Odnośnie polskiej daty, to widzę, że nikt tu nie wspomniał o ich występie u Owsiaka. Jako że byłem na miejscu, to mogę krótko opisać ich "show".
Jakbym dostawał złotówkę za każdym razem, kiedy Paradise Lost ma problemy techniczne, przez co spóźnia się z koncertem i gra skrócony set, to miałbym już 2 zł. Niby niedużo, ale wciąż dziwne, że zdarzyło się aż dwa razy. Tl;dr spóźnili się z 25 minut i ostatecznie zagrali jedynie 11 kawałków, czyli ok. 55 minut. Zespół tłumaczył się potem w social mediach, że mieli opóźnione loty i nie mogli zdążyć na czas z przygotowaniem technicznym:
„Ogromne podziękowania dla fanów Pol’and’Rock Festival za cierpliwość, a przede wszystkim dla ekipy scenicznej, dzięki której piątkowy koncert w ogóle mógł się odbyć.
Dla tych, którzy nie wiedzą – niemal nie dotarliśmy na festiwal w piątek z powodu nie jednego, lecz dwóch opóźnionych lotów.
Zazwyczaj przygotowanie do koncertu na żywo zajmuje dwie godziny, ale dzięki niesamowitej współpracy udało nam się to zrobić w godzinę.
Niestety oznaczało to, że wystąpiliśmy trochę później niż planowano, ale lepiej zagrać z opóźnieniem niż wcale.
Dziękujemy naszym polskim fanom za cierpliwość i oddanie.”
www.metalnews.pl/newsy/koncert-paradise ... niony/amp/
Niby tak mogło być, ale Owsiak również ze swojej strony coś dodał:
Wspomniał, że do zapowiedzi ostatniego zespołu - Paradise Lost - czasówka festiwalu szła "jak w szwajcarskim zegarku". Natomiast półgodzinne opóźnienie brytyjskiej grupy wynikło z awarii gitary. "Postanowili tę gitarę reperować. Dla mnie to jest zawodowy skandal. To jest tak, jakby zespół przyjechał z jedną gitarą. Jeżeli ktoś widział, jak wystąpił Mrozu - pełna profeska, Polacy robią wspaniały show, potrafimy to robić. I nagle przyjeżdża markowy zespół, ma jedno wiosło, na którym chcą grać i upierają się, żeby je naprawić. Nasz cały backline zrobił niesamowitą robotę, naprawił tę cholerną gitarę, trwało to trzydzieści minut" - tłumaczył.
https://muzyka.interia.pl/pol-and-rock- ... d,22171194
O ile sam Owsiak bardzo lubi przerysowywać i wyolbrzymiać różne rzeczy, to rzeczywiście spod sceny tak to wyglądało. Techniczni coś tam robili w niezbyt szybkim tempie, aż w pewnym momencie chyba z siedem osób stanęło nad jednym Marshallem i kontemplawało nie wiadomo o czym. Sceneria wyglądała jak z typowego mema o budowlańcach. Trwało to co najmniej z kilkanaście minut, ale w końcu ruszyli. Przez pierwsze dwa utwory jeszcze trochę problemów z dźwiękiem, w szczególności wokalu, było słychać, ale potem się rozkręciło. No właśnie, rozkręciło, po czym po którymś kawałku Nick coś tam powiedział na ucho pozostałym członkom zespołu, zagrali Small Town Boy... i zeszli ze sceny. Wszyscy spodziewali się tradycyjnego bisu, po czym na telebimach pojawił się napis "Dziękujemy za dzisiaj, do zobaczenia jutro" podpisany przez Owsiaka. Wszyscy w konsternacji, niektórzy jeszcze coś tam krzyczeli, ale po chwili się zaczęli rozchodzić, jako że była już jakoś 2:30 na zegarku. Potem się okazało, że Owsiak się obraził i poszedł spać, nie chciało mu się tradycyjnie zostawać do końca koncertów XD. Podejrzewam, że jakby zespół był bardziej chętny do grania, to nie byłoby problemów z przedłużeniem koncertu. I tak grali jako ostatni tego dnia, a pamiętam, że 2 lata temu, kiedy były srogie ulewy, to koncerty się poprzesuwały, bo zalało część sprzętu na scenie, i takie Apollo 440 kończyło grubo po 3 w nocy. No ale lepiej odwalić manianę i mieć wyjebane.
Ogólnie wielka szkoda, bo mógłby z tego wyjść naprawdę dobry koncert. Scena, nagłośnienie czy światła u Owsiaka jak zawsze top. Takie Pity the Sadness wyszło świetnie i nie ukrywam, że przed koncertem liczyłem, że zaprezentują całkiem niezły set, bo na niektórych gigach rozszerzyli setlistę do 16 kawałków, w tym dorzucili bardzo lubiany przeze mnie "Hallowed Land". Natomiast ostatecznie wyszło jak wyszło. Jak będą grali kolejny raz w Polsce i koncert będzie kosztował więcej niż uczciwe darmo, to się naprawdę mocno zastanowię nad wybraniem się.