Set spoko. Organizacja tragedia. Jutro (znaczy dziś ale jak się obudzę) napiszę więcej.
Edit:
Nie mieliśmy w planach tego koncertu, ale ponieważ i tak musieliśmy pojechać w ten weekend na południe kraju, to kolega Cocker zaproponował, że "Skoro będziecie koło Krakowa, to może na Turbo na Śląsk wyskoczymy. W uczciwej cenie grają". Trochę pomyśleliśmy i stwierdziliśmy, że w sumie można (potem okazało się, że bliżej, a na pewno szybciej, byłoby z Warszawy niż miejsca, w którym byliśmy

Jednak ekspresówki czy EIP to szybki środek transportu.
W Krakowie pojawiliśmy się kolo południa, koncert miał być wieczorem, więc była jeszcze szansa obejrzeć wspólnie pierwszy mecz Polek na MŚ zanim ruszyliśmy w krętą podróż do Miasteczka Śląskiego. Przez ten nieszczęsny pociąg, który po koncercie miał zawieść chętnych z MŚ do Bytomia, jako pierwszy w nawigację został wpisany ten nieszczęsny Bytom. Dojechaliśmy tam i widzimy, że "ej, ale tu niczego nie ma"

Szybkie sprawdzenie wpisanego w nawigację adresu i adresów na plakacie skończyło się wybuchem śmiechu i stwierdzenie "a, bo to jeszcze kilkanaście kilometrów". "Dobrze", że mieliśmy z pół godziny zapasu. Dojechaliśmy sprawnie, ale pierwsza wtopa organizacyjna to dla mnie brak zorganizowanego parkingu. Był kawałek pod lokalnym dino, a poza tym samochody porzucone wzdłuż ulicy. Jednak MŚ to nie jest duża miejscowość i należało się spodziewać, że będzie sporo przyjezdnych (choćby ze Śląska). Jakiś parking powinien być zorganizowany.
Sam teren spoko. Ochrony w śladowych ilościach i nic nie sprawdzała. Tzn. bezpośrednio pod scenę nie można było wnosić napojów, ale sprawdzali tylko czy nie masz kubka w ręku, więc puchę w kieszeni na luzie można byłoby wnieść. Podobnie jak nóż

Kupiliśmy jakieś piwo (cocker) oraz popcorn (moje młode), spotkaliśmy Ceziego i w powiększonej grupie czekaliśmy aż skończy się przerwa po "poprzednim zespole", który kończył grać jak wchodziliśmy na teren "stadionu", na którym odbywała się impreza. Minęła chwilę, wybiła 20:25 i na scenie pojawił się zespół... Leniwiec. "Ej, co jest". Szybkie wyjaśnienie Ceziego "tak, jest 50 minut obsuwy". Fantastycznie. Żeby umilić nam czekanie dodatkowo zaczął padać deszcz. Leniwiec grał kupę czasu - parę numerów ok, parę coverów, parę żenujących. Wreszcie konie i poszliśmy pod scenę. Zajęliśmy miejsce na barierkach i czekaliśmy. Turbo rozstawiło się w miarę szybko po czym zaczęła się walka ze sceną. Najpierw nie było dźwięku z mikrofonów (na szczęście z tego, który trzymał konfenansjer również), potem kable były za krótkie i chłopaki walczyli, żeby zapas kabla na mikrofonie dla Tomka był wystarczający. Było jeszcze coś nie tak z gitarą Przemka, ale ostatecznie techniczni uznali, ze jest w porządku i 1:20 po czasie na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru.
Poleciało intro. Nagle w połowie urwało się i zaczęło lecieć od początku. W połączeniu z problemami przy ustawianiu instrumentów nie wróżyło to dobrze. Z drugiej strony znak, że będę grane utwory z Blizn. Zaczęli od Nowego Rozdziału. Dźwięk tragedia (a na Leniwcu brzmiało bardzo fajnie). Oczywiście ustawieni za głośno. Sekcja kryła gitary. W zasadzie podczas Rozdziału ledwo je było słychać. Potem stopniowo się poprawiało, ale dobrze było dopiero na "Już nie z Tobą". Pełen sabotaż nowej płyty, Wraz z zespołem na scenie pojawił się Bartek Struszczyk. I to największy plus tego koncertu. Obecność Bartka oznacza zazwyczaj dużo nowych numerów (tych ostatecznie było 5) oraz fajniejsze wykonania numerów śpiewanych na dwa głosy. Z Blizn dostaliśmy po kolei Intro (z taśmy), Rozdział, Na dno, WWWW, a jakiś czas potem jeszcze Magnetyczny sen i Zwyczajnie nie. Szczerze mówiąc widząc Bartka mocno liczyłem, że pojawi się Do domu, bo tam tego drugiego wokalu chyba najbardziej brakuje w solowych wykonaniach Tomka (najbardziej musi się spieszyć, żeby drugi głos zaśpiewać), ale trudno. Najgorszy fragment to zdecydowanie sekcja kawaleryjska jak jedno za drugim poleciały obie kawalerie (jak ja nie lubię "palenia zgierza") oraz "galeon". Do tego wspomniane Już nie z Tobą oraz Wybieraj sam (spoko, nieoczywisty wybór ze Smaku). Jak zespół się kłaniał przed bisami, zrobiliśmy szybką ewakuację, bo niektórzy z nas mieli przed sobą 3 godziny jazdy, a żadne z nas nie miało ochoty na słuchanie Dorosłych dzieci. Oczywiście nas to nie ominęło, bo zanim doszliśmy do samochodu, zdążyliśmy wysłuchać większości tego kawałka. Nie wiemy czy zagrali coś jeszcze, ale Cezi pewnie uzupełni na setlist i będzie można sprawdzić.
Podsumowując set fajny, bo sporo Blizn. Szkoda, że grając 4 numery z Kawalerii znowu nie zagrali Grzeszników (było za to WWW). Dźwięk bardzo słaby. Organizacja tragedia - przede wszystkim za ogromny poślizg.
Publiczność zróżnicowana. Sporo starych metali, trochę menelstwa, trochę dzieci (takich poniżej 10 lat) i naprawdę sporo młodzieży, która rozkręcała ostre pogo. Rozczulił mnie stary metal, który przed koncertem stwierdził "Długo na nich czekałem. Liczę, że ostro dadzą do pieca. Najbardziej czekam na jaki był ten dzień i dorosłe dzieci", a potem przez 3 pierwsze numery wyglądał jakby się zastanawiał "gdzie do cholery jest Kupa". Trzeba mu jednak przyznać, że jak się już doczekał tego "dnia", to uczciwie go zaśpiewał. Na koncercie w Jarocinie też był taki ananasek, którego ulubionym numerem był dzień, ale w ogóle nie znał tekstu. Naszło mnie jeszcze takie przemyślenie, że skoro ich "najwierniejsi starzy fani" czekają najbardziej na "dzień" i "dzieci", to Turbo wcale nie jest zespołem metalowym, a harcerskim
