Rzecz jasna nie mówię o Tobie, czy słuchaczach Twojego typu - wiem, że masz o tym gatunku bardzo dużą wiedzę i znasz się na tym. Tym bardziej mnie dziwi, że ta otoczka jest dla Ciebie tak ważna
Może nie aż TAK ważna, ale na pewno istotna. Kiedyś dużo bardziej, dziś trochę mniej
. I w sumie to pisałem trochę ogólnie. Ale.....
Ja generalnie wyrosłem, wychowałem się w otoczeniu ludzi słuchających heavy metalu czy częściej nawet ekstremalniejszych jego odmianach. Jako kilkuletni smyk siedziałem, słuchałem, przyglądałem się temu wszystkiemu i złapałem bakcyla
. Do przedszkola nosiłem winyle ojca: Iron Maiden, Running Wild, Deep Purple, Manowar i uczyłem kolegów i koleżanki jak malować Eddiego
.
Niejednokrotnie moja mama wzywana była do przedszkola przez zaniepokojone panie zajmujące się nami, gdyż malowałem przed leżakowaniem same czaszki, trupy, cmentarze. Wersji "Live After Death" w przedszkolu namalowałem chyba z 50
. Można powiedzieć, że wychowałem się na heavy metalu, później ukształtowały i ulepiły mnie Kreator, Venom, Slayer, Sodom, Celtic Frost czy też duży wpływ miał na mnie program z MTV - Headbangers Ball. Właśnie to tam widziałem jako cztero czy pięciolatek pierwsze klipy metalowe. Pamiętam, Że bardzo, ale to bardzo podobały mi się teledyski i występujący tam panowie
. Ta odmienność od tego co widziałem, na co dzień na ulicach czy w domach. Jako pierwsze wrażenia, które tak mocno utkwiły mi w pamięci związane są np. z Metallicą "One" albo koncertowym "Hell Awaits" Slayer, trochę później "Seasons In The Abyss", Pestilence "Land Of Tears" (który do dziś jest dla mnie najlepszym teledyskiem). Niesamowicie podpalony byłem zachowaniem muzyków, ubiorem i w ogóle tym stylem tak odmiennym od tego co widziałem dookoła. Głównie headbanging to było dla mnie coś niesamowitego. Sposób śpiewania, to dzikie zachowanie. To było to
.
Do tego zaj*biscie podobał mi sie styl ubierania się mojego wujasa i jego kumpli, którzy ciągle u niego przesiadywali i słuchali na okrągło wszystkich tych szalonych rzeczy z kaset i winyla. Wiesz jeansy, skóry, białe adidasy, naszywki, przypinki...
Później w wieku 11, 12, 13 byłem wielkim metalowym ortodoksem. Liczyły się dla mnie tylko Sodom, Destruction, Dark Angel, Napalm Death, Exodus, Sarcofago, Morbid Angel, Possessed, Sepultura, Bathory, Motorhead, Kreator, Obituary, S.O.D., Venom, Tankard, Voivod, Deicide.... Sam death, grind, thrash, troszeczkę black i ewentualnie heavy. Nic poza tym. Nawet zespoły hard rockowe, które lubiłem wcześniej poszły w odstawkę (poza Black Sabbath), a co dopiero inna muza. Naoglądałem się zinów, gazet, zdjęć oraz tylu kaset video z teledyskami (miałem chyba z dziesięć 240 minutowych taśm z samymi metalowymi klipami i koncertami), że byłem tym metalowaniem przesiąknięty do szpiku kości. Wygląd kapel liczył dla mnie się wcale nie mniej niż muzyka. W piątej klasie podstawówki babcia tak zwężała mi spodnie, że musiałem niekiedy zapierać się o stół, żeby je ściągnąć
. Co prawda nigdy jakoś nie walczyłem z nikim, nie gnębiłem, nie kroiłem "pozerów", czy kogoś tam innego. Po prostu realizowałem się w półświatku, który gdzieś tam sobie za dzieciaka stworzyłem, który zgotowali mi otaczający mnie starsi ode mnie ludzie.
Kiedyś pamiętam nie znając jeszcze jakiegoś zespołu zobaczyłem zdjęcie, na którym stali kolesie w taśmach z nabojami, krzyżami i takimi tam duperelami i od razu myślałem "Łoo, ci muszą grac dopiero zaj*biście" hehehe. Nie raz to się sprawdzało, nie raz nie
. Ale uczulony byłem na widoki kolesi typu L.A. hair glam i tych z Seattle, bo bardzo źle mi się to kojarzyło.
Później spuściłem trochę z tonu, ochłonąłem i trochę starałem się podejść do niektórych rzeczy bez uprzedzeń i zacząłem wracać do klimatów typu Running Wild, Accept, Manilla Road, Iron Maiden, Raven, Dio, Savage Grace, Warlord, Rainbow, Heavy Load, Ozzy Osbourne, Uriah Heep, które ciągle miał na półce mój ojciec.
Nosze się tak jak nosiłem kilka czy kilkanaście lat temu. No, może już nie nosze tak obcisłych jeansów
,na które kiedyś była ogromna moda. Ale jakiś tam styl ogólnie pozostał. Tak mi to weszło w krew, że nie wyobrażam sobie siebie inaczej. Nie widzę w tym nic złego, ani tez przesadnego. Nie stroje się godzinami przed lustrem na prawdziwego heavy metalowego wojownika, tylko po prostu zakładam na grzbiet koszulkę czy tam bluzę (a mam niestety albo stety same z zespołami), spodnie i oto jestem
.
Nie myślę sobie, ze stworzyłem sobie jakąś tam kreacje tylko po to, żeby być przez to bardziej wyrazisty czy coś w tym stylu. Nie zastanawiam się nad przynależnością do jakiejś subkultury. Do tego czy tamtego. Tak już po prostu mam i tyle. I zdaje się, że chyba już nigdy z tego nie wyrosnę skoro do tej pory ciągle ta metalowa wariacja mąci mi w głowie
. Ciągle słucham płyt, jeżdżę na koncerty i staram się nie odbić od tego zamieszania związanego z muzyką, której słucham......
To chyba tyle o sobie
. Poza tym mam blond włosy i mam na imię Łukasz
.
Mam nadzieje, że Cie nie wynudziłem, że nie roznegliżowałem się za bardzo wewnętrznie, a przy okazji odpowiedziałem na Twoje pytanie.
So what if the master walked on the water.
I don't see him trying to stop the slaughter.