Miałem w ogóle nie jechać na jakikolwiek koncert na tej trasie. Gdzieś w kościach czułem, że z setlistą pojadą po najmniejszej linii oporu, ale rozdmuchają wokół trasy taka otoczkę, że wszyscy będą mieć wrażenie obcowania z czymś dotąd zupełnie niespotykanym.
Ale, ponieważ mam w Londynie bardzo dobrego przyjaciela i bardzo lubię wpadać do UK, w chwili gdy padł tu cynk, że dorzucili bilety pod scenę, decyzja zapadła dosłownie w 3 min. O tyle dziwne, że ja ostatnie kilka gigów zaliczałem z trybun

Nie śledziłem wcześniej żadnych relacji, nie oglądałem żadnych filmików, ale niestety wiedziałem jaka będzie setlista - kotleciarnia, no i to, że Maiden wreszcie weszło w XXI wiek jeśli chodzi o oprawę koncertów.
Jakoś po 13:00 byliśmy w Eddie's Dive Bar, gdzie jeszcze nie było super tłumu, więc machnęliśmy Trooperki i zaczęliśmy łapać koncertowy klimat. Potem wycofaliśmy się na Stratford, żeby zjeść coś bardziej przyzwoitego niż to, co serwowano przy stadionie.
Ok 16 dotarliśmy pod bramę, gdzie czekała nas 1h stania w pełnym słońcu (w sobotę było tam 29 st). I tu pozytyw - ekipa obsługująca event dbała o to, żeby każdy mógł w każdym momencie dostać wodę. Miałem koszulkę Sanktuarium z husarzem, co przykuwało uwagę i w sumie dobrze, bo dzięki niej spędziłem tę godzinę na pogadance z niejakim Kevinem, który kupił bilet w piątek (!) na Halestorm, ale jak powiedział, skoro Maiden jest w pakiecie, to też obejrzy
Żadnego "konga" przy wchodzeniu do GA nie doświadczyliśmy (byliśmy jakieś 40m od pierwszej linii), ale mogło coś być na rzeczy z tymi barierkami, bo ekipa sprawdzająca opaski była wyjątkowo nerwowa. Pozycyjnie ulokowalismy się w okolicach 8go rzędu, lekko na lewo od centrum.
The Raven Age do zapomnienia, ale już Halestorm mnie zaintrygowali - to jaki wokal ta mała kobitka potrafiła z siebie wydobyć, wow. Centralnie na mnie spadła kostka gitarowego, którą oddałem jakiejś lasce obok.
A, no i po ich występie byliśmy z kumplem już 2 rzędy z przodu. Obok mnie jakiś latino americano przesuwał się podobnie jak ja, dało się wyczuć, że wkrótce będzie między nami akcja o lepszą pozycję (szczególnie gdy już rozpuścił włosy

).
20:15 i się zaczęło. Adrenalina skoczyła, a ja sobie przypomniałem, że koncertów Maiden się nie opuszcza

Moja dokładna lokalizacja w tym momencie była naprzeciw Adriana. Dosyć szybko znalazł się magik, któremu zachciało się crowd surfingu i to z trasą akurat nad moją głową, jakąś babkę też wcześnie wyciągano z barierek. Musiałem również uważać na latino americano po prawej i ostudzić łokciami kolesia za mną. Z lewej miałem spokój (laska od kostki Halestorm), a przed sobą niskiego kumpla. Wkrótce jakaś parka przed nami przy barierkach też wymiękła, więc pozycyjnie robiło się coraz lepiej. Potem jeszcze dwukrotnie podawałem ekipie osoby, które nie dały rady, w tym kumpla, który będąc do tego momentu niezwykle aktywnym, gdzieś w połowie gigu nagle znieruchomiał, zwiotczał i zaczął się osuwać. Zrobiłem więc to, co zrobiłby każdy przyjaciel od ponad 40 lat, czyli podałem go obsłudze i bawiłem się dalej

Mniej więcej w tym czasie znowu zaczęło się mocne napieranie z tyłu, trochę zakręciło tłumem, laski z lewej zniknęły, latino americano z prawej też...a ja byłem w 2gim rzędzie. I tak już zostało do końca koncertu.
Wrażenia? Nie mogę im wybaczyć, że zapowiadając trasę obejmującą 9 pierwszych albumów, całkowicie pominęli jeden z nich, a z innego wpakowali cztery. No ale przecież trzeba pogadać o srającym ptaku i pobiegać w masce, a potem w goglach.
OK, potem jak już jesteś na koncercie, to i tak zdzierasz gardło

Forma zespołu bardzo na plus. Tak, Simon daje im solidne fundamenty i energię, której schorowany Nicko już po prostu nie miał. Nie próbuje błyszczeć, gra z szacunkiem dla partii w wersjach live, nie tak gęsto jak Nick, ale naprawdę wystarczająco dobrze, żeby odbiór całości był po prostu spójny.
Dave jakiś taki nieobecny - nie wiem czy to upał i duchota, ale był w moim odczuciu niewyraźny, chwilami przewracał oczami jakby miał zaraz zemdleć. Bruce - jest moc, energia, skala, tylko do cholery on siebie czasem chyba nie słyszy, gdy śpiewa nie w tempo (wyraźnie kołując resztę na scenie). No i tak - był wyraźnie poruszony tym, że przyszło 75 tys ludzi i poza "we will return" w TNOTB, na koniec powtórzył, że jeszcze wrócą, jak James Bond

Scena dla mnie bomba. Nareszcie wykorzystują potencjał jaki mają w swoich grafikach. Lodowa sceneria na SSOASS, czy statek kosmiczny na WY - wow! Początkowa animacja też bardzo w punkt.
A teraz rozważam koniec trasy w Warszawie

If 50 million people say a stupid thing, it's still a stupid thing.