Postautor: RALF » sob maja 23, 2009 1:57 pm
„Iron Maiden Wielkim Zespołem Jest”.., tą gombrowiczowską formułką pozwolę sobie rozpocząć recenzję albumu, który w ostatnich latach budził niesłabnące emocje!
„A Matter Of Life & Death” został wydany z końcem sierpnia 2006, na fali ogromnego sukcesu trasy światowej z roku poprzedniego. Muzycy złapali pozytywne fluidy i już pod koniec 2005 rozpoczęli wytężoną pracę nad następcą „Dance Of Death”, albumu popularnego lecz nie do końca spełniającego oczekiwania rzeszy fanów grupy…
Pierwsze przecieki z Sarm West Studios (Londyn) wskazywały jednoznacznie, iż będziemy obcować z dziełem o epickim charakterze i wybitnie progresywnej strukturze! Maiden to jak na metal kapela ambitna, dlatego ten zamysł nie dziwił zainteresowanych a w przeszłości taki eksperyment niejednokrotnie zdawał egzamin celująco!
Każdy zorientowany w temacie, zna i słyszał genialne dzieło z 1988 - „Seventh Son…” Gdy w czerwcu 2006 rozpoczęła się właściwa kampania promocyjna, nieliczni mogli przekonać się osobiście o jakości nowej propozycji Maidenów! Na promocyjny singiel wybrano rzecz absolutnie niestandardową. „Reincarnation Of Benjamin Breeg” to progresywna, dość ponura pieśń oparta o siłowe, punktowany przez sekcję riffy. Całość posiada ogromny potencjał emocjonalny i zamyka się w 7miu minutach, 22óch sekundach czasu trwania!
Muzycy nie zgodzili się na jakiekolwiek ‘cięcia’ czasu utworu i zarówno singiel jak i dość standardowy video-clip, oddawały co do nuty charakter studyjnego oryginału! W dzisiejszych czasach, gdzie stacje radiowe traktują promocyjne single jako ekwiwalent reklamowego spotu, to komercyjne samobójstwo. Cóż, gwiazdy pokroju Maiden mogły pozwolić sobie na podobne ekstrawagancje. Ba, wielu fanom kompozycja przypadła do gustu tak bardzo, iż w Skandynawii, Kanadzie, Hiszpanii, Grecji czy na Węgrzech - „Benek” trafił na szczyt zestawień list bestsellerów! Kiedy album „AMOLAD” zagościł na sklepowych półkach a zdjęcia formacji znalazły się na coverach najważniejszych magazynów, fani otrzymali 10 kompozycji o łącznym czasie 72 minut, najdłuższym w karierze Irons!
Otwierający całość „Different World”, drugi singiel, zachowuje wszelkie cechy standardowego hitu Iron Maiden, typowego otwieracza. Dynamiczna praca sekcji, śpiewny refren i najkrótszy czas na krążku. Poprawny, niczym nie wyróżniający się singlowy song, zrobili takich wiele. Pozory zachowawczości mogły mylić! „These Colours Don’t Run” rozwija się z lirycznego intra ku ostrej szwoleżerce gitar, bazującej na celtyckiej linii melodycznej. Uwagę zwraca tekst, będący hołdem dla wojsk państw walczących na obczyźnie.
Maiden już wielokrotnie w przeszłości zdradzali tendencje do podejmowania tematyki militarno- patriotycznej, jednak w świetle historii najnowszej, ta deklaracja wydaje się być aktualną jak nigdy! Koleje kompozycje w warstwie lirycznej w zaangażowany sposób nawiązują do tematyki światopoglądowej i sporów religijnych. „Brighter Than A 1000 Suns”, zdecydowanie jeden z najciekawszych na krążku tematów, podejmuje próbę moralnej oceny wynalazców bomby atomowej, skłania do refleksji nad wizją cywilizacji ery atomu. Upiornej wizji nuklearnej zagłady, partneruje pełna dramaturgii muzyka, niesamowicie ciężki (jak na ten band) riff wręcz powala, mamy świadectwo mistrzostwa świata w kreowaniu dramaturgii i atmosfery, tak to zdecydowanie jedno z arcydzieł Iron Maiden a dalej wcale nie jest mniej frapująco….
Przebojowy „Pilgrim” ma w części instrumentalnej coś z gitarowej szarży znanej z „Powerslave” a podniosły, wręcz filmowy „The Longest Day” STANOWI KOLEJNY DOWOD NA TEATRALNE ZDOLNOŚCI NARRACYJNE Dickinsona, jak ten człowiek to robi, przecież w sumie taki patent jest ograny przez grupę do bólu a ciągle frapuje!? Na płycie znalazło się miejsce na klasycznej balladę, oczywiście nie pozbawioną smaku- „Out Of The Shadows” ma wszelkie cechy podobnych kompozycji z solowych CD Dickinsona, jest tu miejsce na akustyczne kanto a’la Jethro Tull, oczywiście proporcje stylistyczne pozostały wciąż w kanonach hard rocka! „For The Greater Good Of God”, powiem szczerze, mój osobisty faworyt, czegóż tu nie ma! Liryzm, dramatyzm, patos, orkiestracja, żonglerka nastrojów i ten wieloznaczny tekst.
Ciekawe co pomyślałby Osama Bin Laden po wysłuchaniu tej kompozycji? Kolejne, dwie ostatnie, „Lord Of Light” i „Legacy” to już wyższa szkoła jazdy. Powiem tak, jeśli obca jest wam twórczość wczesnego Genesis czy King Crimson, nie zaakceptujecie tego stuffu!!! Tu nie są istotne podziały gatunkowe, że o zachowawczości aranżacyjnej nie wspomnę. TU GŁOS MA SZTUKA W CZYSTEJ FORMIE, mistrzostwo łamane geniuszem, wsparte wirtuozerią i najlepszymi wzorcami sięgającymi harmonii kompozycji klasycznej! W metalu nie wielu jest i było artystów ocierających się o sztukę w stopniu właściwym Maiden!
Akustyczne interludium tkane przez tercet Smith/Murray/Gers przed właściwym wątkiem „Legacy” powinno się zamiścić na krążku demonstracyjnym w konserwatorium, oceńcie sami! Wielkie dzieło, album wzbudził olbrzymie emocje jednakże całościowa ocena była jednoznacznie pozytywna i dziś „AMOLAD” zalicza się w poczet klasycznych dokonań Maiden! W sukurs GIGANTYCZNY sukces rynkowy, największy od 1988, album wszędzie trafił do Top 3 i Top 5 list bestsellerów, plasując się z biegiem czasu w 20tu państwach na #1!!! Jedynie w USA i Oceanii, była to „tylko” Top 10…
Warto docenić brzmienie całości, niezwykle organiczne i żywe, nie podbite masteringiem, ten album to zdecydowanie najlepsza praca Kevina Shirleya. Posłuchajcie i konesujcie się, AMEN !
Ocena: 5/5