31. Avenged Sevenfold - Sounding the Seventh Trumpet (2001)
Przyznam bez bicia zawsze uważałem ten krążek A7X za najsłabszy (w momencie wydania Hail to the King był raz przedostatni) ale teraz się to zmieniło od jakiegoś czasu (najbardziej niedoceniany krążek A7X tak tak swoją drogą, dużo osób go nawet nie zna). Totalna klasyka (i myślę że za kilka lat może być w top 5-10 wszecz czasów, ten album tylko rośnie) praktycznie nie ma solówek na płycie (St. Anger nam się kłania xD) a ocenię sobie wersje ponownie wznowioną przez Hopeless Records z 2002 (wersja oryginalna Good Life Recordings ma pierwszy utwór grany na pianinie a ta wersja którą ocenie została ponownie nagrana już z nowym wtedy członkiem zespołu Synysterem Gatesem i jest tam gitarowe solo) ok to jedziemy płytę otwiera wspomniany przeze mnie To End the Rapture (krótkie zwarte solo i śpiew, czasem go jeszcze grają na koncertach) Turn the Other Way - to totalny rozpierdol M. Shadows to prawdziwy szatan, zresztą mam bootlegi z 2002 z tej trasy i to co tam wyprawia na tych nagraniach to jakiś kosmos, jeden z faworytów na krążku, szkoda, że tak olewają ten album na koncertach. Niestety nie ma platyny, ale powinna być

Matt ma nawet wydziaraną te okładkę na klacie (jedna z moich ulubionych ich okładek też) co warto odnotować to że Rev nagrał partie perkusji za pierwszym podejściem (ale to zawsze był uzdolniony artysta) przechodzimy do Darkness Surrounding - co za utwór o słodki ciemny panie... ''obrzydliwe'' screamy wokalisty (ja bym się porzygał jakbym miał tak śpiewać), doskonałe riffy Zacky'ego bas Justina i perka Jimmy'ego. Dziewczyny wysyłają mi czasem jakiś metalcore czy alt rock, ale do mnie najbardziej trafia Metalcore w wykonaniu dwóch pierwszych płyt A7X, to musiało być coś słuchać ich w tamtych czasach (w pierwszym tyg album sprzedał się tylko w 300 kopiach) nie wiem czy pionierzy, ale na pewno mieli wpływ na scenę, gdyby dalej grali Metalcore pewnie by nie mieli takiego sukcesu a i tak w takiej muzyce raczej szybko formuła ulega wyczerpaniu. Dobra jedziemy dalej The Art of Subconscious Illusion - niesamowity nr, gościnne screamy Valary DiBendetto (w przyszłości później Sanders) ona bardzo im pomagała na początku działalności pomoc w promocji zespołu, praca w merchu itd no i występowali razem nawet na scenie, dziewczyna krzyczy zabójczo. Z tego składu z tej pierwszej płyty ostały się już tylko 2 osoby (a 1 nie żyje) Justine Sane to był dobry basista, ciekawe ma tutaj partie i na pianinie też on tutaj grał. We Come Out at Night - fajny refren czystym głosem śpiewany (już słychać te charakterystyczną nosową barwę tutaj) utwór na tle innych moim zdaniem się jakoś szczególnie nie wyróżnia (no może z wyjątkiem tego pianina pod koniec i odgłosami wiatru/deszczu/burzy, fajny pomysł) Lips of Deceit - to początkowe ooo mi się kojarzy trochę z Maiden, ale to tylko moment, bo potem wchodzi ostre napieprzanie, ciekawy riff i screamy, potem atmosfera trochę siada. Jeszcze raz się pojawia słynne ''oooo ooooo'' i po krótkiej łupance w zasadzie tyle. Warmness on the Soul to piękna ballada napisana dla ówczesnej dziewczyny (teraz żony, są ze sobą od 13 roku życia) Valary. Do tego kawałka za 40$ powstał pierwszy teledysk (polecam obejrzeć) wszyscy główni bohaterowie płyty tam występują. Grali go na wcześniejszej trasie, ale niestety tylko instrumentalnie. Jest takie mini solo na płycie Zacky'ego hahah, bo wtedy on był gitarzystą prowadzącym, ale w sumie nie nazwałbym tego solem, ładne klawisze pod koniec i to w zasadzie tyle, rewelacja sezonu ten kawałek. An Epic of Time Wasted to był kiedyś mój ulubiony kawałek na płycie (może jeszcze wróci) świetnie wypada na koncertach, tylko jest jeden warunek, trzeba umieć w scream. Agresywny bas chodzi jak w Maidenach momentami i gitara. Od 2:10 do 3:09 totalny odjazd, potem mamy wyciszenie i już czysty śpiew(screamy w tle) doskonały kawałek. Breaking Their Hold króciutki kawałek niewiele ponad minuta, jest szybko i tyle właściwie. Forgotten Faces - to nigdy nie był z moich faworytów, znam nawet osoby które uważają że jest to najsłabszy ich kawałek. Thick and Thin - też jakoś na tle innych kawałków nie rzuca się w uszy, przyzwoity numer. Streets - to coś innego na płycie w klimacie punk, zresztą powstał jeszcze w czasach innego zespołu gdzie Matt śpiewał czyli Successful Failure (pasowałby do jakiejś gry komputerowej Tony Hawk albo coś tak swoją drogą) na deser Shattered by Broken Dreams - można by rzec pierwszy epik zespołu (kiedyś również mój ukochany kawałek na płycie przez wiele lat) teraz taka muzyka jest mi o wiele bliższa niż te ''techniczne popisy Dream Theater'' z późniejszych płyt. Jak dla mnie o wiele bardziej ambitny niż te dzisiejsze kloce Teatru Marzeń. Balladowy wstęp mi przypomina trochę Fade to Black - Mety, ale jak czerpać to od najlepszych

potem są screamy a ostatnia minuta kawałka najlepsza (wysokie czyste zaśpiewy Shadsa i deszcz na koniec, tak się gra) Czy jest to płyta dla każdego? - nie, czy może się spodobać? - tak. Nie zdziwię się ( na początku tego posta już wspomniałem) jak ten album za kilka lat będzie w top 10 płyt wszech czasów. Co go wyróżnia na tle innych płyt A7X? to że nie ma solówek prawie wcale.
Mój post dedykuje zmarłemu w 2009 roku perkusiście zespołu R.I.P The Rev (1981-2009) i osobie z fanklubu batcountry.pl która popełniła samobójstwo
Ulubione utwory:
Warmness on the Soul