Postautor: slayer » sob kwie 11, 2009 11:48 pm
Mille kiedys pisal na swoim blogu o tych czasach Endoramy. Pozwole sobie zacytowac:
"Tilo Wolff? ah tak...rok 99 i wspaniale czasy Endoramy, ale oczywiscie nie tylko. Tilo urodzil sie w moim miescie, bylismy sasiadami przez dlugi czas. Pamietam go swietnie jeszcze w normalnych krotkich wlosach, kiedy chodzil z dziewczyna za reke czy na popijawy do baru 'Adolfisamused'. Tilo byl normalnym chlopakiem, lubil sie zabawic, ale pomagał rodzicom, był posluszny, mieli male gospodarstwo. Chyba trzy krowy. Oczywiscie Wolff to tylko jego pozniejsza ksywka, prawdziwe nazwisko to Wolf, jak wilk...chyba od tego mu odbilo. Lublilismy sie, jezdzilismy razem do mojej cioci zbierac jazyny, a gdy padal deszcz, otulalem go w moja kurtke. Byl bowiem jeszcze wtedy mlodym chlopcem. Kiedy nagralem moja pierwsza plyte, Endless Pain z Ventorem bylismy zlymi facetami. Hieh, to było glupie, patrzac z perspektywy czasu....Odtracilem Wolfa, juz nigdy pozniej nie pojechalismy na zbiory do cioci, on bardzo sie zdystansowal, odnalazl sie w spacerach po lesie, czy cmentarzu. Stał sie wyrzutkiem, nie moglem go akceptowac bedac thasherem. Na szczescie... juz jakos przed rokiem 98 spotkalismy sie na pogrzebie cioci we Frankfurcie. Podalismy sobie rece, dlugo rozmawialismy, o muzyce, poezji, przyrodzie. Wspomnialem, ze lubie ten jego gotycki projekt, choc nigdy bym sie nie spodziewal , ze na dluzej wsiaknie w muzyke. Za mlodego byl takim beztalenciem... On takze odwdzieczyl sie i powiedzial, ze lubi Kreator za album Outkast, ze pasuje do jego swiatopogladu. Potem pokazal mi swoj tatuaz na lewej pięcie, na ktorym bylo wyppisane when "nothing's left - Ruin of Life".
Pogodzilismy sie na dobre, wspolne wakacje, coraz wiecej rozmow...nie moglismy sie jakos rozstac. Kiedy przyszedl czas nagrywania Endoramy...nie moglem sie oprzec, aby Tilo , jako praktycznie bratanek, nie pojawil sie na tym albumie. Mialem szczescie, ze w zespole nie bylo juz Ventora, moglem byc spokojny. I to wtedy sesja zdjeciowa, wszystko potoczylo sie bardzo szybko...to byl udany ktorys tam kolejny weekend na wsi. Przyroda, natura, ktora nas otaczala pozwalala swobodniej myslec. Niczym nie ograniczeni, pozostalismy sami sobie i muzyce. Endorama to moj najbardziej osobisty material, a utwor Future King , moge nie wstydzac sie teraz przyznac byl skierowany do Tilo..."
Jazz is not dead, it just smells funny.