Moderator: Administracja i Moderacja SanktuariuM
Świetny post. Można powiedzieć że kogoś takiego zabrakło Di Anno.Ozz podpisał cyrograf z Sharon. Dzięki niej zrobił karierę solową. Sam, bez Sabbsów nie zrobiłby nic. To ona pokierowała wszystkim. Trzeba przyznać, że markę Ozzy Osbourne pizda wypromowała w niemożliwy sposób. Facet, który nie umie śpiewać i jego jedynym atutem jest to, że robił to wcześniej w Sabbatach, zrobił mega karierę solową. Niestety pizda traktowała muzyków towarzyszących Ozzowi jak wynajętych roboli. Oczywiście przy jego aprobacie. Tworzyli dla niego najbardziej charakterystyczni muzycy, posiadający swój wyjątkowy styl. Tworzyli rzeczy cudowne. Ale to Ozzowi oddaje się hołdy. On dorobił się jakiejś pokracznej aury Księcia Ciemności. Ten niedorozwinięty niezguła zdalnie sterowany przez pizdę.
Szkoda, że Randy nie żyje i nie doczekaliśmy jego płyt po Ozzym i że Jake E Lee nie rozbłysł po Ozzym choć na to zasługiwał.
Akurat z tym stwierdzeniem, to bym polemizował. Bo wkład Ozzy'ego w jego płyty solowe był wcale nie mniejszy niż tych wymienionych wcześniej. Ozzy często przynosił napisany tekst lub jego "zarys" z ułożoną uprzednio melodią wokalną i pod to np. Randy albo Jake robili kawałki. Sam Jake E.Lee o tym mówił w wywiadach i w jednym programów VH1 z serii Behind The Music razem z Bobem Daisley'em właśnie.Te albumy tworzyli wszyscy z wyjątkiem Ozza. Za jego sukcesem stoi Randy Rhoads, Bob Daisley, Jake E. Lee i Zakk Wylde. I taka jest prawda.
A czy proste, to oznacza z punktu gorsze? Tym bardziej w gatunku jakim jest heavy metal? Gdyby wokale były pogmatwane jak na pierwszych płytach Kataklysm albo w Cattle Decapitation, to by były lepsze? Ponieważ, to co skomplikowane jest z natury lepsze? No nie wydaje mi się... Tym bardziej, że muzyka Ozzy'ego na płytach solowych nie byłą nie wiadomo jak skrajnie techniczna.Ozzy na pewno miał swój wkład w postaci tworzenia linii wokalnych, to fakt. Z tym, że te jego partie są generalnie proste jak konstrukcja cepa.
Akurat jeżeli chodzi o to, czy "Who Are You" jest kawałkiem słabym, to napiszę tylko tyle, że jeszcze jakoś jako jedenastoletni czy tam dwunastoletni chłoposiu miałem "Who Are You" i "Killing Yourself To Live" za najsłabsze utwory z "Sabbath Bloody Sabbath". Ale któregoś tam wieczora puściłem sobie te płytę będąc sam w domu, przy zgaszonym świetle, w kompletnej ciemności i totalnym spokoju i skupieniu... I wtedy dotarło do mnie jak dobrymi kawałkami, o innym niepowtarzalnym klimacie są wspomniane utwory. Jeżeli o klimat idzie, to zwłaszcza chodzi mi o "Who Are You" właśnie.Ozzy napisał kiedyś piosenkę, której jest w pełni jego - Who Are You z SBS (przynajmniej tak kiedyś mówił, teraz patrzę i niby cała płyta jest współtworzona przez kwartet). Ogólnie to, jak wypada na tle pozostałych numerów z tego albumu nieźle pokazuje jego kompozytorskie umiejętności. I nie chodzi mi nawet o to, że jest to kawałek zupełnie inny stylistycznie od takiego Killing Yourself to Live, on jest po prostu słaby. W swojej kategorii, jak i jako numer BS.
No i w tym momencie nie miałbyś głowyDaję głowę, że kupiłbyś w ciemno Oczy zielone Zenka Martyniuka, gdyby to np. zaaranżował, zagrał i zaśpiewał Kai Hansen z Gamma Ray.
Użytkownicy przeglądający to forum: johnny_o i 2 gości