Tak, czytałem kilka tematów w celu przygotowawczym i wiem jak to wygląda. Ulubione utwory jak najbardziej uwzględnię, ale w jednym wypadku co najmniej to może być niemożliwe, gdzie na całym albumie są tylko jeden lub dwa utwory lub muzyka ma taki charakter, że po prostu myślenie o niej w kategoriach utworów/piosenek może być daremne, bo traktuję coś jako całość po prostu bez takiego rozdrabniania na ulubione kawałki, ale w 98% przynajmniej coś powinno być uwzględnione, czasem nawet tylko jeden ulubiony utwór jak jest absolutny faworyt gdzieś.
I samo to, że to jest lista zaledwie 50 płyt zmusza mnie do jak największego ograniczania, chętnie bym dał po cztery płyty Judas Priest czy Coltrane'a na przykład, ale wtedy nie byłoby miejsca dla innych. Szczerze, ja się lekko zapuściłem z poznawaniem muzyki, ale chyba nadal nie ma miesiąca, w którym bym nie poznał co najmniej jednego nowego albumu, kiedyś płyty w naprawdę hurtowych ilościach poznawałem i potrafiłem mieć schizofrenię od nadmiaru muzyki. Teraz wolę poznawać toporniej i może trochę wolniej, siłą rzeczy zaniedbując inne rzeczy, ale lepiej przyswoić. I też są rejony, na które wiem, że nie chcę marnować swojego czasu - nie lubię hip hopu na przykład, więc celowo go unikam; lubię parę płyt, ale nadal nie na tyle, by dawać je do top50 czy nawet top250, więc oczywiście nikt nie powinien się spodziewać hip hopu na mojej liście. I ogólnie mam wyjebane na to co jest na topie, co jest popularne wśród rymowych czy klerykowych hipsterów, staram się podążać za sobą przede wszystkim

Kiedyś właśnie słuchałem dużo płyt z jakichś top100 czy nawet top150 jakichś roczników z Rate Your Music i siłą rzeczy dużo hip hopu słyszałem przez to, ale teraz takie rzeczy mnie zupełnie nie bawią i z rymem też nic wspólnego nie chcę mieć.
I lubię Alice in Chains, lubię Jar of Flies na pewno, Facelift poza Man in the Box szczerze nie pamiętam, a przynajmniej nie pamiętam jakie miałem odczucia przy słuchaniu tej płyty. Ale AiC nie będzie w moim top50, szczerze powiedziawszy to żaden z tych grunge'owych zespołów jakoś nie zawładnął moim sercem i żadnego naprawdę dobrze nie znam, jak inni słuchali Nirvany w gimnazjum czy na przełomie gimnazjum i podstawówki, to ja najzwyczajniej w świecie byłem bardziej zafascynowany Panterą, Rage Against the Machine czy Judas Priest lub Iron Maiden, nawet System of a Down, Avenged Sevenfold czy Slipknotem. W późniejszych latach też zresztą jakoś nie przyszło mi do głowy, by słuchać Alice in Chains i Soundgarden, ale jak to z wieloma rzeczami może się stać, wszystko jest jeszcze przede mną

Te zespoły nie trafiły w mój czas i moje emocje najwidoczniej do tej pory. A co do epek to bardziej myślałem o eponimicznym Mercyful Fate z 1982 roku, ale nie wiem czy to uwzględnię w swoim HM, prawdopodobnie nie, mimo że kocham mocno.