Sądząc po zainteresowaniu tym tematem niewiele osób będzie to interesowało ale jak byłem w Krakowie to się pochwalę i coś napiszę
Pod klub przybyłem koło 19:15 i na początek niespodzianka
Andreas Kisser jak gdyby nigdy nic stoi sobie przed wejściem do klubu i robi sobie z ludźmi zdjęcia
Bardzo grzeczny, spokojny, cierpliwy.
Support : Toxic Bonkers. Nie piszę nic bo się nie znam
Co mi się rzuciło w oczy to mała ilość ludzi i troszkę o frekwencję się bałem.
Jednakże przed samym koncertem Sepultury w klubie zrobiło się naprawdę tłoczno
Ludzi tak na oko to może z 600-700 osób (w zeszłym roku na Acid Drinkers było 800 i to już był maks co ten klub mógł pomieścić). Dziwne prawda
13 lat temu Sepultura samodzielnie potrafiła zapełnić Spodek a teraz jedynie malutki klubik
Nieważne to. Secik prezentował się mniej więcej tak (kolejność może być lekko inna):
01. A-Lex IV
02. Moloko Mesto
03. What I Do!
04. We've Lost You
05. Filthy Rot
06. Convicted in Life
07. Refuse/Resist
08. False
09. Troops of Doom
10. Escape to the Void
11. Inner Self
12. Territory
13. Arise
14. Dead Embryonic Cells
15. Sepulnation
16. Infected Voice
17. Roots Bloody Roots
Z zegarkiem w ręku wyszło 80 minut. 80 minut takiego czadu i ognia że jest to wręcz nie do opisania. Jeżeli ktoś twierdzi że Sepultura bez jednego czy drugiego (czy obydwu jednocześnie) Cavalerów to nie to samo powinien wybrać się na koncert. Zaangażowanie muzyków 100%. To co robi za garami Jean Dolabella jest niesamowite. Gra niesamowicie gęsto i mocno. Paulo Jr. z krótkim i siwym włosem cały czas trzyma rytm. Andreasa Kissera to czas się nie ima w ogóle ~ facet wygląda jak by miał 25 lat. Burza włosów i niesamowita energia. A Derrick Green jest po prostu fantastyczny. Ogromny facet z niesamowitym głosem.
Od samego początku grali niemalże bez wytchnienia i przerw. Numer za numerem, bez żadnych pogadanek. Pierwszy odezwał się Kisser po 40 minutach występu !!! Powiedział parę ciepłych słów pod adresem publiczności i dodał że w tym roku przypada 25 lat istnienia Sepultury i teraz dla przypomnienia coś starszego i polecieli z "Troops of Doom". W ogóle świetnie to wszystko brzmiało ~ niesamowicie głośno i selektywnie (stałem 5 metrów od sceny po lewej stronie). Później rozkręcił się również Derrick jeżeli chodzi o pogaduszki. Były żarty (króciutka samba instrumentalna i "kocie ruchy" Kissera ~ pewnie lubi potańczyć
), były ciągłe uśmiechy na twarzach muzyków.
Ba bisik tylko dwa numery przy czym przy "Roots Bloody Roots" to już było istne pandemonium to co się działo. I to dosłownie na całej sali
Ukłony, podziekowania, Kisserowe "baj polonia". I tyle.
I chyba nikt nie wyszedł niezadowolony. Bo nie było powodów.