyślę, ze tam jechali "nasi" czyli fani, tacy sami jak my, to tym bardziej odczuwam ten smutek
Cóż, "Hallowed be thy name" [*]
To by było na tyle!! Up the Irons